2

3.6K 150 19
                                    

Po tym jak Stephanie dała z liścia narąbanemu Willowi w twarz, do domu wróciłyśmy z tatą Ashley. Oczywiście po płaczu, krzykach i kazaniu dla blondyna do którego nic nie docierało. Nawet mnie zszokowało jego zachowanie zwłaszcza, że od kilku lat nie widział żadnej laski poza Stephanie, a może to była tylko taka przykrywka. Byłam zbyt zmęczona by się nad tym zastanawiać, gdy wróciłam do domu po prostu poszłam spać. Następnego dnia byłam cała chora na myśl o dzisiejszym meczu. Nasze rywalki z sąsiedniego miasta, były naprawdę dobre. Wyjazd do Rathowen miał być o z naszego klubu, więc pierwsze autobusem musiałam dojechać tam, a dopiero potem zresztą grupy zabrać się na mecz. Bałam się, że rozstrojona emocjonalnie Stephanie, nie będzie dała rady bronić. W końcu Will też miał tam być. Tym razem postanowiłam, że spakuję się wcześniej aby nie pożyczać korków od Lou. Ubrałam dresy i adidasy po czym zeszłam na dół na ,,śniadanie'' o godzinie trzynastej. Tam panował codzienny spokój. Mama pewnie była w biurze i załatwiała papierkową robotę za to ojczym zadowolony z życia popijał poranną kawę. Tak... Moi rodzice rozstali się jakieś dwa lata temu. Tata wyprowadził się do Londynu, gdzie nieraz mnie zapraszał, ale jednak nigdy nie skorzystałam z zaproszenia. Być może dlatego, że cały czas jestem na niego zła. Zdradził mamę i zwalił wszystko na nią, a teraz siedzi w Anglii z tą młodziutką pindzią i jej bachorem. Mama przez jakiś czas rozpaczała, ale potem poznała tego dupka żerującego na jej pieniądzach i bawiącego się w prawdziwego znawcy piłki nożnej. Jako, że mama pracuję praktycznie non stop, a z Johnem nie mam zamiaru rozmawiać moim jedynym domowym towarzystwem był Church. Mały pers, którego znalazłam kilka miesięcy temu w parku. Mama pozwoliła mi go zatrzymać jeśli wyciągnę matmę na czwórkę, ale... I tak tego nie zrobiłam, a Church jak był tak jest.

– Cześć – rzucił do mnie próbując udawać dobrego rodzica. – Jak poszedł wczorajszy mecz?-spytał, a ja przeszłam obojętnie sięgając do lodówki po mleko do płatków.

– Dobrze – mruknęłam.

– Ale jaki wynik?

– 2:1 dla nas, pierwszego gola strzeliłam ja.

– Dlaczego nie oby dwa? – ten koleś nawet piłki nie umie kopnąć, ale gdy ogląda mecz to tylko narzeka na zawodników. Jest wielkim fanem, ale uważa, że wszystko by zrobił lepiej od nich. Często urządza ze swoimi kolegami zakłady za kasę mamy, co bardzo mnie wkurza , ale co mam zrobić.

– Tak wyszło – westchnęłam na stojąco wpychając w siebie nad zlewem płatki. Chciałam jak najszybciej wyjść zanim zacznie mi udzielać rad. John jest dużo młodszy od mojej mamy. Poznali się właśnie na jednym z moich meczy, kiedy grał tam bratanek Johna, Cody należący do młodszej grupy. Do tej pory żałuję, że kazałam jej iść na ten mecz. Kończąc wrzuciłam miskę do zlewu i w biegu ubrałam adidasy.

– Idę do klubu, gdyby mama coś chciała, niech dzwoni – krzyknęłam stojąc już praktycznie przed domem.

***

Na miejscu spotkałam Stephee i Ashley stojące z torbami pod autokarem i czekające aż reszta grupy włoży swoje rzeczy do bagażnika.

– Hej – powiedziałam na przywitanie i dałam torbę tam gdzie jej miejsce.

– Hej, z kim jedziesz? – spytała Ash bawiąc się swoimi prostymi jak drut ciemnymi włosami.

– Myślałam, że pojadę ze Stephanie... – zaczęłam, ale zobaczyłam, że ona bez słowa odchodzi od nas i idzie w stronę Emmy. Trochę mnie zabolało, zawsze jeździłyśmy razem. Z załamaniem popatrzyłam na przyjaciółkę stojącą naprzeciwko.

– Przejdzie jej – westchnęła i poprowadziła mnie prosto do autokaru. Jako, że tył zajęły osoby takie jak Melanie usiadłyśmy mniej więcej w środku. Rozglądałam się w poszukiwaniu Willa i Louisa. Nie możliwe, żeby kapitan odpuścił tak ważny mecz. Chwilę po tym zobaczyłam blondyna wychodzącego po schodkach do środka. Z jednej strony ulżyło mi, a z drugiej serce przyśpieszyło bicie gdy zobaczyłam, że zwalnia przy naszym siedzeniu i wraz z szatynem siada przed nami. Opanuj się, to tylko kolega, powtarzałam sobie w głowie.

