10 Rozdział

341 51 5
                                    

No i kolejny rozdział, mam nadzieję że jeszcze ktoś to czyta, bo jak gwiazdkujecie to od razu lepiej się pisze!  Miłej nocy xx


-Co masz zamiar zrobić?- mężczyzna w garniturze potarł swoje czoło, po czym jeszcze raz spojrzał na akta.

-Potrzebujemy nowych ludzi, nasz projekt traci od kiedy Harley umarła, ale mam nowych kandydatów.- odpowiedziała ze spokojem Amanda. Kobieta miała czterdzieści pięć lat i od dawna siedziała w tej branży, to był jej konik. Wyglądała na kobietę sukcesu, jej włosy krótkie, zawsze dobrze ułożone, głowa uniesiona wysoko do góry, oczy które potrafiły przewiercić dziurę w każdym. Wchodząc w interesy z nią, trzeba wiedzieć że zna każdy twój czuły punkt.

-Nie wydaję mi się, że to dobry pomysł.- poprawił się na krześle, poczym spojrzał z zaciekawieniem na kobietę. Ona wyciągnęła ze swojej torebki kolejne akta, jakby była na wszystko przygotowana. Poprawka ona jest na wszystko przygotowana. Jego oczy zaświeciły się z podziwu, dokładnie tak, patrzył na największych popaprańców na tym świecie. Nie dowierzał że mogą oni zrobić coś dobrego. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pisze się na takie rzeczy, ale to była Amanda Waller, nic nie było jej straszne, nawet najgorsi przestępcy i dziwadła.

-Te dwie kobiety przywrócą wszystko do porządku.- uśmiechnęła się sprytnie, wiedziała że jest na wygranej pozycji.

-Nawet ich nie złapałaś.- zakpił, ale potem od razu spoważniał.

-Ben proszę Cię myśl, mam na nich przynęty.

-Jakie niby?

-To jest Ms. Freeze, inaczej Katty McGuier, kiedyś dziecko poważanego chemika. Jak była mała wpadła do zbiornika z bardzo zimnymi chemikaliamii i uzyskała dar. Niestety nie panowała nad sobą i zabiła ukochanego ojca.

-A co z matką?

-To właśnie haczyk, Freeze poszukuje jej od bardzo dawna, a ja wiem jak ustawić ich spotkanie w odpowiednim miejscu i czasie.- uśmiechnęła się przebiegle.

-A ta druga?- zapytał z zaciekawieniem, wskazując na zdjęcie uśmiechniętej brunetki.

-Suzanne Caroline Trascott, dwudziestoletnia zabawka Joker'a.

-Kolejna?- wytrzeszczył oczy zdziwiony.

-O wiele ciekawsza historia, dziewczyna pracowała jako opiekunka dla chorych psychicznie dzieci. Jej historia sięga od czasów gdy Joker nie był jeszcze sobą, ale tego ptaszka już mam w klatce.- powiedziała zamykając teczkę.

-Miło się robi interesy.- zabrała swoją torebkę i opuściła lokal z zwycięstwem.

***


-Halo?- jej wysoki, słodki głos odbijał się przez kraty.

-Em, przepraszam? Proszę pana?- zwróciła się do jakiegoś uzbrojonego strażnika.

-Tak?- zapytał niewzruszony jej delikatnością. Dziewczyna poprawiła się na podłodze, a wszystkie karabiny zostały wycelowane prosto w nią. Wykrzywiła usta w podkowę, a z jej oczu zaczęły lecieć łzy.

-Dlaczego oni wszyscy do mnie celują?- jej głos był coraz cichszy i zlewał się z łkaniem. Strażnik otworzył jedną powłokę krat, potem drugą, nie wiedział na co się pisze. Została tylko jedna. Dziewczyna powoli wstała i zbliżyła się do krat.

-Boję się.- szepnęła.

-Odłóżcie broń!- rozkazał.- Dam radę.- szepnął jakby sam do siebie, by dodać sobie otuchy. Pociągała go, na jakiś swój chory sposób. Była dla niego jak jakiś nieznany dotąd zakazany owoc. Zupełnie nieświadomy swoich czynów otworzył ostatnią powłokę krat.

-Witaj.- uśmiechnęła się zagadkowo, niby to przypadkiem podwijając swoją koszulę więzienną.

-Chodź tu kochanie.- zachęcił opierając się beztrosko o kraty. Wszyscy obserwowali zjawisko z zaciekawieniem.

-Przyjdź i otrzyj mi moje łzy.- wyciągnęła w jego kierunku swoją delikatną dłoń, a on ujęty jej urokiem osobistym chwycił zakazany owoc.

