Rozdział 3

50 5 3
                                    

  - Tak? Przesadzasz. Charlie na pewno dobrze bawi się w Florydzie... On ma już 19 lat! Oh no dobra...- Otworzyłam szerzej oczy.Już myślałam że go nie znajdę. Mój brat jest w Florydzie! Dobrze że to nie jest daleko. Podeszłam bliżej taty i zauważyłam na biurku list, przyjrzałam się mu uważnie.

Miami ulica Lincoln Road

Tam pewnie musi mieszkać Charlie. Wyszłam jak najszybciej na zewnątrz i rozlożyłam swe piękne skrzydła. Wiecie jakie to jest okropne uczucie? Coś wychodzi Ci z kręgosłupa i to mi jest wcale małe. Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek.
- Lecieć z tobą? - Jego wyraz twarzy był obojętny jak zwykle, w jego oczach wciąż malował się smutek, nigdy nie chciał mi powiedzieć z jakiego powodu. Nigdy nie widziałam go uśmiechniętego szczerze, zawsze udawał.
- Nie trzeba, Mike. - Odgarnęłam włosy i spojrzałam mu głęboko w oczy.

- Loyreyn, na prawdę chcesz go widzieć? - Skrzyżował ręce na piersi. Nie rozumiem, czy on właśnie chciał mnie ostrzec?

- Chce. - Mruknęłam, postanowiłam mu nie zadawać pytań co się gromadziły w mojej głowie. Nie ma sensu i tak mi nie odpowie. Zresztą co mi się stanie gdy zobaczę brata? On i tak nigdy mnie nie zobaczy. Nigdy nie byłam w Miami, zresztą mało co zwiedziłam. Chyba czas to zmienić.
Gdy doleciałam do tego miejsca, było strasznie gorąco,nie było tutaj normalnych drzew. Charlie na pewno tu się dobrze bawi. To są jego klimaty. Zaczęłam szukać domu   na ulicy Lincoln Road. 

***
Moja mama miała zawsze rację.Gdy zawsze coś gubiłam zawsze prosiłam ją o pomoc. Mówiła mi ze to ja powinnam szukać a nie ona, bo potem ja będę miała problemy w życiu. I rzeczywiście tak jest, nie mogę znaleźć domu już dwie godziny. Z zażenowania usiadłam na ławce i wpatrywałam się w chodnik. Może źle przeczytałam? Nagle coś przykuło moją uwagę. Obok siebie zauważyłam słodkiego małego pieska, który wpatrywał się w moją stronę, miałam wrażenie jakby mnie widział. Lecz szybko poruszył się i biegał wokół ławki. Obok mnie usiadł chłopak, który był najwidoczniej właścicielem psa.
- O tu jesteś mały. - Głos wydawał mi się dosyć znajomy, odwróciłam się w jego stronę.

Był ubrany w ciemne jeansy oraz biały t-shirt. Wysoki blondyn z niebieskimi oczami... Chwila... znam tą twarz...

- Charlie... - Mruknęłam cicho pod nosem gdy jeszcze bardziej przyjrzałam się jego twarzy, widoczne dołeczki oraz te odstające uszy. Muszę przyznać że wyprzystojniał. Wstał z ławki i zaczął zmierzać pewnie w stronę domu, przypomniały mi się wszystkie wspomnienia, dzieciństwo. Łza mi się zakręciła w oku. Weszłam do jego domu, teraz już wiem gdzie mieszka.

Spojrzałam jeszcze raz na niego. Nie mogę uwierzyć, ze przede mną właśnie stoi mój brat. Najgorsze było to że nie mogę go przytulić. Boże, Charlie, nie wiesz jak się stęskniłam! Tyle lat Cię nie widziałam... a teraz Cię widzę w najgorszym momencie. Po domu rozległ się dźwięk dzwonka, który mnie rozbudził z myśli, w drzwiach pojawili się rodzice. Mój tata oraz ta jego kochanka o ile wiem miała na imię Alice.Usiadłam obok nich na kanapie i zaczęłam słuchać rozmowy. Ciekawe co by było gdyby mnie widzieli.

-Jak tam Róża ? ahh wolę na nią mówić Loyren. Dawno jej nie widziałem. - Charlie usiadł na przeciwko nich. Chwila... Loreyn? Przecież to ja... Spojrzałam na tatę, który swój wzrok utkwił w podłodze, usłyszałam jego przyspieszenie serca.

- Wiesz... wyprowadziła się.- Zauważyłam jak Alice spojrzała na niego morderczym wzrokiem. O co tu chodzi...

- No szkoda... - Westchnął. - Idę po herbatę.

Charlie szybko zniknął, czegoś tu nie rozumiem. Przypomniał mi się mój pogrzeb, było na nim bardzo mało osób, lecz mojego brata nie było...

- Kiedy mu powiesz prawdę? - Warknęła po cichu Alice.

- Po co mu to wiedzieć. - Burknął. - Nie ma co go zamartwiać.  

Skrzywdzony AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz