Magdzia Gin i kamień przemiany

Rozdział IV

Tego dnia było inaczej. Kiedy Magdzia wstała usłyszała dziwny śmiech. Wiedziała kto to bo już ten śmiech słyszała.
-Bram niedłułgo się otworzy i będę wolny! Wreszcie spełni się szalona przepowiednia z przed miliarda lat!-powiedział na powitanie Bill.
-Znowu ty?!-zapytała rozzłoszczona Magdzia
-Tak wiem że tęskniłaś...
-Czego chcesz?
-Wiedz koleżanko z ognem że już za 8 dni przepowiednia się spełni!
-Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?!-zapytała jeszcze bardzie zła Magdzia ale Bill już odszedł. Magdzia otwarała oczy bo inaczej Bill nie mógł by z nią rozmawiać.
-Kasi Mildek wstawajcie!-krzyknęła bo już od pół godziny powinni być w drodze do Przeklęte Rzeki.
-Magdzia spokojnie nie pali się.-powiedziała nieco zaspana Kasi. Kiedy wszyscy byli zwarci i gotowi zajęli się koniami i wyruszyli dale. Musiel jechać naprawdę szybko bo po czterdziestu minutach zatrzymali się w gospodzie Pani Anity. Podała im coś do zjedzenia i picia. Potem rozłażyła koc żeby odpoczeli po podróży. Leżeli bez czynnie prze godzinę i potem wyruszyli dalej. Magdzia nadal myślała o tym o czym mówił Bill. Kasi szybko zauważyła że coś jest Magdzi.
-Magdzia wszystko w porządku?-zapytała Kasi
-Eh..... Tak...-odpowiedziała wyraźnie nieswoja Magdzia
-Widzę że nie, powiedz o co chodzi.
-Bill.-i to wystarczyło Kasi. Od razu przestała zadawać pytana. Resztę drogi do postoju Kasi myślała jak pomuc Magdzi z Billem. Magdzia myślała o tym jak pokonać Billa. Natomiast Mildek myślał o tym co knują Magdzia i Kasi. Dotarli na następny postój gdzie spotkali złego czarodzieja który zamienił Mildka w pół człowieka pół pande. Teraz wszyscy musieli zdobyć ten kamień po to żeby być normalnymi nastolatkami. Po tym jak Mildek już się uspokoił po szoku którego doznał po przemianie ruszyli w dalszą podróż do miejsca noclegu. Pedzili pardzo szybko bo już zapadła zmrok i nie chcieli mieć nic wspólnego z złymi magami którzy grasują w ciemnościach. Dotarli na nocleg rozbili namiot i szybko poszli spać. Przed bohaterami jeszcze tylko 9 dni.