-Jesteś teraz moja.- wyszeptał przyciągając ją do siebie. Dziewczyna zaśmiało się szyderczo, był tylko pionkiem w jej grze.

-Należę do kogoś innego.- odparła, zdejmując jego hełm, wplotła swoje palce w jego nieco dłuższe włosy.

-Nie widzę tutaj twojego kochasia.- zadrwił, nie wiedział jak ogromny błąd popełnił mówiąc to.

-Ja nie widzę już twojej przyszłości.- pokazała rząd swoich śnieżnobiałych zębów. Chwilę później rzuciła się na chłopaka i wyjęła jego broń z tylnej kieszeni, bez wahania uderzyła z całej siły kolanem w twarz chłopaka, a później wymierzyła do niego bronią. Wszystkie karabiny zostały w nią wymierzone.

-No dalej! Śmiało!- wrzasnęła, cały czas mierząc w chłopaka, który leżał na ziemi.

-Rzuć broń!- krzyknął jeden ze strażników z góry.

-Tchórze.- parsknęła śmiechem i oddała strzał prosto w głowę leżącego, poczym wycelowała w siebie.

-Wiem że prędzej ja siebie zabije niż wy mnie!- wrzasnęła, ale po chwili rzuciła broń poza kraty klatki i ukłoniła się.

-No co wy? Chłopaki bez oklasków?- westchnęła, siadając na podłogę.-Zabiłam właśnie jednego z was, a wy zero reakcji?- dopytywała się.

-Odsuń się Suzanne.- powiedział jeden z nich.

-Nie nazywaj mnie tak.- warknęła wściekła, przesuwając się w głąb klatki. Oddział uzbrojonych strażników powoli skierował się do jej klatki. Dwóch z nich zabrało zwłoki swojego martwego kolegi. Rzuciła im tylko pełne pogardy spojrzenie, a potem skuliła się i zaczęła szeptać do siebie.

"Pan J przyjdzie po mnie i wszystkich was pozabija."

'"Będziecie błagać o wybaczenie przede mną."

-Wariatka.- rzucił jeden z nich na odchodne, ale ona nad zwyczajniej w świecie zaśmiała się swoim dziecięcym głosikiem.

-Wszyscy najlepsi ludzie są szaleni.- odparła bawiąc się własnymi włosami.

-Oj Madness, nie widać twojego chłoptasia.

-Przyjdzie po mnie, ale za nim to zrobi to przyjdzie po ciebie w śnie.- oblizała swoje czerwone usta. Trzeba jej było przyznać, była niezwykła, a jej szaleństwo przyciągało każdego. Sprawiała że serca wszystkich mężczyzn biły dwa razy szybciej, nawet w za dużej koszuli więziennej wyglądała dobrze. Brązowe włosy rozczochrane, pod lewym okiem wytatuowane mały znaczek pik, brązowe radosne oczy, skóra blada od tortur przeprowadzanych na jej ciele. I uśmiech, ach ten uśmiech za który oddałbyś wszystko, jednak ona nie szukała wybranka. Ona już go miała, on ją uratował, wybawił, kochała go. Joker, jej jedyna obsesja, jej sens.

-Nie wydaje mi się Madness, prędzej ja to zrobię.- splunął mężczyzna zamykając ostatnią powłokę krat.

"A jak wróci to zabije tych nie miłych panów."

-Podajcie jej środki uspokajające.- dodał strażnik waląc w kraty. Dziewczyna chwyciła się mocno za włosy, jeszcze bardziej skuliła się w kłębek.

"Spokojnie Madness to zaboli tylko chwilę" pogłaskał dziewczynę po głowie, poczym wstrzyknął jej kolejną dawkę leków w rękę. Uśmiechał się do niej, a ona bardzo płakała, łzy ciekły po jej lekko zaróżowionych policzkach.

"To boli, proszę, błagam, zrobię wszystko." wychrypiała, ale nie było dla niej ratunku, jej los był przesądzony.

"Ciiiiiii, to dopiero początek".- zaśmiał się i znowu wstrzyknął jej coś w rękę.

-Nie!- wrzasnęła, płacząc.

-Skarbie to ci pomoże.- do klatki znowu weszło paru strażników, z przygotowaną strzykawką.

-Błagam, już będę grzeczna!- wrzeszczała, ale nikt nie słuchał, okrutnie wbito strzykawkę w jedną z jej żył w szyi.

Potem opadła na ziemie jak martwa.

I started a jokeWhere stories live. Discover now