Rozdział 2

322 27 3
                                    

Podobno każda nawet najdrobniejsza decyzja wprowadza do naszego życia zmiany, a ta podjęta pod wpływem silnych emocji – największe. Kiedy wysiadałam z samochodu taty, prowadzona złością i potrzebą znalezienia się jak najdalej od niego, nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Fakt, że znajdowaliśmy się na głównym skrzyżowaniu w Bradford w godzinach komunikacyjnego szczytu, przez tamtą chwilę nie miał dla mnie znaczenia. Nie myślałam jasno, a emocje kierowały każdym moim ruchem. Przyglądający mi się kierowcy z pewnością nazwali moje zachowanie głupim buntem, ja nazywałam to instynktowną ucieczką. A Zayn?
– Co robiłaś na środku skrzyżowania? – rzucił zdumiony w moją stronę, kiedy znalazłam się w jego samochodzie. Przytłoczona kotłującym się we mnie zdenerwowaniem, nie byłam w stanie wydać z siebie najcichszego dźwięku. Zayn przez chwilę patrzył na mnie z uniesionymi brwiami i wypisanym na twarzy zmieszaniem, po czym z piskiem opon ruszył do przodu, uciszając trąbienie stojących za nami samochodów. Zrobiło mi się głupio, że brunet był świadkiem mojego szalonego zachowania i na dodatek owe zachowanie postanowił poskromić.
– To chyba nie jest bezpieczne miejsce dla pieszych – stwierdził z przekąsem. – Przez chwilę myślałem, że masz zamiar rzucić się pod któryś z tych samochodów – wyznał i spojrzał na mnie z rezerwą. 
– Nie, zdecydowanie nie miałam tego w planach – odparłam pewnie. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Pokłóciłam się z kimś i nie myślałam nad tym, co robię – wytłumaczyłam, czując, że jestem mu winna wyjaśnienia. Zayn nic nie odpowiedział. Całą uwagę skupił na prowadzeniu samochodu i nawet nie drgnął, kiedy tak żałośnie próbowałam się wytłumaczyć. Może w ogóle nie powinnam się odzywać? Nie wiedziałam już, co w takiej sytuacji było odpowiedniejsze, milczenie czy próba usprawiedliwienia swojego zachowania. Moje zawstydzenie osiągnęło najwyższy poziom.
– Dziękuję – powiedziałam po chwili, zerkając na niego niepewnie. Pochwycił mój wzrok i choć jego twarz nadal emanowała zdenerwowaniem, jego spojrzenie złagodniało.
– Nie ma za co – skinął lekko głową. – Zapomnijmy o tym – dodał i zrywając ze mną kontakt wzrokowy, leniwym spojrzeniem przesunął po moim tułowiu. Poczułam się niezręcznie i odwróciłam twarz w stronę szyby.
– Mam prośbę – zagadnął tajemniczo, pocierając palcami brodę udekorowaną wyraźnym zarostem.
– Tak? – spojrzałam na niego z półuśmiechem, starając się ukryć lekkie zakłopotanie, które chyba zauważył.
– Zapnij pasy – polecił miękko, a w jego brązowych tęczówkach dostrzegłam błysk rozbawienia.

Zayn zaparkował samochód na tyłach baru na małym podwórku ogrodzonym wysokim żywopłotem i ruszyliśmy w kierunku wejścia na zaplecze przeznaczonego dla pracowników lokalu. Pod ścianą ustawione były w rzędzie puste skrzynki po piwie i innych alkoholach, dalej znajdowały się kosze na śmieci, tak bardzo wypełnione, że kilka czarnych worków z odpadami zalegało obok nich. Przy wejściu umieszczona była okrągła popielniczka na metalowej nóżce a obok niej dwa plastikowe, ogrodowe krzesła. Brunet przekręcił zamek jednym z pęku kluczy i otworzył przede mną drzwi, gestem dłoni zapraszając do środka. Przeszliśmy przez przyciemnione, chłodne pomieszczenie wypełnione brzęczeniem dużej lodówki i dwóch zamrażarek, obok których ciągnęły się wzdłuż ścian szerokie półki z produktami spożywczymi. Potem pokonaliśmy sterylnie czystą kuchnię i przez drewniane, wahadłowe drzwi wyszliśmy prosto za bar. 

To było nowe, dziwne doświadczenie, kiedy znalazłam się tuż za ladą. Podłoga za barem była na lekkim podwyższeniu, by mieć dobry widok na cały lokal i swobodnie bez wyciągania szyi obsługiwać klientów. Przewędrowałam wzrokiem po całej ladzie, zatrzymując się na dwóch dystrybutorach z piwem i próbowałam wyobrazić sobie, jak nalewam z nich alkohol do kufli. Po chwili przeniosłam spojrzenie na okrągłe, drewniane tace. Tak, to zdecydowanie było dla mnie największym wyzwaniem. Nigdy nie mogłam pojąć tego, jak można na jednej ręce utrzymać tacę wypełnioną kuflami z piwem i swobodnie przemieszczać się z nią między stolikami. To była dla mnie czysta magia, którą musiałam posiąść w kilka dni. Może, gdybym w końcu dostała list z Hogwartu i spędziła tam kilka miesięcy, udałoby mi się nie stracić pracy. Co ja tutaj robiłam, skoro kompletnie nie nadawałam się na kelnerkę? Westchnęłam z lekkim dramatyzmem i próbowałam odgonić czarne myśli, które jak zwykle budziły we mnie stres i zdenerwowanie. Rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że od kilku minut stoję za barem sama. 
– Zayn?
Nagle pomieszczenie wypełniło światło bijące z lampek rozmieszczonych wysoko na ścianach tuż pod sufitem. Ciepła, klimatyczna poświata otuliła lokal, a z głośników zaczęła wydobywać się muzyka. Już po pierwszych nutach rozpoznałam, że to kawałek Red Hot Chili Peppers - Give It Away. Nawet jeśli zrobię z siebie idiotkę i zostanę wyrzucona stąd z hukiem, to przynajmniej przez te kilka dni posłucham dobrej muzyki.

Wind of change || z.m.Where stories live. Discover now