– I jak Carter? Tym razem masz oba buty? – usłyszałam za sobą śmiech Louisa i powoli się odwróciłam.

– Tym razem tak – uśmiechnęłam się zadziornie.

– Tym razem pożyczy od ciebie skarpetki – parsknął Will i wszyscy czworo buchnęliśmy śmiechem.

– Wydaje mi się, że nawet jeśli bym zapomniała to w jednej da się grać – przyznałam odwracając się przodem do kierunku jazdy.

– Nicky...Kochanie... Masz gumę? – spytał szatyn wyśmiewnie i objął mnie przez fotel.

– Zależy jaką mój drogi – odpowiedziała Ash, a ja dopiero teraz zauważyłam w ich słowach podtekst.

– Ona wie jaką... – dodał Will.

– Yhym, dzień jesteś singlem i już takie rzeczy. Przystopuj, stary – powiedział Lou dając blondynowi kuksańca w ramię na co ten wywrócił oczami, a ja rozejrzałam się by sprawdzić gdzie jest Stephee. Na szczęście siedziała daleko z przodu, a przez gwar panujący w środku nie mogła nic usłyszeć. Wiem, że gdyby słyszała nie byłaby zadowolona.

– Właściwie to... Dlaczego to zrobiłeś? – spytałam klękając na siedzeniu by widzieć go całego.

– Ale co? – spytał na co ja uniosłam brwi z nadzieją, że domyśli się o co chodzi bez precyzyjnej odpowiedzi. – Upiłem się, okay? Właściwie nie wiele z tego pamiętam. Próbowałem ją przeprosić, dzwoniłem, błagałem o szansę, ale ona nie chce mnie słuchać.-powiedział, a jego mina przybrała wyraz grymasu.

– Czyli żałujesz?

– Jasne, że tak. Gdyby nie to że ten frajer też się upił, zabiłbym go za to że mnie nie powstrzymał – spróbował się zaśmiać. Po jego głosie słychać było, że nie leży mu ten temat i nie lubi o tym myśleć.

– Hej, to nie moja wina! Tam było za dużo dobrego alkoholu – oburzył się Lou, a my się zaśmialiśmy. Moje spojrzenie powędrowało w stronę Stephanie, która rzucała mi mordercze spojrzenie. Była zła, że z nimi rozmawiałam. W końcu on ją zranił, a ja jako dobra przyjaciółka powinnam strzelić focha razem z nią tyle, że... Za bardzo lubię Lou, żeby się do niego nie odzywać, a to że przyjaźni się z Willem to już nie moja wina. Gdy w końcu odwróciła wzrok, ucichłam zjeżdżając w dół po fotelu.

***

Jak zwykle przebraliśmy się w szatni gospodarzy (która swoją drogą była dużo ładniejsza niż nasza) po czym z dumą weszłyśmy na boisko. Uczucie które temu towarzyszyło było niesamowite. Tym razem dziewczyny miały pierwszeństwo. Tradycyjnie, jako kapitan podeszłam do sędzi by uzgodnić kto zaczyna. Kapitanka przeciwniczek zrobiła to samo co ja. Była wyższa i potężnej postury co tylko sprawiało, że łatwiej będzie mi ją okiwać. Uznałam, że tym razem postawię na reszkę i jak się okazało dobrze zrobiłam bo mogłyśmy zacząć ze środka. Spokojnie podałam piłkę do Melanie, nie cierpię z nią grać ale jest szyba i wiem, że ona również podałaby mi gdybym była z przodu. Blondynka ruszyła na atak, ale straciła piłkę po natarciu jednej z przeciwniczek. Wbiegły na naszą połowę, a ja zaczęłam się modlić, żeby Ashley dała sobie radę na obronie, jej pozycją zazwyczaj było prawe skrzydło, ale trener chciał sprawdzić jak poradzi sobie z tyłu. Egzamin zdała celująco, gdyż odebrała im piłkę szybciej niż oni ją przejęli.

Każda akcja, którą zaczynałyśmy była nie udana. Podobnie radziły sobie przeciwniczki. Piłka raz spadała na aut, a raz odbijała się od poprzeczki. Po prawie 70 min grania, wszystko zaczęło się zlewać w jedną ciemną plamę. Wiedziałam, że jeśli nie strzelę ani jednej bramki ucierpi na tym moja reputacja. Pot lał się ze mnie strumieniami, a mimo dobrej kondycji zaczynałam mieć mroczki przed oczami. Źle się czułam, ale przecież gdybym powiedziała o tym trenerowi to by mnie zdjął, a ja chciałam wygrać ten mecz. Nie odróżniałam zawodników, przestałam wiedzieć kto jest ze mną, a kto przeciwko. Jakimś sposobem znalazłam się przy piłce i z połowy biegłam w obranym kierunku. Byłam otoczona więc ostatkiem sił wyminęłam zawodniczki. Trudno było wycelować w prostokąt przede mną. Gdy uniosłam nogę by oddać strzał usłyszałam za sobą krzyki: ,,Przecież to nasza bramka!" Upadłam z rozmachu na ziemię, ale było już za późno. Piłka wpadła do bramki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto kolejny rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba :)

Najlepszy NapastnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz