Blue roses | Klaudia | @secret-mission

308 36 4
                                    


PARING: KaiSoo {Do Kyungsoo x Kim Jongin | EXO}

DŁUGOŚĆ: 963 słowa

GATUNEK: angst

GATUNEK: angst

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— ★ —

W swej dłoni trzymam niebieską różę, która więdnie z każdą kolejną sekundą. Podnoszę się z zimnej ziemi do pionu i rozglądam wokół siebie. Widzę piękne pola przyozdobione błękitnym dywanem. Spoglądam w dół, a następnie się schylam, aby odłożyć kwiat do jego braci.

Otwieram oczy, a przed sobą widzę materiał, na którym zaczynam kreślić bliżej nieokreślone kształty. Z początku przypominają one plamę, ale z czasem nabierają na wyrazistości i już po kilkunastu minutach widzę w tej plamie łąkę z mojej wyobraźni.

Zerkam kątem oka na swoją paletę z farbkami, która zaczyna świecić pustkami. Wzdycham głośno, gdy wstaję, odrywając się od malowania.

Gdy na tackę nakładam nową porcję kolorów, zaczynam myśleć, że mojemu obrazowi czegoś brakuje.

Odkładam paletę na stolik obok sztalugi i ze wszystkich stron oglądam płótno, mrużąc przy tym oczy. Czegoś ewidentnie brakuje, a ja nie mam pojęcia czego.

Wzdycham i wyglądam za okno, gdzie szaleje ulewa, przez co ponownie nachodzi mnie wena.

Siadam na stołku i biorę pędzelek w dłoń. Przez chwilę zagryzam jego końcówkę, zastanawiając się nad tym, czy to, co namaluję, będzie dobrym wyborem i czy nie zepsuję tym całości. Zdecydowany wracam do wcześniej wykonywanej czynności.

Tym razem pośrodku polany zaczynam nadawać życia chłopcu, który jest w podobnym wieku, co ja. Ma ciemną karnację skóry, a jego włosy, choć roztrzepane na wszystkie strony, to w tym nieładzie odnajdują trochę ułożenia i mają przedziałek na środku. Blond kosmyki wpadają chłopakowi w oczy, a jego wyraz twarzy jest nieodgadniony.

Nie wiem, kiedy, ale zatrzymuję się w bezruchu, wpatrując się w dziecięcą twarz nastolatka. Wygląda jak żywy, choć jest tylko na obrazie. Jego zaróżowione usta kontrastują z niebieskim dywanem z róż.

Pędzel maczam w białej farbie, po czym na niebie zaczynam malować łuki, z których po kilku sekundach powstają gołębie, krążące nad nastolatkiem. Z ich skrzydeł wypadają białe pióra, które chłopak łapie w rozłożone dłonie.

Jego koszula jest w połowie rozdarta, a jedna nogawka rybaczków nienaturalnie podciągnięta do połowy uda. Jego stopy wtopione są w kwiaty, które zapewne ranią jego skórę. Przez moment jest mi go szkoda, a zaraz potem rozumiem, że to tylko obraz. On nie jest żywy, a cała scena jest tylko i wyłącznie moim wyobrażeniem.

Zaczynam zastanawiać się, czy jestem dziwny. Nie rozumiem, dlaczego rozczulam się nad czymś, co nie istnieje. Oczy chłopaka z obrazu, jakby smutnieją, albo to tylko moja wyobraźnia.

Przykładam opuszki palców w miejsca na materiale, gdzie farba już wyschła. Delikatnie gładzę policzek nieznajomego z mojej wyobraźni, a w oczach czuję zbierające się łzy.

Mam ochotę powiedzieć chłopakowi, że boli mnie codzienność. Że nie rozumiem otaczających mnie ludzi, których bawi głupie słowo "sperma". A zaraz potem przypominam sobie po raz kolejny, że postać z obrazu mnie nie słyszy ani nie widzi. Nie jest w stanie mi odpowiedzieć.

On nie jest prawdziwy.

Wierzchem dłoni ocieram łzy, których nie powstrzymałem. Pociągam nosem, ponownie topiąc wzrok w szybie, starając się przy tym zapanować nad własnymi uczuciami.

Deszcz, jakby zaczął się uspokajać, a zza ciemnych chmur stara się wyglądać słońce. Niepewnie pieści moja twarz swoimi promykami, które po chwili zaczynają mnie irytować. Wstaję i podchodzę do okna, aby zasunąć żaluzje, uprzednio przepraszając za swą nieuprzejmość i obiecując, że się poprawię. Oczywiście nie mam zamiaru tego zrobić, więc z góry jeszcze raz przepraszam tym razem za kłamstwo.

Przecieram twarz dłońmi, zauważając, że płaczę. Płaczę nad losem nastolatka, który nie wie, czym są uczucia.

On jest tylko malunkiem.

Nie przejmuję się tym, że prawdopodobnie ubrudziłem całą swoją twarz i teraz są na niej niebieskie bądź białe smugi. Zagryzam wargę, siadając do płótna i biorąc czysty pędzelek, który jest mniejszy i dokładniejszy.

W tle maluję dwójkę dzieci, które leżą pod jednym z trzech drzew. Przez poprzednio zamoczone kółeczko w płynie puszczają bańki mydlane, które niesie wiatr.

Czuję, że jestem nie fair w stosunku do chłopaka, którego stopy są gołe, podczas gdy dziewczynki z drugiego planu mają piękne i zapewne drogie sukienki.

Ponownie zanurzam pędzel w perlistej farbie i z tyłu chłopaka domalowuję piękne skrzydła.

Mruczę coś niezrozumiałego pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że ze zwykłego chłopaka zrobiłem anioła. Jednak ani trochę tego nie żałuję.

On wygląda na najcudowniejszego anioła pod słońcem.

Nie rozumiem, dlaczego mój własny obraz doprowadza mnie do płaczu, a zaraz potem wywołuje na moich ustach uśmiech. Usta anioła także, jakby się uśmiechają, dodając mi otuchy. Są naprawdę piękne i niewinne.

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że ten zwykły chłopak o skrzydłach anioła i z białymi piórami nad sobą jest naprawdę przystojny. Wygląda na biednego i smutnego, a jego wzrok jest nieobecny, jakby utkwiony w pustej przestrzeni, nawet jeśli patrzy on prosto w moje oczy.

Na pędzelek nabieram trochę czerwieni, którą następnie nakładam na nogi nieznajomego, chcąc podkreślić jego nieme cierpienie. I choć on nic nie mówi, jego obojętność jest przerażająco bolesna.

Zaczynam dostrzegać między moim aniołem a sobą pewne podobieństwa.

Tak samo nie potrafimy mówić i tak samo cierpimy. Nasz wzrok jest tak samo obojętny, a usta podobnie zaczerwienione. Na naszych włosach panuje nieład, który obrazuje zamieszanie w naszych głowach.

On nie myśli, ponieważ nie jest prawdziwy.

Ponownie wzdycham, odkładając pędzle do kubeczka. Wstaję i biorę taborecik w dłonie. Odstawiam krzesełko pod ścianę, a następnie idę po brudne przybory do malowania, aby je umyć. Włosie pędzli delikatnie traktuję zimną wodą, aby go nie uszkodzić, ale żeby je doczyścić. Paletę zostawiam w wodzie, aby zaschnięta farba sama się rozpuściła bez szorowania.

Staję po raz kolejny przed swoim obrazem. Dostrzegam na niebie, po którym gołębie kreślą kółka, ciemne chmury. Nawet na malunku zbierało się na deszcz.

Podchodzę do biurka, z którego wyciągam piórnik. Szukam w nim długopisu, a gdy go znajduję, odczekuję jeszcze kilka minut, aby farba na obrazie wyschła.

Gdy obraz jest suchy, zdejmuję go, a w rogu piszę tytuł obrazu.

"Kai"

Odkładam Kaia do sterty innych obrazów z blond chłopakiem na pierwszym planie, a następnie biorę nowe płótno, nowe pędzelki i nakładam na paletkę nowe farby, aby następnie zacząć malować go od początku.

Art | KaiSoo | 2016/08/04Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz