Rozdział 3

143 15 4
                                    

*POV Madeleine*

Usiadłam w kącie od razu kiedy usłyszałam ze Justin schodzi ze sceny.. nie potrafię na niego spojrzeć, do niego podejść ani się do niego odezwać, jestem zbyt słaba żeby to zrobić. Słyszę jak wszyscy mu gratulują udanego koncertu, prawda był świetny.. Jak to możliwe że ten chłopak ma na mnie taki wpływ. Nie znam go, nigdy nie zamieniłam z nim słówka, nie miałam szansy nawet spojrzeć w jego karmelowe oczy, a mimo tego jest dla mnie najważniejszy.. 

- Hej, wszystko okej? Coś się stało? - odezwał się głos, który znałam doskonale.. to Justin. Od razy się spięłam i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. On mnie dotyka, on na mnie patrzy, on się do mnie odzywa. Nie jedna dziewczyna, która teraz wychodzi zapłakana z areny oddałaby wszystko żeby być na moim miejscu, a ja tego nie doceniam, nie potrafię nic zrobić, nie panuję nad swoim ciałem. Jestem idiotką! Justin nagle się podnosi, udaje mi się jedynie podglądnąć przez palce czy na pewno się nie mylę, czy sobie tego wszystkiego przypadkiem nie wymyśliłam..Ale nie, jestem tutaj. Wygląda jakby kogoś szukał, kiedy znika mi z oczy dostaję kolejnego ataku paniki, już więcej mogę nie zobaczyć, a nawet się do niego nie odezwałam nie wykorzystałam swojej szansy, debilka. On tu już nie wróci.. zapomni, przecież ma ważniejsze sprawy niż jakaś cizia w kącie.. Co ty sobie myślisz? Czas na Ciebie.. nikt cię tu nie chce. Znalazłaś się tu przez pomyłkę. Jazda stąd.

- Madie, kochanie? - To Rosaline! Dlaczego wróciła? Może chce mi powiedzieć że na mnie już czas, że dostałam już swoje. Widzę buty Justina, nie odważę się podnieść wzroku, mimo że bardzo bym chciała.

- Może ja was zostawię na chwilę same.. - powiedział Juss. Zaraz, zaraz. Na chwilę? Czyli ja tu jeszcze zostaje? Nie przyszła mnie wygonić? 

- Ej, nie bój się na niego spojrzeć, jest taki jak ty.. Zwykły chłopak okej? Poza tym nie lubi jak jego Beliebers płaczą..Chodź, wstawaj. - powiedziała jakby to wszystko było takie banalnie proste.

- Nie dam rady.. Nie potrafię na niego spojrzeć.. Jestem bezsilna. Staram się, ale jakby straciłam panowanie nad sobą.. - udało mi się tyle wykrztusić.

- Skarbiee.. ja wiem że to jest dla Ciebie trudne, ale musisz spróbować. Wiesz że taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć, prawda? Korzystaj puki możesz.. Uspokoimy się jeszcze chwilę i idziemy do niego.. Na pewno się polubicie, uśmiechnij się. - jest taka wspaniała.. wprowadziła mnie tutaj i jeszcze chce mnie z nim poznać.. Złota kobieta, ale pewnie nie jestem pierwszą, której tak mówi.. Zamienię z nim jedno, ewentualnie dwa słowa i do widzenia. On nie chce tracić czasu dla kogoś takiego jak ja. - Słuchasz mnie w ogóle?! - krzyknęła do mnie, jednocześnie wyrywając mnie z moich nie najprzyjemniejszych myśli.

-Tak, słucham cię.. Przepraszam ale to jest takie trudne.. Poczekajmy jeszcze chwilę proszę.- Dam radę! Muszę! Zrób to, po prostu!

- Oczywiście, chodź. Siądziemy tutaj, daj mi tylko znać jak będziesz gotowa.

Nie wiem ile czasu minęło.. Ale nie czuję się gotowa na to by tam iść.. nie mam wyboru, albo tam pójdę i z nim porozmawiam, albo ucieknę jak tchórz. Wybieram tę pierwszą opcję.

- Jestem gotowa! - wstałam jak oparzona, robię to tak chaotycznie tylko dlatego że zaraz mogę się wycofać..- No chodź! Przepraszam.. nie powinnam się unosić, boję się tylko że jak teraz tego nie zrobię to się wycofam.. 

- Rozumiem, chodźmy.. Justin czeka od 30 minut. Pewnie się niepokoi. - Co?! Minęło już pół godziny?! Nawet nie wiem kiedy.

Widzę jak stoi przy bufecie... Dam rade. Ostatnia szansa.. Głęboki oddech i przed siebie! Odwrócił się, a ja automatycznie opuściłam głowę.. Musiał usłyszeć moje pociąganie nosem. Nie ważne.

UNHEALTHY RELATIONSHIP.Where stories live. Discover now