Wóz zaprzężony w karego konia zajechał pod bramę. Wypełniony był owocami i warzywami z okolicznej wsi, gotowy na targ. Powoli robiło się coraz jaśniej. Woźnica przywitał się ze znajomym strażnikiem i wjechał do miasta. Kiedy tylko koła zaterkotały na wybrukowanej głównej ulicy, starszy mężczyzna odwrócił się i zawołał:
- To tutaj! Wysiadka!
- Dziękuję bardzo! - odezwał się z tyłu wozu chłopięcy głos. Słychać było małą szamotaninę, po czym obok wozu pojawił się młody człowiek. Miał nie więcej niż piętnaście lat i widać było, że po raz pierwszy wybrał się w tak długą podróż. Skłonił się nisko woźnicy, uśmiechnął i pomaszerował dalej wzdłuż domów. Słyszał jeszcze, jak wóz odjeżdża powoli na plac targowy. Nie odwracał się, parł jedynie przed siebie, przypominając sobie instrukcje, które otrzymał kilka miesięcy wcześniej w swoim domu, oddalonym teraz o wiele kilometrów. Zatęsknił trochę za znajomym krajobrazem, górami i dolinami, niezliczonymi rzeczkami i małymi wioskami rozproszonymi po całej okolicy. Wydawały się znacznie ciekawsze niż równiny, jakie męczyły go swoją monotonnością już od dłuższego czasu.
W końcu znalazł drzwi, o jakie mu chodziło. Jako jedyne ozdobione znakiem rozpoznawczym ich klanu - okręgiem z metalu przymocowanym do skrzyżowanych patyków przewiązanych białym kawałkiem materiału. Zapukał do nich i czekał, lecz nikt mu nie otwierał. Stał tam cierpliwie przez kilka godzin, aż nie zwrócił na niego uwagę strażnik, najwyraźniej wracający z warty.
- Co ty tu robisz? - zapytał podejrzliwie.
- Czekam, aż właściciel tego domu wróci - odpowiedział spokojnie.
- Baeil? - prychnął strażnik. - A co ktoś taki jak ty miałby do czynienia z Baeilem?
- Muszę go odnaleźć. Czy wiesz może, gdzie jest?
- A kim ty jesteś, że o to prosisz?
- Jego siostrzeńcem - odparł bez wahania.
- Skąd na to dowód?
Chłopiec westchnął, rozpiął górne guziki kaftana i rozwiązał koszulę, odsłaniając klatkę piersiową. Na jego lewej piersi widniała ciemniejsza plama, bardziej jak wypalona rana niż tatuaż, przedstawiająca krąg i krzyż, z jaśniejszymi punktami, które miały symbolizować wstążkę.
- To symbol naszego klanu. On ma taki sam - odpowiedział chłopiec. Strażnik najwyraźniej nie wiedział, czy wierzyć mu na słowo, jednak zaraz kiwnął tylko głową i powiedział:
- Został wezwany na zamek. Nie wróci zapewne do wieczora. Możesz popytać służbę zamkową, czy cię wpuszczą, by go zobaczyć, ale nie wiem, czy będą tacy uprzejmi jak ja.
- Dziękuję - odparł jedynie chłopiec, odwrócił się i podążył wąskim przejściem z powrotem do głównej drogi prowadzącej do centrum stolicy, a dalej do ogromnej fortecy, gdzie znajdowała się siedziba władców. Nigdy by nie pomyślał, że dostąpi kiedyś zaszczytu podróżowania tymi drogami. Rozglądał się wokół, podziwiał mnogość budynków, straganów, ludzkiego mrowia wylegającego na ulicę, ciągle spieszący się tłum. To było prawdziwie pełne życie - pomyślał. Wszystkie jego dotychczasowe doświadczenia bledły w porównaniu z tym, co aktualnie odczuwał. Rozkoszował się zawrotnym tempem tego miejsca, jednocześnie gubił i tracił zmysły, oszołomiony ogromem wrażeń. Kiedy dotarł pod kolejną bramę, nie pamiętał już, co się działo po drodze. Przywitał się z kolejnym strażnikiem i opowiedział o celu swojej wizyty. Mężczyzna nieufnie popatrzył na dużych rozmiarów nóż przytroczony do pasa chłopca i torbę podróżną na jego plecach, jednak okazał zrozumienie po ujrzeniu tajemniczego znaku wypalonego na piersi przybysza. Najwyraźniej widział go już na drzwiach Baeila i wiedział, że to jego znak rozpoznawczy. Zapytany o miejsce pobytu poszukiwanego, wskazał wieżę po prawej stronie i objaśnił, jak się do niej dostać. Chłopiec popatrzył na masywne mury nad jego głową, majestatyczne proporce i przepych. Westchnął na myśl o tym, że będzie musiał zakłócić piękno i radość zamku smutnymi wieściami. Wyruszył po krętych schodach do miejsca, gdzie powinien przebywać jego wuj. Po drodze zatrzymał służącą, by się upewnić, czy aby na pewno kieruje się w dobrą stronę, po czym kontynuował dłużącą się w nieskończoność wędrówkę. Kiedy zapukał wreszcie do ostatnich drzwi, tych do najwyższej komnaty, zaczął się martwić, czy to dobry moment na takie wieści. W końcu jednak żeński głos zaprosił go do środka i musiał podjąć decyzję. Wszedł do pomieszczenia. Było ono obszerne i bogato zdobione - musiała to być komnata kobiety w błękitnej sukni, siedzącej przy oknie. Chłopak skinął głową i zauważył starszego mężczyznę siedzącego na drugim krześle, bliżej kominka.
