Rozdział 2

664 85 8
                                    


Simon miał naprawdę dziwny, niespokojny sen. Znajdował się w czerwonym okrągłym pokoju. Wszystko w nim było w tym kolorze. Łóżko, podłoga, ściany, meble. W pomieszczeniu znajdowało się łóżko, dwa przytulne fotele oraz kominek. Leżał na poduszkach w samych tylko czarnych wąskich spodniach. Czuł się zrelaksowany, odprężony. W tle leciała spokojna muzyka, jakiś utwór grany na pianie, ale Simon nie potrafił sobie przypomnieć tytułu ani wykonawcy. Postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy. Czuł, że to nie jest teraz aż tak ważne. Delikatny, ciepły wietrzyk poruszał zasłonami przynosząc do pokoju zapach róż z ogrodu na dole. Przymknął powieki rozkoszując się przyjemnym wieczorem. Nagle poczuł na swojej szyi delikatny chłodny dotyk palców i ust na swoim obojczyku. Zadrżał lekko, a z jego ust wydobyło się ciche westchnienie. Chciał zobaczyć, kto to, ale jego powieki był tak ciężkie, że nie mógł ich unieść.

- Clary...- wyszeptał odginając lekko głowę do tyłu. Poddał się, więc delikatnym pieszczotom sprawianym przez tego tajemniczego kogoś, kogo wziął za Clary. Krzyknął nagle zaskoczony, gdy poczuł ból, jakby ktoś przebił jego skórę czymś ostrym. Po chwili po jego szyi zaczęła spływać jakaś ciecz. Czy to krew?

Poderwał się z łóżka oddychając szybko, kolejny ludzki odruch, nad którym nie potrafił zapanować i odruchowo dotknął swojej szyi. Z ulgą, a jednocześnie zdziwiony stwierdził, że z jego szyją jest wszystko w porządku. Ten sen był tak rzeczywisty, że przez chwilę nie potrafił stwierdzić, czy naprawdę śnił, czy wydarzyło się to naprawdę. Odkąd dokonała się w nim przemiana nie miewał snów. Zasypiał i budził się, nic poza tym. Minęła dobre kilka minut zanim Simon otrząsnął się ze snu.

W pokoju panował półmrok, zapadła już noc. Dochodziła 23:30, co znaczyło, że przespał cały dzień. Przejechał dłonią po policzku i westchnął cicho stwierdzając w duchu, że coraz bardziej przypomina wampira niż człowieka, poczym wygrzebał się z pościeli z motywem z Gwiezdnych Wojen i wstał. Pozbierał z podłogi ubrania, które leżały w nieładzie po tym jak je wczoraj pospiesznie zrzucił chcąc jak najszybciej się położyć. Zmięty T-shirt z nadrukiem z jego ulubionego anime, jeansy, skórzana kurtka, skarpetki... Simon zmarszczył brwi zatrzymując się na chwilę. Coś tu było nie tak. Kurtka? Przyjrzał się jej raz jeszcze uważnie. To zdecydowanie nie była jego kurtka, była za duża i w dodatku pachniała obco, a zarazem tak znajomo. Wyczuł delikatny zapach imbiru i kardamonu. Zamrugał zaskoczony i przygryzł dolną wargę, poczym syknął cicho z bólu, ponieważ kły zraniły go w usta. Skąd wzięła się tu kurtka Raphaela?

- Pewnie mi ją pożyczył wczoraj - powiedział sam do siebie oglądając kurtkę. - Będę musiał mu ją zwrócić.

Zaskoczyła go nieco troska wampira. Odkąd pamiętał Raphael nie pałał do niego pozytywnymi uczuciami. Ba, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że najchętniej pozbyłby się Simona z powierzchni ziemi. Od samego początku, kiedy tylko po raz pierwszy go ujrzał twarz Raphaela wyrażała jedynie chłodną pogardę i dezaprobatę. Tym bardziej było dla chłopaka zagadkowe to, że mu pomógł. Po dłuższym zastanowieniu doszedł jednak do wniosku, że zrobił to, ponieważ jako przywódca nowojorskich wampirów musiał dbać o swój gatunek. Tak, to wszystko by tłumaczyło. Raphael Santiago zatroszczyłby się o kogoś takiego jak on? Simon zaśmiał się na samą myśl. Było to równie niedorzeczne jak twierdzenie, że Darth Vader nie jest ojcem Luke'a Skywalkera.

Simon przebrał się, zabrał kurtkę i po cichu, co nie było trudne biorąc pod uwagę jego wampirze zdolności, wymknął się z domu. Naciągnął na głowę kaptur swojej ulubionej bluzy, spojrzał na nocne niebo usiane gwiazdami i ruszył powoli w kierunku hotelu Dumort mając nadzieję, że zastanie tam Raphaela. Nie miał za bardzo ochoty na ponowne odwiedziny w tym miejscu. Zastanawiał się, jak wampiry mogły tam żyć? To miejsce było okropne, zapuszczone, brudne i przerażające, nie wyobrażał sobie, żeby on mógł kiedykolwiek tam zamieszkać. Rozmyślając o tym nawet nie zauważył, kiedy dotarł do celu swojej wędrówki. Zatrzymał się i omiótł wzrokiem główne wejście do hotelu Dumort. Nie był pewien, co teraz powinien zrobić. Podejść i zapukać? Nigdy jeszcze nie wszedł do środka frontowymi drzwiami. Szczerze mówiąc nie pamiętał, w jaki sposób dostawał się do środka, zazwyczaj był wtedy nieprzytomny. Zdezorientowany i niepewny stał wpatrując się w zamknięte drzwi.

-, Co tu robisz? Chyba nie powinieneś tu być. - Nagle usłyszał głos tuż za swoimi plecami. Podskoczył jak oparzony odwracając się gwałtownie i omal nie zderzając z chłopakiem. Nie usłyszał, kiedy Raphael się tutaj pojawił. Stał teraz z lekko przekrzywioną na bok głową i wpatrywał się w niego swoimi ciemnymi obojętnymi oczami. Simon poczuł się nieco skrępowany taką bliskością chłopaka, który stał tak, blisko, że czubki ich butów niemal się stykały. Chyba nie przejmował się czymś takim, jak przestrzeń osobista. Simon odchrząknął nieco nerwowo i cofnął się nieco do tyłu.

-Uhm, przyszedłem oddać twoją kurtkę. Jeszcze raz dzięki za pomoc i w ogóle. - Powiedział szybko na jednym wydechu i wepchnął ubranie w dłonie nieco zaskoczonego wampira. Nie miał pojęcia, dlaczego pod wpływem tych ciemnobrązowych oczu poczuł się tak speszony i zawstydzony.

Już miał zamiar odejść, kiedy zatrzymała go dłoń, która zacisnęła się na jego ramieniu. Simon poczuł mrowienie w tym miejscu, co było nieco dziwne, ponieważ jego ciało było nieżywe.

- Zaczekaj, Chodzący za Dnia. Porozmawiajmy o wczoraj.

I hate you, I love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz