8

24 3 6
                                    

Obudziłam się.

Całym moim ciałem szarpały dreszcze. Miałam urywany oddech. Po policzku spływała nieproszona łza. Próbowałam się uspokoić, ale emocje szarpały mną na boki... Gdy nareszcie się udało- mój pokój/sala wyglądał jak po tragicznych przejściach. Kołdra leżała po drugiej stronie pokoju. Poduszki pod łóżkiem, a to coś lekarskie, nigdy nie chciałam mieć do czynienia z medycyną, było przewrócone. Musiałam to posprzątać zanim przyjdzie Colin lub Doktor Klocker, bo inaczej mogę zostać uznana za psychiczną pacjentke...

Sprzątając przypomniał mi się uśmiech matki. Jej śmiech. Jej oczy wodzące za ptakami czy motylami, które tak uwielbiała, a które, po objęciu władzy przez Imperatora IV, zniknęły. Wytrwałość ojca. Jego wieczorne opowieści. Był zakochany w mojej matce, i nadal jest o ile istnieje życie po śmierci.Zawsze towarzyszył jej i ją wspierał. Zobaczyłam ich pomocne dłonie splecione w uścisku miłości. Gdy byłam mała obrzydzały mnie ich czułości. Teraz podziwiałam ich miłość. Mimo wielu przeszkód wytrwali. Często powtarzali: ,,Ludzi nie kocha się za to, że są idealni". Momentalnie pomyślałam o Tregu... Kim jest ten chłopak?- zasnęłam szukając w wspomnieniach odpowiedzi.

                                                          *             *             *

Jak na złość nic nie znalazłam. Może miałam za mało czasu? Spojrzałam ze złością na doktora, który obudził mnie wcześnie. Za wcześnie. A teraz pobierał mi krew. Z końcówki igły skapnęła kropla krwi.

- Według wyników badań jesteś wolna - stwierdził doktor, albo jego wyniki, bo był wyraźnie niezadowolony z informacji, którą mi udzielił. - Musisz się jednak pogodzić z tym, że twoja pamięć będzie wracała w swoim własnym, nieznanym nikomu, czasie. Oprócz tego przez kilka najbliższych tygodni będziesz miała ograniczoną możliwość ruchu barkiem.

- A to niby czemu? - spytałam.

- Bo zostałaś tam postrzelona, słonko - Ktoś chyba zapomniał mi o tym powiedzieć. Doktor patrzył na mnie jakby nie był pewien czy jestem trzeźwa.

- Aha - odparłam , choć ta wiadomość dużo nie mówiła. Zanik pamięci... to dużo wyjaśnia. Jak on się dostał przez bark?!  - miałam to pytanie na końcu języka, ale na szczęście zdążyłam je przeanalizować przed powiedzeniem, co zdarza mi się rzadko, ale czasem się udaje. Nie chciałam znowu widzieć miny doktora, która wyraźnie pokazywała głupotę pytającego... No cóż to będzie tylko kolejne pytanie do już i tak długiej listy pytań bez odpowiedzi. To jest bez sensu! Nikt nie jest skory do odpowiedzi na nie.

- Co z nią ? - spytał Colin, który nie wiadomo kiedy pojawił się koło lekarza. Ten streścił mu wszystko. - OK. A kiedy możemy ją stąd zabrać?

 Hej! Jestem tu!   Rozmawiali O MNIE jakby MNIE tu NIE BYŁO!  Oczywiście Colina interesowało tylko to kiedy stąd wyjdę i kiedy będzie mógł mnie gdzieś wywieźć i wydać rozkaz. Z tego co dotąd odkryłam, mężczyzna był kimś w rodzaju szefa wszystkich szefów. Odnosili się do niego z szacunkiem - co mnie zdziwiło, bo osobiście nie lubię słuchać poleceń. Chyba, że wyjątkowo mądrych. Ale kolejne spostrzeżenie było nie mniej interesujące. Jeszcze nikt mi nie podskoczył czy nie zaczął się ze mną kłócić.  Więc co takiego zrobiłam, że ze mną wytrzymują i nie protestują? Dość. Dość. Tych. Pytań. Zdecydowanie za dużo ich! Są tak samo przyjemne jak pijawki. Wstając z postanowieniem zajęcia się czymś zapomniałam, że jestem podpięta do tych wszystkich cholernych rurek i kabelków. Pociągnęłam je za sobą i po chwili leżałam przygnieciona przez nie. Alise, która nie odstępowała mnie na krok, zaczęła się śmiać i pomagać mi się wyplątać.

Za to faceci wyszli i usłyszałam tylko z lekka znudzony głos Colina.

- Ile płacę za te szkody?


ParadoksWhere stories live. Discover now