- Witaj, pani. Witaj, wuju - przywitał się.
- Naeil! - wykrzyknął mężczyzna. - Wybacz, pani. Siostrzeńcze, co cię tu sprowadza?
- Muszę z tobą pilnie porozmawiać, wuju.
Baeil spojrzał na kobietę, bezgłośnie prosząc o przyzwolenie. Ta skinęła lekko głową i spokojnie powiedziała:
- Widać twój siostrzeniec ma ważniejsze sprawy na głowie niż ja. Zawsze możesz tu wrócić później. Zaprowadź chłopca do domu. Widać, że jest zmęczony.
- Dziękuję, pani - odparł, wstał, skłonił się i skierował do drzwi, po drodze biorąc chłopca pod rękę i wyprowadzając go na schody. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, mężczyzna zaczął zadawać najprzeróżniejsze pytania: - Kiedy przybyłeś?
- Dzisiaj rano, dopiero potem dowiedziałem się, że jesteś tutaj, więc przyszedłem.
- Znalazłeś już jakiś nocleg, czy przenocujesz u mnie?
- Jeżeli nie będę dla ciebie problemem...
- Oczywiście, że nie będziesz! - przerwał mu mężczyzna. - A co tam u rodziny? Wszyscy zdrowi?
- Tak. Tylko stara Zafna i wuj Kaeil umarli. Za to mamy troje nowych mieszkańców. Moja matka urodziła mi brata, Laeila, kuzynka Pafna z Raeilem mają bliźnięta - Saeila i Tafnę. Poza tym wszystko w porządku.
- Ach, Zafna - zamyślił się Baeil. - Wychowywała mnie, gdy byłem dzieckiem. Cudowna to była kobieta. A Kaeil, jakim był wspaniałym przyjacielem i bratem. Aż strach pomyśleć, jak to czas leci. Ale chyba nie z takimi wieściami do mnie przybywasz, prawda?
- To dosyć skomplikowana sprawa, wuju.
- O co chodzi? - zapytał z przejęciem starszy mężczyzna.
- Nie wiem, czy to stosowne miejsce na takie rozmowy... - zawahał się chłopiec.
- To coś bardzo poważnego?
Młody człowiek pokiwał głową i zasępił się. Jego wuj patrzył z ciekawością, próbując zapewne odgadnąć przyczynę przygnębienia siostrzeńca. Zaraz jednak zaczął z powrotem wypytywać go o wszystkie błahe szczegóły życia w ojczystej wiosce. Naeil lekko się rozpogodził, mogąc oderwać się od wieści, z którymi przybył. Podróż do niewielkiego domu Baeila wydała się krótsza, niż się spodziewał. Mógł wreszcie odetchnąć i odpocząć, ale nawet nie zrzucił torby z pleców. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, chłopiec położył dłoń na czole swego wuja.
„Pieczęć została zerwana."
CZYTASZ
W jego cieniu
AdventurePo wielu tygodniach wyczerpującej wędrówki chłopiec zatrzymuje się w stolicy tylko po to, by przekazać zatrważającą wieść i wrócić w drogę. Czy uda mu się sprowadzić pomoc i co właściwie oznacza zerwanie pieczęci? Kolejne rozdziały publikowane w każ...