Rozdział Pierwszy

48 5 11
                                    

               Naprawdę nie wiem od czego zacząć. Jednak na początku, chce powiedzieć, że pisanie tej historii nie było moim pomysłem. Allison stwierdziła, że pisząc "odejdę" od swoich problemów. Pożyjemy, zobaczymy.     

               Była noc, stałam w ciemnym pokoju. Oprócz mnie nie było nikogo. Ale były głosy, szepty. Rozmazane, wdzierały się do mojego umysłu. Chciałam uciec, daleko. Jak zwykle zaczęłam szukać wyjścia. Ciemne ściany były jak grobowiec. Obeszłam cały pokój dookoła, bezskutecznie. Zero drzwi, zero okien, jedynie szepty rozdzierające moją głowę. Chciałam uciec, znaleźć wyjście, cokolwiek by głosy przestały mnie nękać. Dłużej nie mogłam tego znieść, upadłam na kolana. Czułam się jakby w umysł wdzierały się tysiące noży, sztyletów, jeden po drugim, bez wytchnienia. Oddałabym wszystko by się to skończyło. I gdy szepty się nasilały, raniły mój umysł, obudziłam się.         

                Cała oblana potem, uświadomiłam sobie, że jestem z powrotem w swoim pokoju. Księżyc świecił wysoko na niebie. A więc jeszcze była noc. Spojrzałam na zegarek - 3.21. Codziennie budzę się o tej samej porze, wyrwana ze snu. Kiedyś ten sen miałam raz w miesiącu, z czasem co tydzień, aż wreszcie codziennie. Zazwyczaj kładę się spać z powrotem, jednakże dziś miałam ochotę zrobić coś innego. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, wspięłam się i usiadłam na parapecie. Wpatrzona w gwiazdy i księżyc, rozmyślałam. Dziś sen był inny, szepty były nasilone. Co prawda, od jakiegoś czasu szepty były coraz bardziej nie do wytrzymania, ale dziś... Cały czas czułam w głowie ten metaliczny ból. Chciałam zrozumieć co on oznacza, dlaczego akurat ja muszę go odczuwać. Wtedy chciałam wiedzieć, teraz najchętniej wypiłabym jakiś eliksir zapomnienia, by zapomnieć.     

              W domu panowała zupełna cisza. Moje blond włosy spięte w kok, otulał przyjemny, lekki wiatr, który wydobywał się z otwartego okna. Już kiedyś myślałam żeby powiedzieć komuś o moich problemach. Nigdy jednak tego nie zrobiłam. A więc tkwiłam sama z tym wszystkim. Nie wiedząc nawet kiedy, gwiazdy zaczęły niknąć. Zbliżał się poranek. Wstałam i położyłam się, musiałam się wyspać przed dzisiejszym dniem. Miałam ciężki sprawdzian, i choć uczyłam się na niego godzinami, czułam nie pewność. Wiedziałam, że nie będę śniła o tym samym, więc nie musiałam się bać. I tak rozmyślając, znów zapadłam w głęboki sen.

                                                                                     *

              Rankiem ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. A więc kolejny dzień został rozpoczęty. Nie musiałam nawet patrzeć na godzinę, żeby wiedzieć, która jest. Do szkoły miałam na 9.00, niestety mieściła się tak daleko, że musiałam wstać dwie godziny wcześniej. Chociaż to chyba nie zależy od odległości, lecz mojego lenistwa. Pierwsze co zrobiłam, to poszłam pod poranny prysznic. Łazienka była wolna, co oznacza, że albo moja młodsza siostra już wstała, albo *co się często zdarza* "budzik jej nie zadzwonił". Nie miałam czasu na rozmyślania, szybko weszłam za drzwi i zamknęłam się na klucz. Po porannej kąpieli, musiałam wyjść z łazienki. W pokoju uczesałam włosy. Wolałabym to zrobić w łazience, ale moja siostra wstała, i ją zajęła. Po zjedzeniu śniadania, była 8.00. Wzięłam cienką kurtkę, ponieważ pomimo majowego słońca, na polu było chłodno oraz plecak po czym wyszłam na chłodne powietrze.              

             Najpierw podeszłam pod dom Alice,która jak zwykle wyszła pięć minut później. Jej ciemne włosy opadały jej na ramiona. Czarne spodnie, idealnie skomponowały się z kurtką i bluzką. Do tego na szyi miała zawieszony srebrny naszyjnik w jakimś kształcie. Nie powiem wam dokładnie w jakim, ponieważ nawet sama Alice nie umie powiedzieć co to jest. Znalazła go na strychu, i wiem tylko tyle, że należy do jej rodziny od dawna.

- Idziemy, czy będziemy tu tak stać? - zagadnęła

- No cóż, nie patrząc na to, że codziennie stoję tu jak kołek, czekając aż łaskawie wyjdziesz z domu, to tak.

- Trzeba później wychodzić z domu. - odpowiedziała wzruszając ramionami i ruszyła ulicą. 

              Dojście do przystanka autobusowego zajmuje około 20 minut. Najkrótsza droga prowadziła przez las, przez który zazwyczaj chodziłyśmy. Słońce kryło się za wysokimi drzewami, które rzucały ciemny cień. Choć nie raz wchodziłyśmy do niego głęboko, nigdy nie zwiedziłyśmy go całego. Ścieżka była zresztą wydeptana przez nas samych, przynajmniej tak nam się wydawało. Ludzi można było spotkać na samej granicy lasu, gdzie zazwyczaj odbywały się imprezy, lub  pojedynczych grzybiarzy. Kilka razy spotkaliśmy mieszkańców naszego miasta, ale zazwyczaj ścieżka była pusta. W sumie razem wydeptałyśmy z 10 takich ścieżek. Miałyśmy też swoje ulubione miejsca, takie jak czerwona polana. Była to, jak sama nazwa mówi, polana wielkości stadionu, choć nawet trochę większa. O co chodzi z czerwonym? Znajdowały się tam drzewa, które miały czerwone liście. Nie pytajcie jak się nazywają, ponieważ szukałam w internecie, i atlasach, pytałam się nawet pani od biologi jaka jest nazwa tych drzew, jednakże nie dowiedziałam się niczego. Najpiękniej było na jesień gdy cała polana była pokryta czerwonymi liśćmi, i cieniem rzucanym przez słońce na drzewa. Uwielbiałyśmy tam przebywać. 

              Alice szła obok mnie, czytając notatki na lekcję. No tak, dzisiejszy sprawdzian.

- Umiesz? - zagadała.

- Uczyłam się, ale sprawdzian ma być na prawdę trudny. 

- Obym dostała chociaż dostateczny! - ciągnęła - Choć ty liczysz pewnie na coś lepszego.

- Liczę na to, że to zaliczę, a z dostatecznego łatwo się wymigam, gorzej gdyby był mierny - odpowiedziałam

- Ale gdybyś dostała dobry lub bardzo dobry, było by najlepiej - dalej gadała. 

- A ty byś się nie cieszyła? - zapytałam natychmiast uśmiechając się.

- Mówmy o rzeczach realnych, wystarczy mi dostateczny - odpowiedziała. - Ale tobie może się to uda. - ciągnęła.

- Może to odpowiednie słowo.

           W tej samej chwili wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam czytać notatki. Przeczytałam jedną stronę i miałam dość, spędziłam nad tym notatnikiem tyle czasu, że chciałabym wyrzucić go do pieca. Ale był to ostatni sprawdzian w semestrze i zarazem na koniec roku. Jeśli mieć dobrą ocenę, musiałam się uczyć dalej. Idąc przypomniał mi się sen. Szepty znów dobiły się do mojego umysłu. Poczułam chęć wyrzucenia tego z siebie. Alice jest obok mnie, mogę jej o wszystkim powiedzieć. I wtedy to usłyszałam. Mój mózg, umysł przeszyło jedno słowo "NIE" wypowiedziane szeptem. Nie był to jednak taki szept jaki sobie wyobrażacie, czułam jakby mój umysł przeszedł ogień. Upuściłam zeszyt. Słowo nie dawno wypowiedziane ciągle siedziało w moim umyśle. Chciałam się go pozbyć, jak najszybciej.

- Wszystko dobrze? - usłyszałam nie wyraźnym głosem. 

Spojrzałam na Alice, widziałam w jej oczach niepokój. Wiedziałam, że ona w moich dostrzegła coś innego - strach. 


Hej! Mam nadzieję, że pierwszy rozdział was zainteresował no i się spodobał :3 Pierwszy rozdział może trochę krótki, ale kolejne powinny być dłuższe ;;) Czekam na wasze opinie! <3





Anielskie SzeptyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz