Prolog, czyli jak to wszystko się zaczęło

18 1 2
                                    

Harry zawsze był spokojnym dzieckiem. To nie tak, że był jakiś wyalienowany, nie było aż tak źle. Często bawił się z innymi dziećmi na placu zabaw, grając w berka, czy w chowanego. Uwielbiał siedzieć ze swoją siostrą na chodniku przed domem, rysując kredą po ulicy i grając w klasy. W przedszkolu zawsze brał udział w zawodach na najwyższą wieżę z klocków (i często wygrywał, będąc szczerym). Wszędzie go było pełno, ale z drugiej strony...nigdy nie było go słychać. Bo nigdy nie krzyczał "berek" gdy dotykał ramion dzieci i uciekał szybko. Nie mówił wyliczanek, grając w klasy z Gemmą, a swoje wieże budował w ciszy, podczas gdy inne dzieci kłóciły się o klocki. Zawsze wydawało mu się, że słowa są zbędne, przecież wystarczały mu gesty. A głośne dzieci obrywały od swoich rodziców, gdy krzyczały, więc czy nie lepiej zostać cicho?
Harry po prostu się nie przejmował. Jego mama też nie. Aż do czasu, kiedy poszedł do szkoły.
Harry pamięta, kiedy jego nauczycielka przyszła do domu i rozmawiała z jego mamą o tym, że chłopiec nigdy nie zgłasza się do odpowiedzi, a kiedy zostaje sam do niej wybrany, milczy, aż nauczyciele każą mu siadać i wybierają kogoś innego. Ale to nie tak, że Harry nie umie. Oczywiście, że umie! Przecież zawsze ma same szóstki z testów, jego nauczycielka chwali go, kiedy rozwiąże dobrze jakieś zadanie na tablicy, a jego mama widzi, jak dużo Harry się uczy, gdy wraca po szkole do domu.
Pamięta jak usłyszał co wtedy mama powiedziała tej nauczycielce.
"On jest po prostu bardzo nieśmiały. Proszę mu wybaczyć, ma dopiero sześć lat."
I nikt się nie martwił. Aż do jego ósmych urodzin, kiedy przestał odzywać się całkiem i zamknął się w sobie. Siedział godzinami w swoim pokoju, czytając książki o dinozaurach i kwiatkach. Nie bawił się z Gemmą, nie wychodził na osiedlowy płac zabaw i nie spotykał się z kolegami. Jego mama poszła z nim do lekarza, bo bała się, że to może być autyzm.
To nie było to. Lekarz powiedział jej, że to mutyzm i możecie tylko sobie wyobrazić, jak bardzo się przeraziła, skoro nie znała nawet tego słowa! Była spokojniejsza, kiedy wszystko zostało jej wytłumaczone.
Harry chodził na terapię przez dwa lata, kiedy lekarze powiedzieli jego mamie, że jest lepiej. "Mutyzm wybiórczy", Harry pamięta jak to usłyszał i pierwsze co zrobił, było sprawdzenie w encyklopedii co to znaczy.
Miał nadzieję, że skoro wszystko jest lepiej nie będzie już musiał chodzić do lekarza. Szczerze powiedziawszy nie były to najmilsze wizyty, był zmuszany do mówienia, a on po prostu...nie chciał.
Więc pewnego dnia poprosił mamę, czy nie może przerwać tej głupiej terapii, która, wiedział, że nie przyniesie już żadnych efektów.
A ona się zgodziła. Bo widziała desperację w oczach swojego kochania i wiedziała, że on tego potrzebuje. Nie mogła zmusić go do mówienia. Po prostu nie mogła tak go ranić. Chciała dać mu wszystko, by sprawić, że będzie szczęśliwszy i to właśnie zrobiła. Podziękowała lekarzowi, który nie twierdził, że to najlepszy pomysł, ale przecież nie mógł Harry'ego zatrzymać siłą. Powiedział jej, że zawsze może dzwonić.
Nie zadzwoniła.
I tak jest do tej pory. Harry ma skończone piętnaście lat, radzi sobie swietnie w szkole i dobrze dogaduje się z siostrą. Co prawda nie ma w klasie wielu znajomych, ale jemu to nie przeszkadza. Ma swojego kota, swoją rodzinę i jest całkiem szczęśliwy...do czasu.

~~~~~~~~~~~~~~
Woo, to prolog. Jest krotki, bo jest prologiem. I to tylko historia dzieciństwa Harry'ego. Blablabla. Dopiero się rozkręci, lepiej uważajcie. Pamiętajcie, że komentarze są mile widziane hehe.

Ps. Lubię kończyć rozdziały w najmniej odpowiednich momentach, to takie ostrzeżenie na przyszłość.

Stars in the sky don't shine as light as those in your eyes Where stories live. Discover now