Rozdział II

3K 97 32
                                    

Dni mijały. Deszcz nie padał, a słonce świeciło. Dzieci często wychodziły na dwur i wspinały się po drzewach.
To było jedno z ich ulubionych zajęć w wolnym czasie. Kochały spędzać czas na świeżym powietrzu.

Lecz już następnego dnia lał zimny i nieprzyjemny deszcz. Pogoda diamentalnie się zmieniła. Poprzedni dzień ciepły i słonecny, a następny zimny i mokry.
Ewelina na chwilę gdzieś wyszła, a czwórce rodzeństwa zaczynało się nidzić. Zuzanna i Piotr siedzieli na fotelach. Brunetka czytała książkę, a blondyn po prostu siedział i wpatrywał w jeden punkt, nad czymś rozmyślając. Łucja siedziała na parapecie i patrzyła na padające ktople deszczu, a Edmund leżał na podłodze i bawił się skrawkiem dywanu.
- Nudzi mi się. - ciszę przerwała Łucja wstając z okna.
- A co mamy robić? - zapytała Zuzanna - Pada deszcz, Ewelina gdzieś zniknęła, a my nie mamy pojęcia czym możemy się zająć.
Krótkowłosa zastanowiła się chwilę i powiedziała
- Pobawmy się w chowanego!
- To zabawa dla dzieci - oznajmił oschle Edmund.
Lecz koniec końców wszyscy się zgodzili i Piotr zaczął liczyć, a reszta się chować.

Edmund schował siępod łóżko w swoim pokoju, Zuzanna weszła do kufra w korytarzu, a Łucja biega£a szukając jak najlepszej kryjówki.
Dom był ogromny, więc miała duży wybór.
Weszła do jednego z pokoi. Wcześniej była tam tylko raz. Pomieszczenie było puste, nielicząc dosuć sporej drewnianej szafy pełnej futer.
Podeszła do niej i otworzyła drzwi.
Wesz£a do środka zostawiając malutką szelinę w drzwiach, by się nie zatrzasły.
Zaczęła przesówać się coraz głębiej wewnątrz szafy, dotykając mięciutkich futer. Kochała to ucucie. W pewnym momencie natrafiła na coś ostrego i zimnego. Obejrzała się i dech jej zaparło. Przed nią rozciągał się las. Wszystkie drzewa były pokryte śniegiem, a naprzeciwko niej stała paląca się latarnia. Łucja stanęła w jek blasku. Po chwili usłyszała zgrzyt gałęzi. Ktoś się zbiżał. Lekko przedtraszona odwróciła się i z krzykiem schowała za latarnią. Stworzenie które ujrzała upuściło paczki i także krzycząc schowało się za drzewem.

Był to stwór od pasa w góre przypominający człowieka, za to miał nogi kozła, takie uszy, kopyta i różki.
W ręce aktualnie trzymał różowy parasol.

Łucja mimo strachu wychyliła się zza latarni. Gdy zobaczyła, że stworzenie się jej boi lekko się rozluźniła.
- Przede mną się chowasz?
- Nie... Ja.. Nie chciałem cię po prostu przestraszyć - odparł stwór z zakłopotaniem.
Podeszła i podniosła jedną z paczek.
Podała ją nieznajomemu. On szybko ją odebrał i zebrał resztę.
- Przepraszam, nie chciałabym pana urazić, ale... Kim pan jest?
- Ja? Faunem naturalnie.- odpowiedział faun jakby to co mówi było najnormalnirjszą rzeczą pod słońcem. - a ty jesteś...? Mam rozumieć jakimś wyrośniętym karłem?
- Nie jestem karłem tylko dziewczynką - oznajmiła uśmiechnięta Łucja.
- Zaraz... Znaczy, że jesteś córką Ewy? Należysz do plemienia ludzi?
- Tak, naturalnie.
Faun zmieszał się jeszcze bardziej.
- to co ty robisz w Narnii?
- Narnia? Co to takiego?
- Co to narnia, też coś - odparł jakby zadała najgłupsze pytanie świata. - wszystko od tej latarni po zamek
Ker-Paravel to Narnia. To wszystko dookoła to Narnia. To co widzisz i słyszysz.
- Łał.
- O, a tak przy okazji jestem Łucja Pevensie.
- Mów mi Tumnus. - odparł faun - to skoro już tu jesteś możewpadniesz do mnie na łyk herbaty?
- Ojć, obawiam się, że musze już wracać.
- To dosłownie dwa kroki stąd. Na kominku płonie ogień i moge zrobić ci grzankę, och proszę ostatnio tak rzadko miewam gości.
- No to może faktycznie wpadne na chwilkę.
Złapała fauna pod ramię, tak że zmieścilo się oboje pod parasolem.
Po chwili dotarli na miejsce. Był to mały przytulny domek ze stolikiem i kilkoma fotelami, na których zasiedli.
Pan Tumnus zaparzył herbatkę i nalał Łucji. Dziewczynka zaczęła przyglądać się zdjęciu na komodzie.
Faun podążając za jej wzrokiem powiedział
- To mój ojciec.
- Wygląda miło - oznajmiła Łucja - jesteście podobni.
- Och nawet nie wiesz jak się od siebie różnimy.
- Mój tata wyjechał na wojne.
Tumnus na nią spojrzał
- to tak samo jak mój, ale już dawno temu, zanim nastał ta straszna zima.
- zima nie jest taka zła. Można rzucać się śnieżkami, no i jest gwiazdka.
- Niestety.. U nas nie było gwiazdki od bardzo dawna, Biała czarownica o to zadbała.
- Biała Czarownica?
- Tak, to przez nią ciągle jest zima. Uważa się za królową Narnii, ale nią nie jest. Lecz ma sporo popleczników, nawet niektóre drzewa są po jej stronie. - opowiadał - och... Gdybyś widziała Narnie latem... Na przykład my fauny wychodzimy nocą i tańczymy, a ta muzyka... Może chciałabyś posłuchać?
- Z chęcią.
Tumnus wyjął jakiś dziwaczny flet i zaczął grać. Łucja wpatrywała się w ogień słuchając muzyki, a oczy same jej się zamykały.
Obudził ją czyjś szloch.
Rozejrzała się i zabaczyła w kącie Pana Tumnusa.
Podbiegła do niego.
- Och co się stało? Niech pan nie płacze.
- Jestem złym... Jestem bardzo złym faunem - szlochał.
Eyjęła chusteczkę i mu ją podała.
- Ależ nie. Jest pan najmilszym faunem jakiego spotkałam.
- Wielka szkoda, że trafiłaś akurat na mnie. Zrobiłem coś okropnego.
- Spokojnie to na pewno się nie powtórzy.
- Ależ ja tego nie zrobiłem w przeszłości, ja to teraz robie... Ja cie porywam dla Białej Czarownicy.
- Cco? Ale jak to?
- Kazała przyprowadzić do soebie każde ludzkie dziecko jakie się spotka, by mogła je potem zabić.
- Aa..le niie zroobi ppan teggo? Prrawda? - spojrzała na niego - przecież jesteśmy przyjaciółmi.

Minute później szli już najgęstrzymi ścieżkami jakie były. Dotarli do latarni.
- Żegnaj Łucjo Pevensie. Cieszę się, że cie poznałem. Po raz pierwszy od stu lat nie było mi dzisiaj zimno.
Cczy mogę zatrzymać chusteczkę?
- Oczywiście. Do zobaczenia.
I przeszła spowrotem przez szafę.
Szybko wybiegła z pokoju krzycząc
- Wróciłam! Już jestem! Nic mi nie jest!
Reszta todzeństwa wyszła ze swoich kryjówek i podbiegł Piotr.
- Co ty wyrabiasz? - zapytał Edmund.
- Na serio muszę ci tłumaczyć zasady tej gry? - spytał Piotr.
- Nie obchodziło was gdzie byłam?
- Jasne, że obchodziło. Piotr nawet cie szukał. - oznajmił z ironią Edmund.
- Ale przecież nie było mnie całe godziny!
- o czym ty mówisz? - spytała Zuzanna.

Łucja opowiedziała im całą historię.
Oczywiście jej nie uwierzyli. Stwierdzili, że zmyśliła to wszystko chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Sprawdzili nawet szfę dla dowodu i oczywiście nic nie znaleźli.
Najmłodsza z rodzeństwa z płaczem uciekła do swojego tymczasowego pokoju. Nie wierzyli jej, a przecież ona tego nie wymyśliła.

Sorki za błędy
ZuzannaPevensie2

Opowieści z Narnii # Inna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz