Rozdział 1

144 14 5
                                    

Pierwsze płatki śniegu zaczęły powoli opadać na teren szpitala psychiatrycznego imienia świętego Mateusza. W tym roku pojawił się on wyjątkowo późno, gdyż dopiero w środku stycznia, mimo iż w telewizji zapowiadano go co jakiś czas od dobrego miesiąca. Andy stał przed oknem, podziwiając to, jak szary beton z każdą minutą przybierał puchatą biel. Głowę wielkiego posągu pewnej nieznanej mu osobistości, okrył śnieg, przez co wyglądała, jakby nosiła perukę. Biel ogarnęła także okoliczne krzaczki, wyschnięte drzewa, oraz schody do frontowych wielkich drzwi szpitala. Mężczyzna bardzo lubił tę porę roku i gdyby nie siatka założona za szybą jego okna wychyliłby głowę i pozwolił sobie zażyć zimowego powietrza.
Od trzech miesięcy nie czuł się niczym tak zainteresowany, gdyż w ów szpitalu dla „zdrowych ciałem, chorych duchem" jak to zwykła mówić siostra Diana, która pracowała w instytucie, nie było zbyt wiele ciekawych zajęć. Andy miał zwyczaj przechadzać się po korytarzach, spoglądając na pacjentów, którzy w większości nie byli zbytnio rozmowni. Nie wiedział, czy winą tego mogły być leki, jakie mieli wpisane w swą codzienną rutynę, czy też może, jak to czasem sam sobie tłumaczył dla żartów, że onieśmielał ich jego urok osobisty. Inną z możliwości na spędzenie czasu dla pacjentów były jeszcze gry planszowe takie jak warcaby czy chińczyk, które były zakazane dla agresywniejszych jednostek, ponieważ porażka mogłaby je sprowokować. Ewentualnie pozostało również wspólne oglądanie telewizji. Głównie filmów, które unikały przemocy, oraz wszelkich innych trudnych tematów, dlatego Andy niezbyt się nimi zachwycał, gdyż jego zdaniem brakowało im pazura.
Spoglądając dalej przez okno, w odbiciu widział również swoją twarz. Był on niebieskookim facetem z krótkimi włosami w kolorze blond. Jego ogolona twarz wyglądała młodo, mimo iż powoli zbliżał się wiekiem do trzydziestu pięciu lat. W odbiciu nie mógł dostrzec nawet jednej swojej zmarszczki. Odnajdując spokój w każdym następnym płatku śniegu, przypomniał sobie w końcu, że jest w szpitalu i prawdopodobnie zbliża się popołudniowa dawka lekarstw lub jak on sam je nazywał „witaminek". Niechętnie odwrócił wzrok od okna i spojrzał na swój pokój niewyróżniający się niczym od reszty.
Wszystkie ściany w nim były białe na tle, których rzucało się w oczy stare łóżko z ramówką z ciemnego drewna, oraz biurko z tegoż samego materiału. Stał na nim mały czarny cyfrowy zegarek, który wskazywał godzinę 2:45 po południu. Andy doskonale wiedział, że jeżeli nie pojawi się za kwadrans na świetlicy, gdzie siostry rozdawały zawsze tabletki, to może mieć problemy z pielęgniarzami, a nie należeli oni do zbyt przyjemnych ludzi. Poprawił swój jasnoniebieski strój, jaki otrzymał na samym początku pobytu w tymże miejscu, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Podążał spokojnym krokiem przez biały korytarz, mijając przy tym drzwi różnych innych pacjentów, które w większości były puste. Z niektórych dobiegały ciche szepty. Andy rozumiał z nich jedynie pojedyncze słowa, jednak to wystarczyło, aby dojść do wniosku, że są to po prostu odgłosy niechęci do przyjmowania „witaminek". W końcu dotarł do świetlicy. Była ona dużym pomieszczeniem, które wyróżniało się spośród całego budynku, gdyż ściany miały kolor zielony. Całość była pełna stolików i krzeseł. Na niektórych z nich siedzieli pacjenci grający obecnie w chińczyka. W rogu pomieszczenia znajdowała się mała budka z okienkiem przypominająca kioski, które często można było zobaczyć na mieście. Jednakże różniła się tym iż była znacznie bardziej zabezpieczona. Dookoła okienka była siatka, a drzwi były zamykane w nocy metalowymi kratami na kłódkę. Służyła ona pielęgniarkom do rozdawania leków i gier planszowych pacjentom. W środku trzymany był również duży telewizor, który czasami był wystawiany na specjalną prośbę na czas projekcji filmu.
Andy szedł w stronę kolejki składającej się na ten moment z jednego wyraźnie zdenerwowanego łysego mężczyzny. Nad okienkiem biura widoczna była kartka z napisem, „Niech Święty Mateusz ma was w opiece", która miała najwidoczniej służyć jako pocieszenie dla pacjentów. Natomiast obok znajdowała się tablica z nazwiskami osób. Mieli tymczasowy zakaz korzystania ze swojego przywileju do gier planszowych z racji na złe zachowanie. Andy ustał w kolejce za łysym mężczyzną i spostrzegł, że rozmawia on z jego ulubioną pielęgniarką siostrą Dianą. Mógł również usłyszeć dokładną treść rozmowy, gdyż facet zaczął mówić coraz głośniej, na co pielęgniarka odpowiadała również coraz ostrzejszym tonem.
- Za kogo Ty mnie w ogóle uważasz? - uniósł się mężczyzna - Ja jestem Raul De Santa jeden z największych myślicieli tej nory. Mój umysł jest na tyle potężny, że gdyby nie blokady mózgowe schowane w ścianach tego budynku zmiażdżyłbym go jedną myślą.
- Posłuchaj Henry - odpowiedziała ostro Diana. - Już i tak dobre dwie minuty temu załatwiłeś sobie bycie na samym szczycie czarnej listy. Nie będę Ci powtarzać, że nie dostaniesz warcabów i wybij sobie z głowy telewizor. Weź leki inaczej wezwę Pana Paula, a tego byś nie chciał.
Na te słowa łysy mężczyzna od razu spokorniał. Dało się zauważyć, że miał już nieprzyjemność widzenia się z Paulem, który był jednym z pielęgniarzy. Zadaniem ich było zaprowadzanie pacjentów do izolatki w razie wyraźnie nieakceptowanego zachowania, oraz opieka przy niektórych czynnościach. Zmierzył groźnym spojrzeniem budkę, z której wystawała twarz siostry Diany, po czym wziął kubeczek z tabletkami. Odchodząc od okienka, mówił pod nosem coś, co Andy'emu brzmiało jak „pieprzona zdzira". Mężczyzna pozostawił to bez komentarza i zbliżył się do okienka.
- Czasem jak widzę tych ludzi, to mam wrażenie, że nie powinienem w ogóle tutaj być - powiedział do kobiety w okienku.
Diana była młodą kobietą o krótkich czarnych włosach i chudych kościstych policzkach. Na jego widok delikatnie się uśmiechnęła, jednak zachowując dalej swój szorstki ton.
- Andy spokojnie. Jeśli wszystko będzie z Tobą w porządku, to za jakiś czas na pewno będziesz z dala stąd. - odrzekła.
Andy zauważył, że musiała się mocno zdenerwować na Henry'ego, gdyż jej usta wydawały się węższe niż normalnie. Od czasu przyjścia do szpitala nie raz widział, jak Diana musiała się kłócić z niektórymi pacjentami, przez co zapamiętał pewne szczegóły w jej rysach twarzy zależnie od nastroju.
- W sumie to zabawne. Tutaj uważam się za normalnego gościa. Ciekawego czy na zewnątrz będę uważał się za czubka? - zagaił, próbując rozchmurzyć Dianę, jednak ani trochę to nie zadziałało.
- Oj Andy. Przyszedłeś tu po leki czy na pogaduszki? Jeśli to drugie to poczekaj chwilę, pójdę tylko po kawę i ciastka - odpowiedziała ironicznie siostra, delikatnie podnosząc jedną z brwi.
- Po leki. - odparł krótko.
Wiedział, że lepiej jest odpuścić sobie wszelkie próby poprawienia humoru kobiecie. Diana wzięła biały kubeczek z lekami ze swojego biurka i podała przez okienko Andy'emu. Nie zdążył on jednak odebrać ich, przez co spadły na jasnobrązowe panele pomieszczenia, gdyż w tym samym momencie niemalże podskoczył ze strachu. Wywołany on został nagłym wtargnięciem dwóch pielęgniarzy o wielkiej posturze. Trzymali oni mężczyznę, którego stan był daleki od spokoju.


_____________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________________

Witam wszystkich ponownie! Ewentualnie po raz pierwszy! :) Dziś jak sami widzicie startujemy z nowym opowiadaniem, aczkolwiek te będzie udostępniane nie tak często, jak poprzednie, gdyż dalej nad nim pracuje. Nie będę dokładnie się określał raz na ile, ale postaram się wstawiać przynajmniej jeden rozdział w tygodniu. Mam nadzieję, że sam początek jest dla was interesujący. Tym razem utwory do klimatu będą na samej górze i postawiłem na jeden z soundtracków do gry "Manhunt 2". Zapraszam do wyrażania opinii i pozdrawiam! :)

Teoria SzaleństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz