Ognioodporny

15 1 0
                                    

- Stark, wchodzisz.- słyszę ostry, zdenerwowany głos, wydobywający się z małej słuchawki, która znajduje się w moim uchu.
- Myślałem, że wszystkich już wynieśli.- mówię, biegnąc do wejścia szkoły baletowej. Pierwszy raz słyszę o przypadku, gdzie w ogniu staje taki budynek.
- Nauczycielka zauważyła, iż brakuje jednej, ośmioletniej dziewczynki.- informuje, gdy ja rzucam szybkie spojrzenie w stronę małej, zbitej grupki. Kobieta- na oko trzydziestoletnia- przytula do siebie maleńką gromadkę pozostałych dzieciaków, kiedy reszta z ciężkimi oparzeniami została wywieziona do szpitala.
Z tego co udało mi się zaobserwować, ta pani nagle zaczęła wrzeszczeć niczym opętana, gdy tylko udało ją się uratować. Wykrzykiwała na wszystkie strony, że to przez nią jej podopieczni prawie zginęli, ponieważ gdyby nie zostali pół godziny dłużej, pożar wybuchłby jakby nikogo nie było.
W końcu ratownicy wstrzyknęli jej środki uspokajające, przez które była lekko otumaniona, lecz przynajmniej nie zachowywała się jak osoba chora psychicznie.
Potrząsam głową, starając się wyrzucić każdą myśl z mojego umysłu, oprócz celu, będącym małą, bezbronną dziewczynką. Rzucam się pędem do środka.
~~~*~~~
Ciepło to za mało powiedziane. Jest piekielnie gorąco, lecz ja przez lata pracy w straży pożarnej zdołałem przywyknąć do niemiłosiernie wysokich temperatur, panujących w palących się domach, sklepach, bądź innych obiektach.
Oddycham powoli, starając się zużyć jak najmniej tlenu z butli oraz uspokoić moje szalejące serce. Wiem, iż nie zostało mi zbyt wiele czasu, ponieważ przed samym przestąpieniem progu szkoły, zostałem zatrzymany przez mojego przyjaciela Prosiaka.
- Musisz się sprężyć. Dokonane zniszczenia są tak wielkie, że za niedługo wszystko może się zawalić.- ostrzega zatroskany.
- Wydaję z tego cało. Jak zawsze.- oznajmiam pewny siebie, bo muszę nieskromnie przyznać, iż zawsze trzyma się mnie specyficzne szczęście, dzięki któremu mogę wyjść nawet z najgorszych sytuacji.
Prosiak jedynie odsuwa się nieprzekonany, a ja bez patrzenia za siebie, idę ratować ludzkie życie.
Powoli zaczynam wątpić we własne słowa, gdy nie potrafię dostrzec żadnej postaci. Kolejno przechodzę przez pomieszczenia, ale za każdym razem czuję ukłucie rozczarowania, kiedy nie znajduję tancerki.
Coraz bardziej się pocę, wyobrażając sobie spalone ciało, gdybym tylko pozwolił wściekłym płomieniom liznąć moją naga skórę. To co czują ofiary pożaru w chwili śmierci musi być koszmarne.
Tracę nadzieję, jednakże w tej sekundzie dochodzi do mnie cichy, słaby krzyk. Kierowany instynktem nierozważnie biegnę w stronę szatni. Rozglądam się dziko po pokoju, aż mój wzrok wbija się w drobną dziewczynę.
Jej policzki są przybrudzone sadzą, z prawej ręki zdarty jest spalony naskórek. Jej brudne, blond włosy na końcach również są zwęglone. Ośmiolatka próbuje za pomocą zdrowej dłoni wydostać swoją nogę, która najwyraźniej została przygnieciona przez ciężką ławkę. Doskakuję do niej.
- Hej.- odzywam się. Zapłakana buźka spogląda na mnie orzechowymi tęczówkami w prośbie o pomoc.- Wydostaniemy się stąd.
Blondynka kaszle ciężko, więc wiem, iż nie możemy zwlekać ani sekundy dłużej- Chcę do mamusi.
- Idziemy do mamusi.- obiecuję. Używam całych swoich sił, aby pomóc małej. Na szczęście udaje jej się wyczołgać, a ja od razu dostrzegam, że siła z jaką została przygnieciona złamała kość.
Staram się jak najdelikatniej wziąć ją w swoje ramiona oraz mimo wszystko ignorować jej bolesne zawodzenie, po czym oddaję jej moją maskę tlenową. Gdy już mamy ruszać, słyszę trzaśnięcie.
Każdy mój mięsień napina się do granic możliwość, gdy spoglądam na sufit. Rozpalony do czerwoności zaczyna coraz głośniej trzaskać. W słuchawce ledwo co słyszę przerażony głos.
- Uciekaj! Nieważne czy znalazłeś dzieciaka. Powtarzam, masz ucie-
Oddech zamiera w mej piersi, widząc niczym w zwolnionym tempie upadającą na mnie ciężką konstrukcję. Popchnięty świadomością śmierci, przed którą nie mogę już uciec, odrzucam od siebie dziewczynkę, mając nadzieję, iż cudem nie zostanie zabita.
Rejestruję jedynie cichy jęk bólu spowodowany nagłym upadkiem, zanim sam nie czuję przeszywającego wszystkie moje zmysły okropnego uczucia, gdy otaczający mnie świat zamienia się w przerażającą ciemność.
~~~*~~~
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Czuję się jakbym śnił. Wokół mnie wciąż utrzymuje się pełna sekretów, niewyjaśniona nicość, pośród której ja spokojnie się unoszę. Czy tak to wygląda? Dryfowanie pośród nieistniejącej materii?
Pewnie zastanawiałbym się na tym dłużej, gdyby nie kobiecy ton, bardzo dobrze mi znany. Zazwyczaj lekki, aksamitny, teraz jest ciężki, a każde wypowiedziane zdanie jest drżące.

Ognioodporny Where stories live. Discover now