0001

1.7K 279 96
                                    

"18 kwietnia 1944 r.

Chciałbym go zapamiętać takiego na zawsze. Roześmianego i beztroskiego, z płatkami kwiatów wiśni we włosach i zmarszczkami wokół oczu.

Anglia jest taka piękna o tej porze roku. Nie rozumiem wojny, dlaczego ktoś chciałby niszczyć tak wspaniały świat? Czemu urodziłem się w tak okropnych czasach, że kiedy to piszę, gdzieś tam daleko giną niewinni ludzie?

Myślałem ostatnio ile bym dał za to, żebyśmy ja i Harry przyszli na świat w czasach pokoju. Kto wie, może nawet nie musielibyśmy się ukrywać? Chciałbym kiedyś zabrać go do kina i potrzymać go za rękę. Jego palce są takie ciepłe i idealnie pasują do moich.

Pojutrze znów spotkamy się w naszym miejscu. Odliczam już minuty. Kocham to miejsce i tę wierzbę, zawsze jest tak cicho, a jej gałęzie chowają nas przed całym światem. Pod tym drzewem nie ma wojny. Jestem tylko ja i Harry."

Bea i Liam wciąż byli w trakcie wypakowywania rzeczy. Okazało się, że to wcale nie było takim łatwym zadaniem, bo przedmioty jakby nieustannie się mnożyły. Byli pewni, że w poprzednim mieszkaniu nie mieli tylu talerzy, starych kartek z wakacji przysyłanych od rodziny i lektur szkolnych, których nigdy nie przeczytali. Musieli jednak jakoś tu uprzątnąć i upchnąć niepotrzebne rzeczy w jednej szafie, żeby zalegały tam przez kolejne kilka lat. Bo przecież szkoda tego wszystkiego wyrzucić.

Sypialnia wyglądała naprawdę wspaniale. Łóżko było duże i potężne, niestety niezbyt długie. Okazało się jednak, że stopy Liama nie wystają poza jego ramę, więc mogli je zatrzymać (a on przecież i tak zawsze zwijał się w kulkę). Beatrix była naprawdę zadowolona z tego powodu. Łóżko wyglądało na stare i porządne, i bardzo jej się podobało.

Mimo wszystko najbardziej przyciągał ją strych. Chciała przeszukać tamte pudła dokładniej, ale Liam ciągle tylko narzekał, że zaszywa się na górze i w ogóle nie zwraca już na niego uwagi.

Może miał trochę racji? Ostatnio zniknęła na cztery godziny i chyba nie było to zbyt w porządku wobec niego, cóż. Uznała, że chłopak będzie musiał to jakoś przeboleć. Musiała się dowiedzieć, jakie tajemnice kryło poddasze.

Od przeprowadzki do posiadłości minęły już dwa tygodnie. Liam wracał tego dnia do pracy, więc, korzystając z okazji, Bea chwyciła notes i poszła z nim do łóżka. Zsunęła buty ze stóp i ułożyła się wygodnie, otwierając go na ostatniej przeczytanej stronie. Poprawiła okulary na nosie i szybko przeszła do następnej.

"21 kwietnia 1944 r.

Nadal pamiętam pierwszy dzień w którym go zobaczyłem. Wciąż wydaje mi się, jakby to było wczoraj...

Miał na sobie spodnie ogrodniczki i kremową koszulę, która wystawała mu z lewej strony. Jedną rękę trzymał w kieszeni i uśmiechał się do swojego przyjaciela, który z przejęciem opowiadał mu jakąś historię. Spod czapki wystawało mu krótkie kosmyki włosów i pocierał dolną wargę palcem wskazującym. Na chwilę zastygł w bezruchu, z czego wywnioskowałem, że drugi chłopak dobrnął do punktu kulminacyjnego historii.

Chwilę potem Harry wybuchnął głośnym śmiechem i zgiął się w pół, opierając ręce na kolanach.

Pamiętam, że kiedy siedziałem po turecku sam na tej ławce, pomyślałem, że to najpiękniejszy dźwięk na świecie. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałem kogoś, kto miałby śmiech tak melodyjny i czysty. Poczułem się, jakby dotknęło mnie skrzydło anioła i już wiedziałem, że jest po mnie. Chciałem słuchać tego śmiechu i patrzeć w jasne oczy (bo nie wiedziałem wtedy jeszcze, jak pięknie zielone są) do końca życia.

Kilka chwil później nasze spojrzenia się skrzyżowały. On akurat ocierał łzę, która wypłynęła mu z oka, a ja wpatrywałem się w niego bez opamiętania. Nagle jakby spoważniał i uśmiech zamarł na jego ustach.

Patrzyliśmy na siebie kilkanaście sekund, ale czas wtedy nie istniał. Uśmiechnąłem się delikatnie, on odwrócił się do kolegi, a tamten po chwili odszedł. Wtedy Harry podszedł do mnie powoli i usiadł obok, wpatrując się prosto w moje oczy.

Myślałem, że takie historie zdarzają się tylko na filmach. Jednak on wyciągnął do mnie rękę i powiedział coś po francusku, a kiedy przyznałem, że kompletnie go nie rozumiem, przedstawił się, Harry Styles, chodząca perfekcja Harry Styles, a ja mruknąłem jakoś pod nosem swoje imię i nazwisko i zarumieniłem się wściekle. Do dzisiaj pamiętam, jak gorące były wtedy moje policzki.

Piszę o tym, bo na wczorajsze spotkanie ubrał właśnie te ogrodniczki. I to wszystko do mnie wróciło."


_____________

Kolejny krótki rozdział za mną. Od następnego rozpoczyna się akcja, przepraszam za taki dłuugi wstęp. Update 1 sierpnia :)

cacoëthes // larry stylinsonWhere stories live. Discover now