Capitulo 1: Wypadek i samolot

586 42 15
                                    

Luna tańczyła na cudownym torze, oświetlony pięknymi światłami. Właściwie to nie tańczyła, a jeździła na wrotkach. Chociaż może robiła obie te rzeczy. To było takie wspaniałe, nie mogą nacieszyć się tym widokiem. Skok, piruet, uśmiech nie schodził z twarzy dziewczyny.

Nagle zakręciła się, a jej wisiorek spadł z jej szyi. 

Momentalnie zerwała się z łóżka, cała zalana potem. Pospiesznie wyszukała ręką naszyjnika i odetchnęła z ulgą, kiedy wyczuła go swoimi palcami.

— Luna, wstawaj! — usłyszała krzyki swojej mamy, która pojawiła się w pokoju. — Już późno!

Dziewczyna podniosła się z łóżka i założywszy na stopy swoje kapcie zniknęła we wnęce szafy i zabrała się za opowiadanie mamie swojego wspaniałego snu.

— A dyrygentka już dzwoniła, prawda? — zapytała, dając kobiecie do potrzymania swój seledynowy sweter.

— Chyba ze dwadzieścia razy na twoją komórkę! I mówiłam ci już tysiące razy, nie nazywaj jej dyrygentką.

Dziewczyna jęknęła.

— Czy tata będzie dał radę mnie podwieźć?

— Niestety nie, dzisiaj jedzie po nowych właścicieli, więc radzę ci się pospieszyć.  

Sharon Benson razem z Ambar i swoim asystentem siedziała w samochodzie i spokojnie jechała do swojej nowej posiadłości. Były już niedaleko, właściwie to miały zatrzymać się tam naprawdę krótko, bo kobieta wracając z Nowego Jorku planowała wstąpić tylko, żeby zakupić dom i wracać do Buenos Aires, załatwiać inne sprawy. Za to Ambar Smith planowała spotkać się ze swoim chłopakiem, który jak na złość od pół godziny nie odbierał od niej telefonów.

— Nienawidzę cię, Matteo — mruknęła dziewczyna do swojego telefonu i rzuciła go na dno swojej torebki, mając dość, że chłopak w ogóle się do niej nie odezwał. Tęskniła za nimi i bardzo cieszyła się, że uda im się spotkać w jeszcze w Cancun, a nie dopiero w Buenos Aires.

Po parunastu minutach dojechali. Posiadłość była wspaniała, ale żadne z nich nie powiedziało tego głośno, po prostu nie mieli w zwyczaju tego robić.

Wysiedli z samochodu i udali się na plac, gdzie czekał już na nich Miguel Valente, dozorca personelu, który od razu przywitał się z nimi wszystkimi, włączając w to również panienkę Ambar, będącą bardziej zainteresowaną ponownym wydzwanianiem do swojego chłopaka niż witającym się z nią mężczyzną.

— A to moja żona, najlepsza kucharka w Cancun — przedstawił swoją żonę Miguel, kiedy już znaleźli się w środku, a ona właśnie przechodziła. Kobieta uśmiechnęła się do nich przyjaźnie, wiedząc, że to właśnie są nowi właściciele domu i trzeba być dla nich miłym.

— Więc skoro pan twierdzi, że pańska żona jest tak dobra w swoim fachu, to może nam coś przygotuje? — zapytała pani Benson.

— A na co, ma pani ochotę?

— Niech będzie homar.

— Smażony czy duszony?

— Oczywiście, że duszony — odparła Sharon, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Pani Valente skinęła jej głową i udała się do kuchni, aby jak najszybciej zabrać się za posiłek.

— Ja za to chciałabym spotkać się wreszcie z Matteo, ale z powodu niekompetencji jednego z naszych pracowników, nie mogę tego zrobić. — Ambar znacząco spojrzała na Reya.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 02, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

soy violetta ☾ violetta & soy lunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz