Rozdział 1

371 13 0
                                    

Pierwszy dzień grudnia nie wydawał się tak mroźny, jak można się było tego spodziewać. Lecz już z samego rana Nathaniel musiał szybko wyjechać swoim rowerem, by nie spóźnić się do pracy. Rozdawanie ulotek nie było zawodem marzeń, jednak by zarobić parę groszy, musiał się podjąć tego zadania. W ciepłej, kurtce, w miare schludnej koszuli i długich spodniach nie czuł zbytniego zimna. Było mu wręcz gorąco, a pot zlatywał mu z czoła.

Dojazd do centrum trwał zaledwie kilka minut, gdyż mieszkał on bardzo blisko centrum Paryża – ojczyzny mody i elegancji. Do tego czasu był już cały spocony, ale to nie zmieniało faktu, iż miał do rozdania ponad tysiąc ulotek w ciągu jednego dnia. Zajęcie szło mu dosyć marnie. Przechodzący ludzie go omijali albo brali za bezdomnego może dlatego, gdyż miał lekko roztrzepane włosy i stare ciuchy, które według rdzennych mieszkańców były zdecydowanie passé.

Z dala zaczęła nadbiegać wataha babuszek, które z pozoru wyglądały na dosyć miłe. Z własnego doświadczenia Nataniel wiedział, że z takimi lepiej w ogóle nie zadzierać. Gdy się rozgrzeją, potrafią nawet pieprznąć cię laską i poskarżyć się policji.

Z każdą minutą ulotki zdawały się w magiczny sposób ubywać. Większość lądowała w koszu, co można było porównać do syzyfowych prac. Jedynym jego szczęściem było to, że nie musiał gadać z ludźmi, tłumacząc to, co reklamuje... do czasu gdy pojawiła się przed nim znajoma osoba.

- Masz chińską restaurację? – zapytał wścibski młody pełnoletni z typowym akcentem spotykanym na północy francji na półwyspie bretońskim.

- Nie... tylko tam kelneruję... - odpowiedział wstydliwie po chwili namyślenia – Zapraszamy na kurczaka w sosie słodko kwaśnym, albo sajgonki... w ogóle masz menu na ulotce.

- Czy ja cię skądś znam? – zapytał, marszcząc brwi.

Dopiero teraz Nathaniel raczył spojrzeć mu prosto w oczy. Chłopak miał ciemne źrenice i niezwykle bladą karnację skóry. Jego włosy były lekko przydługawe o czarnej barwie, ale bardzo dobrze zadbane. Rozpoznał Jean-Pierre'a chodzącego do przeciwległej klasy w jego eks liceum, które niedawno ukończył. Od ostatniego roku zdawał się zmężnieć i znacznie wydorośleć. Nathaniel niepewnie kiwnął głową.

- Może...

- Ty chyba byłeś tym kujonkiem w okularkach, co nie dostał się do Yale – zachichotał Jean.

Nataniel zrobił się cały czerwony. Znów przypomniał sobie o swojej porażce co do wyboru studiów. Nie miał pojęcia, że Jean w ogóle wiedział o jego istnieniu.

- Było, minęło, w każdym razie...

- Czy to rozmiar 43? – przerwał szybko Jean, wskazując palcem na tenisówki Nathaniela. Ten spojrzał ze zdziwieniem w dół.

- Yhm... nie mam pojęcia? Trochę się skurczyły w praniu, a co? – spojrzał na niego ze zmartwieniem.

Jean powoli skierował głowę ku górze, aż jego oczy znów były na poziomie twarzy Nathaniela. Jego ciemne włoski opadające na czoło wyglądały czarująco. Nathaniel zwrócił uwagę, że to był pierwszy raz w jego życiu, kiedy rozmawiał z Jean'em. Z takiego bliska wyglądał jeszcze bardziej pociągająco i seksownie. Miał piękne, idealne usta, gęste brwi i ostre rysy twarzy, spotykane głównie przy największych ciachach świata filmów i kinematografii. Jean wprowadził się do Paryża zaledwie rok temu, ale to było wystarczająco długo, by Nathaniel mógł się dokładnie zaznajomić z jego osobą. Widywał go co prawda tylko a przerwach między lekcjami, lecz to dawało już mu wystarczający dosyt. Wszystko jednak poszło w nicość, gdy zaczęły latać plotki o romansie Jeana z najpopularniejszą loszką w liceum – Bellą. Głupie, nastoletnie marzenie Nathaniela poszło się, mówiąc kolokwialnie, jebać. Ale czego innego mógł się spodziewać. Życie homoseksualisty jest trudne do zaakceptowania i nie ma innego wyjścia. Musiał się pogodzić z tym faktem.

- No okej – otrząsnął się w końcu Jean-Pierre, a Nathaniel zaraz po nim – Jasne, że kiedyś wpadnę do tej... restauracji czy baru bodajże – dodał, biorąc jedną ulotkę ze stosu. Miał tak bardzo chłodne dłonie, że Nathaniel poczuł mocny dreszcz przeszywający całe działo od stół do głów. Poczuł się jeszcze bardziej nieśmiało niż przedtem. Zaczął drgać, choć nie wiedział czy to z zimna czy ze strachu. Jedno było pewnie – obecność bruneta działała na nim bardzo rozpraszająco i wywoływała w nim oznaki lęku przed nim jak i przed samym sobą i swoimi popędami seksualnymi. Czuł, że jego ptaszyna zaczęła powoli się unosić niczym Pireneje podczas orogenezy Alpejskiej, jednak starał się stłumić swoje pragnienie siłą woli.

Jean odszedł, chowając się gdzieś w tłumie ludzi i pozostawiając Nathaniela jeszcze bardziej samotnego niż czuł się wcześniej. Zbliżała się już godzina dwunasta, co oznaczało kolejną zmianę w pracy polegającej na roznoszeniu zimnych sajgonek i słuchaniu marudzenia ludzi.

RapedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz