Siedząc w pokoju, chciałam odebrać sobie życie. Ja, Nicole Margaret Carter strzeliłam samobója. Na samą myśl przygryzałam wewnętrzną część policzka aby się nie rozpłakać. Wyjęłam zapalniczkę i kolejnego papierosa. Normalnie nie palę ze względu na grę, ale dziś nie widzę powodu żeby tego nie robić. Przed oczami miałam obraz siebie siedzącej na ławce i stojącego nade mną trenera. Nie po raz pierwszy na mnie krzyczał, ale po raz pierwszy doprowadził mnie do płaczu. Kręciło mi się w głowie. Powiedział, że gdybym powiedziała, że źle się czuję zmieniłby mnie i to by się nie wydarzyło, że to co się stało to tylko akt mojej głupoty i samolubstwa. Później pytania Stephanie i Ashley: Czy wszystko w porządku? Potrzebujesz lekarza? Słysząc to byłam jedynie bardziej wściekła i przestraszona. Nigdy wcześniej nie czułam takiej odrazy do samej siebie.
Chwilę później usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i kroki po schodach. Czyli John już wie. Z ciężkim westchnięciem zgasiłam papierosa i wyrzuciłam go przez okno, pozostałą paczkę włożyłam pod poduszkę w momencie w którym otworzyły się drzwi.
– Co ty do cholery zrobiłaś?! – spytał oskarżycielskim tonem, którego używał zawsze gdy zrobiłam coś nie tak. – Jak mogłaś być tak bezmyślna, żeby strzelić samobója z połowy boiska?!
– Źle się poczułam – wyznałam.
– Jednak na tyle dobrze, żeby dalej grać. Co Ci strzeliło do tego pustego łba?! Wiesz co powiedzą na to moi znajomi. Postawiłem na to, że wygracie niezłą sumę, a ty odwalasz taki pokaz!
– To nie moja wina! – odwarknęłam a gdy się ruszyłam na ziemię spadły papierosy. Popatrzył się to na mnie to na paczkę, podniósł je i machał mi przed oczami.
– Paliłaś?!
– Co cię to obchodzi? Nie jesteś moim ojcem więc się odczep i idź się przymilać do mojej matki, może da Ci na jakieś zakłady z kolegami.!
– Coś ty powiedziała smarkulo?!
– To co słyszysz, myślisz, że nie wiem, że wykorzystujesz moją matkę i przepuszczasz jej pieniądze na byle gówno?!
– Ty gówniaro! – podszedł do mnie i uniósł pięść, a ja otworzyłam oczy dopiero kiedy poczułam ból w żebrach, a potem na plecach. Po raz pierwszy uderzył mnie gdy kłóciliśmy się o treningi. Chciał przenieść mnie do innego klubu, ale ja odmówiłam. Zagroził, że jak powiem mamie będzie tylko gorzej. Uciekłam z domu i wróciłam dopiero wieczorem by nie tłumaczyć się matce z siniaka na ramieniu. Od tamtej pory nie powtarzało się to regularnie, ale dość często by uznać to za znęcanie się. Skuliłam się na łóżku i czekałam aż wyjdzie. Zawsze tak robił. Uderzył mnie, a potem zostawiał bez słowa.
– Może teraz nabierzesz trochę szacunku. Kiedyś docenisz, że to ja wychowuję Cię bardziej niż twoja matka – wyszedł za drzwi. – I jeszcze jedno. Pieniądze twojej matki są wydawane na twój sprzęt do gry, nie na moje małe zakłady – dodał i zostawił mnie samą z piekącym bólem w żebrach.
***
Tego dnia szkoła była cicha. Wszyscy przechodzący obok mnie na korytarzu patrzyli na mnie jak na wyrzutka. Jedni ze współczuciem, inni ze złością.
– Dzięki wielkie pani kapitan – rzucił ze złością jakiś chłopak z równoległej klasy.
– Toś się popisała – powiedział ktoś inny, a ja tylko zagryzłam wargę przymknęłam oczy i z dumą ruszyłam do przodu. Przy stolikach zobaczyłam Ash i Stephee, były pewnie równie podłamane jak ja.
– Jak się czujesz? – spytała blondynka, obejmując mnie, a ja starałam się nie okazywać bólu gdy dotknęła moich pleców.
– Dobrze – skłamałam. Z daleka zobaczyłam Lou idącego do nas z Willem. Stephanie momentalnie podniosła plecak i ruszyła w inną stronę. Blondyn przyśpieszył kroku.
– Stephanie, możemy pogadać? – spytał łapiąc ją za nadgarstek, ale ona szybko się od niego oderwała.
– Nie mamy o czym rozmawiać Will – rzuciła i pobiegła na inny korytarz. Liczyła pewnie, że ja i Ashley pójdziemy za nią, ale nie miałam ochoty łazić po szkole tylko po to aby uniknąć tej dwójki.
– Jak po wczoraj? – spytał Louis idąc prosto do nas i ciągnąc za sobą zrezygnowanego przyjaciela.
– Jak zawsze. To tylko jeden mecz – odparłam starając się nie dopuszczać do siebie emocji.
– Jeden mecz, który może zepsuć twoją opinię – dodał Will.
– Jak to?
– Wszystkie twoje gole, karne i tego typu rzeczy są zapisywane, żeby w razie przeniesienia do innego ,,lepszego" klubu mieli o tobie jakąś opinię – wyjaśnił szatyn.
– Zajebiście – westchnęłam.
– To tylko jeden strzał – powiedziała Ash kładąc mi rękę na ramię.
– Masz rację. Tylko jeden strzał.
***
Następnego dnia wieczorem padał mocny deszcz. Mimo, że wszystkie miałyśmy na sobie korki ślizgałyśmy się jak na łyżwach. Umazana błotem i spocona walczyłam i starałam się grać jak najlepiej aby zatuszować mój poprzedni błąd. Każde pytanie starałam się robić jak najbardziej precyzyjnie, jak wypadało kapitanowi: być najlepszą. Wygrywali przeciwnicy więc wszyscy byli lekko spięci. Kiedy akcja ruszyła do przodu przebiegłam by odebrać piłkę napastnikom. Kopnęłam w piłkę między jej nogami, a ta wyleciała za nią i wpadła prosto pod nogi Ash. Nie oglądając się do tyłu ruszyłam w stronę bramki by w razie czego odebrać podania. Jak się spodziewałam piłkę przejęła Melanie. Biegła w moją stronę lecz drogę zagrodziła jej jedna z tamtych podała ją do Britney, a ona z kolei kopnęła ją do mnie. Byłam poza polem, mogłam strzelać lub podać piłkę Melanie, która była w środku. Jeśli strzeliłabym z tego miejsca odzyskałabym honor. Zdecydowałam się. W momencie w którym uderzyłam piłkę poczułam ból w kostce, a piłka poleciała, ale nie do bramki.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto następny rozdział, cieszę się, że jest coraz więcej gwiazdek! To chyba oznacza, że wam się podoba, oby tak dalej XD
Do następnego!
CZYTASZ
Najlepszy Napastnik
Teen Fiction,,Za siedmioma galeriami, za siedmioma przystankami mieszkała księżniczka, która zamiast latać po imprezach i gubić pantofle... Zapierdzielała codziennie rano dwa kilometry na trening!!!'' Nicky odkąd skończyła dwanaście lat nie odpuszcza żadne...