Leniwie otworzyłam oczy czując uporczywy ból głowy. Wspomnienia poprzedniej nocy szybko nawiedziły moje myśli. Pamiętałam każdy moment, jedynie obraz powrotu do domu miałam jakby za mgłą.
Mrugnęłam kilka razy powiekami rozglądając się po pomieszczeniu. Jak się okazało, leżałam w łóżku Brada, który przyczepił się do mnie niczym pijawka. Jedną nogę miał wplątaną pomiędzy moje, głowę opartą na ramieniu, a ręką obejmował w pasie. W duchu modliłam sie żebyśmy oboje byli ubrani. Zaczęłam sie wiercić chcąc sie wygrzebać spod jego uścisku i sprawdzić w jakim stanie sie znajdujemy, jednak jak sie okazało Bradley nie spał, bo zaraz podniósł głowę i wlepił we mnie swoje oczy.
- Siemasz piękna - mruknął zaspanym głosem - Jak sie spało?
- W porządku. - uśmiechnęłam sie do niego i rozejrzałam się po pokoju. Próbowałam przypomnieć sobie moment w którym kładłam się spać, ale nic z tego. W głowie miałam jedynie pustkę, postanowiłam więc zadać chłopakowi nurtujące mnie pytanie - jak ja sie tutaj znalazłam?
- Oj mała - zaśmiał sie opierając głowę na ręce - Odleciałaś od razu gdy weszłaś do auta, wiec pomyślałem, że najprościej będzie, gdy prześpisz sie dziś u mnie - wyjaśnił po czym ucałował mnie w czoło.
- Miło z twojej strony - oddałam mu pocałunek, jednak w policzek, co chłopak uznał za zachętę, wiec delikatnie musnął moje usta swoimi czekając na moją reakcję. Ja natomiast przymknęłam powieki i ponownie oddałam mu pocałunek, który on za chwile pogłębił. Po chwili jednak przerwał proponując śniadanie. Ochoczo przyjęłam propozycje i chwile później oboje znaleźliśmy sie już w kuchni. Bradley w bokserkach, a ja w jego czarnej, za dużej koszulce i jakichś spodenkach, które zdążyłam ubrać przed zejściem na dół. Zrobiliśmy dla wszystkich domowników po omlecie z dżemem truskawkowym.
Bradley jest zdecydowanie świetnym chłopakiem. Myślę, że byłby dobrym partnerem i mogłabym z nim być. Po południu zabrał mnie na obiecany już wcześniej wypad do kina, resztę dnia spędziliśmy w zasadzie u mnie, z resztą noc również, jednak Brad musiał wdrapywać się przez okno pół godziny po rzekomym opuszczeniu mojego domu wieczorem.
W zasadzie zachowywaliśmy się jak para. Większość czasu tej nocy spędziliśmy na całowaniu się, a dopiero koło godziny 3 nad ranem zasnęliśmy.
Czułam się szczęśliwa, jednak nie na długo. 2 godziny później zostałam obudzona przez wibracje telefonu. 1 nieodebrana wiadomość. Wiedziałam czego mam się spodziewać i szczerze mówiąc wcale się nie myliłam. Znowu numer zastrzeżony.
"Ostrzegałem Cię, żebyś uważała. Sama się prosisz o kłopoty."
Zupełnie nic z tego nie rozumiałam, ale byłam przerażona. Odłożyłam telefon obok materaca i z powrotem wtuliłam się w Bradleya, który zaczął coś mruczeć pod nosem, przeciągnął się i mnie objął. Zerknęłam tylko na jego twarz. Taki spokojny i uroczy. Taki bezbronny. Przytuliłam się do niego mocniej, by poczuć ciepło jego ciała, które pozwoliło mi się nieco uspokoić.***
Każdy kolejny dzień i każdą kolejną chwilę spędzałam z Bradleyem. A to na mieście, u mnie, w parku, u niego. Minęły już dobre 3 tygodnie od zdarzenia z imprezy. Przez ten czas wiele się nie zmieniło, jednak nie dostawałam już żadnych głupich sms'ów. Mój związek z Bradem, bo w sumie możemy się oficjalnie nazwać parą, rozwijał się w swoim należytym tempie. Jedyne czego nauczyłam się w ostatnim czasie, to jest to, że alkohol mi nie służy, ale jednak uważam, że gdyby nie to, nie miałabym takich relacji z Simpsonem na jakich jesteśmy.
Usiadłam na kanapie obok James'a, który oglądał jakieś reality show. Po krótkim czasie postanowił rozpocząć rozmowę.
- Jak wam się układa? - zapytał bez ogródek.
- Świetnie, dzięki - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Jest dla Ciebie dobry? - palnął, po czym najwyraźniej poczuł się skrępowany i zaczął się wiercić spuszczając głowę. Kolejne dziwne pytanie z ust James'a, dlaczego mnie to nie dziwi. - Bo wiesz - odchrząknął - Jakby stanowił jakiś problem, to do mnie możesz śmiało mówić, ja go przywrócę do porządku - dodał.
- Nie, wszystko jest ok, to bardzo miłe z twojej strony, że się troszczysz - grzecznie podziękowałam uśmiechając się trochę słabiej.
Stwierdziłam, że James się dziwnie zachowuje, a sądziłam, że to Tristan jest odcięty od rzeczywistości.
Ciszę, która trwała kilka długich sekund przerwał Connor, który wpadł do salonu niczym huragan.
- Hej, Vickey-Mickey! - uśmiechnął się szeroko w moim kierunku podchodząc i dając mi całusa w policzek - Co słychać? Dawno Cię nie widziałem - uszczypnął mnie w policzek.
- Connor, ile razy mam Ci powtarzać, że to przezwisko wcale nie jest zabawne - upomniałam go.
No tak... Zapomniałam wspomnieć, że Little C. nic nie wie o mnie i Bradleyu. Właściwie wtajemniczony jest tylko James, co z drugiej strony nie wiem czy jest dobrą wiadomością. James, jak dla mnie, jest za bardzo bezpośredni.
W tamtym momencie do salonu wkroczył również Brad. Po jego minie zauważyłam, że chyba nie był zadowolony z poczynań Connora. Przemierzył powoli salon nie spuszczając wzroku z Ball'a, który miał go totalnie gdzieś i wepchał się między mnie, a James'a.
- Hej Connor - odezwał się cierpko.
- O, cześć Brad! - odpowiedział zadowolony Con, wciąż molestując mój policzek, który zaczynał co raz bardziej boleć. Odtrąciłam jego rękę czując ulgę i potworne szczypanie na owym policzku. Connor chyba poczuł się urażony i usiadł prosto, natomiast Brad wówczas objął mnie ramieniem w lekko zaborczym geście.
- Zwariowałeś? - szepnęłam do niego - Przecież on nic nie wie.
- No to się dowie - odparł cicho, po czym musnął moje usta.
- Jesteś chory - pokręciłam głową ze zrezygnowaniem, jednak nie potrafiłam ukryć uśmiechu zadowolenia na mojej twarzy. Po chwili Brad wstał i pociągnął mnie za rękę prowadząc po schodach do góry. Ledwo weszliśmy do jego pokoju, a dopadł nas Connor.
- Victoria, możemy chwilę porozmawiać na osobności?
- Jasne - odparłam całując Brada w policzek, po czym wyszłam z pokoju podążając za Connorem na koniec korytarza. - Co jest?
- Od kiedy jesteś z Bradleyem?