Jeżeli po ziemi chodziłyby anioły to z pewnością miałyby twarz Raphaela Santiago. Tak właśnie z lekkim zaskoczeniem pomyślał Simon idąc obok ciemnowłosego wampira. Nigdy wcześniej nie był specem od męskiej urody, ale przyglądając mu się ukradkiem zauważył delikatną twarz w kształcie serca o miodowym odcieniu, na którą opadały lekko kręcone pasma w kolorze hebanu, duże ciemnobrązowe oczy okolone długimi czarnymi rzęsami oraz jasne miękkie usta. Musiał przyznać, że Raphael jest przystojny, a przynajmniej nie tak brzydki, jak uważał wcześniej.
Skierowali się do pobliskiego parku. Chociaż znajdował się on w środku miasta było tu zupełnie cicho i spokojnie. Nie spotkali na swojej drodze żadnego człowieka, chyba, dlatego właśnie Raphael zdecydował się na to miejsce. Przeszli w milczeniu aleją zasłaną opadłymi różnokolorowymi liśćmi na koniec parku, gdzie pośród ogromnych drzew stało kilka drewnianych ławek tuż nad nieruchomym pogrążonym w ciemności stawie.
Raphael zatrzymał się nagle tuż nad brzegiem i spojrzał na nocne niebo usiane gwiazdami. Widać było je tu zdecydowanie lepiej niż w samym centrum miasta. Simon nie mógł skupić się na podziwianiu nieba, gdyż czuł się nieco nieswojo. Całą drogą od hotelu aż do tego miejsca przebyli w milczeniu, a wampir nie zaszczycił go ani jednym spojrzeniem czy też słowem. Miał wrażenie, że jest ignorowany. Wsunął dłonie do kieszeni bluzy i wbił wzrok w Latynosa nieco zniecierpliwiony.
- Chciałeś porozmawiać z tego, co pamiętam. – Przypomniał lekko urażonym tonem.
Raphael przeniósł wzrok na Simona i skrzyżował ręce na piersi. Przez chwilę mierzył go badawczym spojrzeniem, jakby chciał się w czymś upewnić.
- Myślę, że możesz dołączyć do mojego klanu, Chodzący za Dnia. Oczywiście pod paroma warunkami.
Simon zmarszczył brwi nie rozumiejąc zupełnie, o co właściwie chodzi. Miał wrażenie, że występuje właśnie w jakiejś ukrytej kamerze i zaraz ktoś wyskoczy z krzaków z okrzykiem: „Mamy cię!". Na wszelki wypadek rozejrzał się lekko nerwowo poczym spojrzał ponownie na wampira zastanawiając się, czy mówi on na poważnie, czy też to jakaś pułapka.
- Jeszcze nie tak dawno dawałeś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz mnie w swoim klanie. Ja też jakoś niespecjalnie pałam chęcią przyłączenia się do was, więc..Nie rozumiem skąd nagle ta propozycja.
- Nie możesz w nieskończoność pogardzać swoim gatunkiem, Chodzący za Dnia. W pojedynkę nie przetrwasz zbyt długo. – Raphael wyglądał na nieco rozdrażnionego, ale jednocześnie w jego ciemnych oczach czaiło się coś jeszcze, czego Simon nie potrafił do końca określić. – Skorzystaj z mej rady i przyjdź do hotelu.
- Wybacz, ale... mam rodzinę, przyjaciół i w miarę normalne życie, dzięki temu, że jestem właśnie, jak sam mnie nazywasz, Chodzącym za Dnia. – Starał się dobierać słowa w taki sposób, żeby nie urazić zbytnio wampira, lecz w jego głowie nagle jak echo rozbrzmiały wspomnienia poprzedniego wieczoru. Przed oczami pojawiła się twarz jego najdroższej przyjaciółki, a zarazem jego największej miłości.
- Czyżby? – Wąskie ciemne brwi Raphaela powędrowały do góry. – Jesteś pewien? A co z Clary?
- Clary? – Zamarł.
-, Kiedy przesadzisz z alkoholem bywasz bardzo wylewny, Chodzący za Dnia.
- Chyba nie mam jednak ochoty na tę rozmowę. – Simon zacisnął usta w wąską linię. Nie miał pojęcia, czy Raphael zabrał go tutaj, żeby się z niego ponabijać czy naprawdę chciał go włączyć do klanu, ale był pewien, że na pewno nie chcę tu dłużej zostać. – Pójdę już. Dzięki za wszystko i w ogóle.
Odwrócił się na pięcie, żeby jak najszybciej stąd odejść, kiedy zatrzymała go dłoń, która nagle zacisnęła się na jego nadgarstku.
- Dios mio, zaczekaj! – Westchnął i przewrócił oczami. – Nie chciałem cię urazić, wysłuchaj mojej propozycji do końca. – Widać było, że te słowa ledwo przeszły mu przez gardło.
- Słucham?
- Simonie – Raphael po raz pierwszy zwrócił się do niego po imieniu. – Zdaję sobie sprawę z tego, że nie akceptujesz tego, kim jesteś. Przyjaźnisz się z Nefilim, którzy zawsze będą patrzeć na ciebie jak na kogoś gorszego, mieszkasz z rodziną i próbujesz żyć jak Przyziemny, ale nim nigdy już nie będziesz. Czasu nie oszukasz. Powinieneś dobrze przemyśleć, do jakiego świata należysz i gdzie jest twoje miejsce. Musisz jedynie zaakceptować to, kim się stałeś.
Słowa Raphaela wprowadziły mętlik w jego i tak zmęczonym umyśle. Ciemne oczy wampira wpatrywały się w niego w milczeniu w oczekiwaniu na odpowiedź, dłoń wciąż zaciskała się lekko na jego nadgarstku. Simon nie potrafił jednak w tej chwili pozbierać swoich myśli i dać jedną jasną odpowiedź. Potrzebował snu, więcej snu i... potrzebował zobaczyć się z Clary.
- Daj mi trochę czasu, Raphaelu. Muszę to wszystko przemyśleć.
- Bien.- Rzucił krótko, a na jego zwykle poważnej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, który odsłonił koniuszki śnieżnobiałych kłów. Zabrał dłoń z ręki Simona, choć ten nie miałby nic przeciwko temu, gdyby pozostała tam nieco dłużej, i włożył ją do kieszeni eleganckiej marynarki wyjmując z niej buteleczką pełną krwistoczerwonego płynu. – Wyglądasz na głodnego.
Simon z wahaniem, ale wdzięcznością przyjął ją. Nie uzupełnił jeszcze swoich zapasów, a przez ostatnie wydarzenia nie miał nawet do tego głowy. Wolał jednak nie pytać, czy ja to krewi czy nie jest ludzka.
Pożegnał się z Raphaelem i wrócił do domu z chaosem splątanych myśli w głowie. Bezszelestnie pokonał schody i dotarł do swojego pokoju nie budząc nikogo z domowników. Było to o wiele łatwiejsze niż wcześniej, dzięki wampirzym umiejętnościom. Z niewysłowioną ulgą powitał swoje ukochane łóżko, w którym ostatnio spędzał sporo czasu i wyciągnął telefon wybierając numer Clary. Po kilku dłuższych sygnałach odezwał się zaspany głos należący do rudowłosej:
- Simon? Coś się stało? Dochodzi 2 w nocy...
- Uhm..Przepraszam, że cię obudziłem. Po prostu chciałem porozmawiać.
- Na pewno wszystko w porządku? – Głos Clary brzmiał na zaniepokojony. Musiała wyczuć, że coś go gnębi. Znali się przecież już 10 lat i wiedzieli o sobie wszystko. Prawie wszystko.
- Tak, wszystko w porządku. – Simon poczuł, że jednak nie jest gotów jeszcze na tę rozmowę, nie wiedział, od czego zacząć. Słysząc głos przyjaciółki mimowolnie oczyma wyobraźni widział ją razem z Jacem i to, jacy razem byli szczęśliwi. Pragnął jej szczęścia, ale jednocześnie jej szczęście sprawiało, że czuł się jakby za każdym razem umierał na nowo gdy ją widział. – Jeszcze raz przepraszam, że cię obudziłem.
- Simon... - Nigdy nie lubiła, kiedy przyjaciel w ten sposób ją zbywał i nie chciał wyjaśnić, o co chodzi.
- Dobranoc. – Nacisnął klawisz kończący rozmowę zanim Clary zdążyła coś jeszcze powiedzieć i zamknął oczy pragnąc by sen jak najszybciej nadszedł. Podświadomie czuł, że podjął już decyzję.
CZYTASZ
I hate you, I love you
Teen FictionSimon cierpi z powodu Clary i obwinia się za to, że im nie wyszło. Raphael staje się jedyną osobą, która go rozumie. Czy stanie się on jedynie jego pocieszeniem, czy też połączy ich coś więcej?