Strażnik Lwa

159 12 11
                                    

Khadgar narzucił kaptur na głowę i wyszedł na zewnątrz. Była ciemna, ponura i zimna noc. W powietrzu unosił sie zapach dymu i smutku. Dziś spalono wszystkich, którzy zgineli w walce z orkami. Króla, Strażnika, syna Lothara i wielu innych żołnierzy oraz zwykłych ludzi. Królowa poprosiła go by znalazł jej barata. Aduin zniknął po ceremoni i nikt go później nie widział. Ale mag wiedział gdzie on jest i niepokoiło go to. Wiedział, że mężczyzna wiele przeszedł, ale dla niego to nie miało sensu... Nie mógł sobie wyobrazić, że alkochol może w czymkolwiek pomóc.

Gdy wszedł do karczmy , uderzył go gorzki zapach piwa i cisza, która rzadko gościła w takich miejscach. Ludzi było niewiel. Głównie mężczyźni, którzy tak jak Aduin, chcieli utopić cały ból w kuflu z piwem. Khadgar znalazł przyjaciela siedzącego na skraju baru, z kuflem w ręcę i pustym spojrzeniem utkwionym w bursztynowym trunku. Mag podzszedł do niego powoli i usiadł obok.

- Anduin...

Nie odpowiedział nawet nie podniósł na niego wzroku. Khadagar z bólem patrzył na niego w tym stanie. Stracił wszystko co miał... Słowa, które wypowiedział do Medivha w czasie walki chuczały Khadgarowi w głowie, tak mocno, że aż boleśnie. " No dalej. Zabij mnie. I tak już nie mam po co żyć".

- Anduin... Taria chce, zebyś wrócił do zamku. Jest środek nocy...

- Daj spokój dzieciaku.

- Anduin, przestań. To nic nie pomoże - powiedział mag, delikatnie wysuwając kufel spomiedzy palców przyjaciela - To nie zwróci im życi...

Lothar nagle odwrócił się gwałtownie w jego stronę i uderzył go pięścią w twarz. Khdgar poczuł palący ból na policzku, zachwiał sie gwałtownie na stołku ale udało mu się złapać równowagę. Poczuł metaliczny smak w ustach. Aduin złapał go za przód szaty i przyciągnął do siebie. Jego niebieskie oczy płoneły gniewem i bólem. Ich twarze były tak blisko siebie, ze mag czuł ciepły oddech Lothara na swoich ustach, dreszcz przebiegł mu po plecach.

- Myślisz, że nie wiem... - wysyczał przez zaciśniętę zęby -I nie pouczaj mnie... Nie masz pojęcia...

- Anduin, ja...- wyszeptał przestraszony chłopak.

- Przestań ! Spaliłem dzis dwójkę najlepszych przyjaciół, własnego syna i towrazyszów broni. Oni wszyscy zgineli... A ja wiciąż tu jetem... Choć nie powinnienem.

- To nie praw...

Ale Lothar go nie słuchał, mag zauważył, że oczy mężczyzny robią sie wilgotne. Dowodca puścił go i odwrócił głowę, przygryzając dolną wargę. Po chwili podniósł kufel i pociągnął potężny łyk. Khadgar odetchnął głęboko i przełknął ślinę razem z krwią, która zebrała mu sie w ustach po tym jak Anduin go uderzył. Podniósł powoli rękę i potarł pulsujący bólem policzek. Nagle mag zauważył błysk metalu przy pasie Lothara. Zmarszczył lekko brwi. I zanim zdążył się powstrzymać już wyciągał rekę w tamtą stronę.

- Co to...

Męzczyzna odwrócił sie gwałtownie odtrącając rękę maga. Utkwił w nim spojrzenie pełne bólu i złości. Patrzył tak przez długą chwilę w brązowe oczy chłopaka, jakby czegoś tam szukał. Potem westchnął i rzucił na blat smukły sztylet. Ten należący do Garony, ten który był utkwiony w karku króla. Khadgar nagle zrozumiał, nie chodziło tylko o śmierć bliskich...

- Dalej się tym zadręczasz ?

Nie odpowiedział.

- Przecież ona nie mogła tego zrobić...

Lothar odwrócił się do niego. Na jego ustach błąkał się pogardliwy uśmiech.

- Nie ? To słucham co innego mogło sie stać ?

LionTrustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz