Dotarłam na miejsce zbiórki ze spuchniętymi od płaczu oczyma. W sumie to niezbyt wiele widziałam, miałam drgawki i byłam strasznie nieszczęśliwa. No bo wiecie... Ruszałam na wojnę z przyjaciółmi. Wyobrażacie sobie zadźgać znajomego sztyletem? No właśnie. A znajomy to nie przyjaciel. Miałam tam wszystko... Dom, rodzinę, znajomych, kolegów, przyjaciół. No cóż. Przynajmniej Nico był ze mną. Mimo wszystko nie mogłam się z tym wszystkim pogodzić. Spodziewałam się takiego przebiegu wydarzeń, ale wyobrażałam sobie, że stawię temu czoła w jakiś normalny sposób, wyjdę naprzód promieniując siłą i władzą. Ze świadomością, że wśród przeciwników są moi bliscy, oczywiście. A co zrobiłam? Rozpłakałam się jak przedszkolak. Jednak pierwszy raz w życiu nie uznałam tego za oznakę słabości. To była oznaka solidarności z Obozem Jupiter. Spojrzałam w dół. Ze wzgórza roztaczał się całkiem niezły widok na otoczenie. W oddali ujrzałam cały legion maszerujący w szyku liniowym. Na czele znajdował się oczywiście Oktawian... Mimowolnie wszystkie mięśnie w moim ciele napięły się na myśl o tym... Czymś. Bogowie, jak ja go nienawidziłam! To wszystko to była jego wina. A ten psychopata zdawał sobie z tego sprawę. I na dodatek sprawiało mu to przyjemność. Jednak może miał powody...? Złapałam się na tym, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Trudne dzieciństwo? Być może. A może, gdybym w porę zauważyła, że coś jest nie tak i załatwiła mu psychologa... To do niczego by nie doszło? Zaczęłam się obwiniać. Nico jednak zauważył to, a dokładniej odczytał z wyrazu mojej twarzy.
-To nie twoja wina - wyszeptał mi do ucha, ściskając mocno. Powiedział to z taką pewnością, że uwierzyłam. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Gula w moim gardle była tak duża, jak nigdy wcześniej. Gdybym się odezwała, natychmiast wybuchłabym płaczem. Postanowiłam więc dalej milczeć. Chciałam jeszcze porozmyślać, ale nie było na to czasu. Usłyszałam stukot końskich kopyt. Nadbiegł centaur, który zwał się Chejron. Przynajmniej tak mówił mi Nico. Zabrał głos.
-Herosi! - chyba chciał powiedzieć to głosem podnoszącym na duchu, ale nie był w stanie. Nie dziwię się. W Obozie Jupiter było z 6 razy więcej jednostek. Po krótkiej mowie powitalnej i zagrzewającej do walki, spojrzał na mnie. Prawdopodobnie chciał, żebym osobiście wypowiedziała się na temat rzymskich sił bojowych, szyków, taktyk i tak dalej. Nico pokręcił jednak przecząco głową i centaur natychmiast zrozumiał.
-Ostatnimi czasy sporo czytałem o Rzymianach...
-Przecież mamy jedną z nich! Czemu nie zapytamy jej? - głos z tłumu.
Nico obrócił się na pięcie i spiorunował wzrokiem jakiegoś gówniarza o brązowych włosach. Dzieciak nie odezwał się już więcej. Byłam mu za to strasznie wdzięczna (mówię o Nico, a nie o tym głupim... ach, nieważne). Taki prosty gest, a tyle dla mnie znaczył...
Następnie Chejron wypowiedział się o szyku liniowym i klinowym, wszystkich siedmiu formacjach, wyjaśnił podstawowe pojęcia, takie jak centurion czy auxilia. Doszedł do wniosku, że w naszym obozie nadal panuje ustrój republikański (miał rację), opisał więc szczegółowo układ triplex acies i wyjaśnił, jak z nim walczyć. Dużo wiedział. Triplex acies było niezwykle popularne podczas republiki i można było łatwo przewidzieć, że Oktawian pewnie zastosuje właśnie ten układ. Kiedy wszyscy już wszystko wiedzieli (no dobra, pewnie tak czy siak większość zapamiętała tylko pojedyncze fragmenty), usłyszeliśmy ich. Ktoś dął w róg. Nie było to wprawdzie w stylu Rzymian, ale Oktawian zawsze miał smykałkę na punkcie rogów bojowych... Zastanawiałam się, w jaki sposób doszedł do władzy podczas mojej nieobecności. Zakładam, że w swojej polityce omamił tylko niewielki procent herosów. Większość zapewne zastraszył. Dlaczego się go bali?
No cóż, na to pytanie mogę odpowiedzieć...
Zdarzyło się to dnia 16 sierpnia roku 2014. Ta data pozostanie już na zawsze w mojej pamięci. Oktawian był w złym humorze. Nikt zbytnio go nie lubił, ale był ktoś szczególny na liście jego wrogów; ten ktoś zwał się Mike. Mike bardzo dokuczał Oktawianowi, co nie wpłynęło pozytywnie na już zrytą psychikę ofiary. W odwecie Oktawian pomodlił się publicznie o śmierć przeciwnika. Chciał, żeby utonął. No i 2 godziny później wyciągaliśmy ciało z wody. Oczywiście, był to przypadek. Jednak kiedy Oktawian pokazał pluszaka z twarzą Mike' a, którego wcześniej wrzucił do wody, w Obozie zapanowało tabu, że augur ma jakiś wpływ na życie innych. Myślałam, że skutecznie je zwalczyłam. Zapewne kiedy mnie nie było, Oktawian postanowił przypomnieć reszcie o tej przykrej sytuacji. W delikatny, ale natarczywy sposób, podsycał masową panikę. No i się udało.
Tak przynajmniej przypuszczam, a uwierzcie mi, że intuicja rzadko mnie zawodzi. Minęło kolejne 15 minut. Rzymianie dotarli na miejsce i rozbili obóz u podnóża góry. Nagle poczułam na ramieniu czyjś dotyk. Obróciłam się. Nico.
-Spokojnie. Pójdziemy tam pod białą flagą, w charakterze posłów. Jeszcze nie cała nadzieja stracona.
Skinęłam głową. Chwilę później wyruszyliśmy. Towarzyszył nam Lee Adams, dziecko Apollina. Po paru minutach drogi dotarliśmy do namiotu, który ewidentnie należał do pretora. Był biało-purpurowo-złoty, miał nawet okna. Weszliśmy do środka. Znajdowały się tam meble z mahoniu i wykładzina, a także wielkie łóżko - a na nim leżała postać obrócona do nas tyłem, w purpurowej pelerynie. Zabulgotała we mnie wściekłość, ale coś mi tu nie pasowało. Zbliżyłam się. Klatka piersiowa Oktawiana nie wznosiła się w górę i w dół. Odwróciłam go na plecy. Krzyknęłam, podobnie jak reszta.
Oktawian miał na twarzy wycięty napis:
It was never him. You were all wrong.
-Paskudna robota - wykrztusiłam, odzywając się po raz pierwszy od dawna - prawdopodobnie użyto skalpela.
Chłopcy patrzyli na mnie, zszokowani.
-Skoro nie on, to kto? - zapytał Nico - I dlaczego Rzymianie mieliby go słuchać?
-Może ten ktoś zlasował im mózgi - podpowiedział Lee.
Usiadłam na łóżku. Rozbolała mnie głowa, a przed oczami latały ciemne plamki. Moi legioniści opuścili mnie na rzecz kogoś, kogo nie znali. Doskonale wiedziałam, że to nie było możliwe. Mieliśmy do czynienia z jakimś większym przekrętem. Dostrzegłam coś jeszcze.
-Nico, za tobą!
Za późno. Syn Hadesa dostał w głowę świecznikiem i upadł. Lee obrócił się i posłał strzałę na ślepo, zabijając na miejscu jednego z napastników. Reszta rozsierdziła się. Jeszcze jeden padł od strzały wypuszczonej z cięciwy Lee, po czym Syn Apolla upadł, jakby zszedł na zawał. Nie miałam wątpliwości, że jest martwy. Nawet nie próbowałam się bronić. Wiedziałam, że nie ma to sensu. Ale nie. Zamiast powiedzieć "Idziesz z nami" również oberwałam czymś ciężkim w głowę. Upadłam na ziemię, a plamki powiększyły się. Majaczyłam. Widziałam przez chwilę moją mamę, Bellonę, potem zobaczyłam tatę i całą tą nieprzyjemną sytuację...
A potem wizja się urwała.
Sorry, że tak długo pisałem, ale mam otwartych 7 innych kart, więc trochę ciężko się skupić xDD papa!