3. Andy

2.3K 302 52
                                    

Od czego by tu zacząć?

Nie wiem, może od początku, pokrako?

No dobrze, więc...


Andy i ja znaliśmy się od zawsze. Nasi ojcowie byli najlepszymi przyjaciółmi, którymi zresztą wciąż są. Nie mniej jednak, mój tata został jego ojcem chrzestnym, co jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Widzieliśmy się praktycznie codziennie, dlatego traktowałam go, po prostu jak brata. Brata, którego za wszelką cenę, chciałam zniszczyć. Nie przepadałam za nim. Dobra, może zbyt łagodnie to ujęłam. Nienawidziłam go jak psa, którego miałam ochotę poćwiartować, zakopać, odkopać, jeszcze raz poćwiartować, spalić, a jego prochy wyrzucić w czeluści najgłębszej i najdalszej otchłani. Tak, byłam bardzo dziwnym dzieciątkiem.

Kiedy poszliśmy do gimnazjum, nasz kontakt się urwał. Nawet nie witaliśmy się na korytarzu podczas przerwy. Widywaliśmy się tylko na rodzinnych imprezach, ale wtedy i tak traktowaliśmy się jak powietrze. Każdy z nas zmienił poglądy. On był typowym, pustym sportowcem, uganiającym się za dziewczynkami, kiedy ja postawiłam na bardziej rozrywkowe życie, ale o tym było w poprzednim rozdziale. 

Wszystko było by normalne, dopóki nie przyszedł czas szkoły średniej. Poszliśmy do innych szkół, a Andy coraz częściej pojawiał się w moim domu. Nie rozumiałam co się dzieję, dlatego nie zwracałam na niego uwagi myśląc, że przychodzi do mojego taty, nic więcej. Jednak myliłam się. 

Pewnego pamiętnego wieczoru, kiedy szykowałam się na urodzinową imprezę jednej z moich koleżanek, do mojego pokoju wszedł Andy.

- Po pierwsze, puka się, idioto - mruknęłam, poprawiając kreskę. - Po drugie, co ty tu robisz o tak późnej godzinie? - odwróciłam się w jego stronę, zakładając ręce na piersi.

Chłopak bez słowa zajął miejsce na moim łóżku.

- Tak sobie przyszedłem popatrzeć - wyszczerzył się.

Przewróciłam zrezygnowanie oczami, wracając do robienia makijażu. Po chwili usłyszałam charakterystycznie westchnięcie, więc znów się odwróciłam.

- Co znowu?! - wręcz krzyknęłam. Mówiłam, że mnie irytował.

- Nie uważasz, że to odzienie jest zbyt kuse? - spytał poważnie.

Parsknęłam śmiechem. Nie rozumiałam o co mu chodziło.

- Dlaczego się tym przejmujesz?

Wzruszył ramionami. 

Związałam włosy w kucyk, lekko go tapirując.

- Hope, jak podnosisz ręce widać ci pół tyłka! - jęknął zrezygnowanie.

Skrzywiłam się na jego słowa. Wyciągnęłam z kosmetyczki rażącą, czerwoną szminkę i płynnym ruchem przesunęłam ją po moich ustach.

- Wyglądasz jak dziwka - prychnął.

- A ty jak palant, możesz już skończyć? - położyłam ręce na biodrach. - Możesz już iść? Nie chce mi się wysłuchiwać twojego chorego kazania.

- Co? - spytał zdziwiony. - Ja wybieram się na tą imprezę z tobą.










Nie pamiętałam praktycznie nic z tej imprezy. Obudziłam się w szpitalu, gdzie tuż przy moim łóżku siedział tata. Okazało się, że gdyby nie Andy, skończyłoby się to o wiele gorzej.

Kilka dni po wyjściu ze szpitala, spotkałam się z chłopakiem, żeby podziękować mu za wszystko. Dużo rozmawialiśmy. Zaczęliśmy wspominać, co wywołało u nas wiele śmiechu, jak i wzajemnego żalu.

- Andy, dlaczego w gimnazjum wszystko się spieprzyło? Dlaczego nie gadaliśmy?

- Nie wiem Hope - wzruszył ramionami. - Ale musisz wiedzieć, że ja cały czas miałem cię na oku. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś ci się stało. Jesteś dla mnie cholernie ważna - złapał mnie za ręce - pamiętaj to, proszę.

Spojrzałam na chłopaka w niemałym otępieniu. Nie rozumiałam jego słów i co chciał mi przez to przekazać. Poczułam się dziwnie, ale zarazem bardzo dobrze. Miałam to uznać jako komplement? Pomyślałam.

- Andy, ja nie wiem co ja mam...

Pocałował mnie. Do jasnej cholery on mnie wtedy pocałował! Czułam jak z każdym pocałunkiem moje nogi stają się coraz miększe, a rytm mojego serca przyspiesza. Poczułam wtedy te "chrabąszcze" w brzuchu, czy jakoś tak. Nieważne. W każdym razie, pocałował mnie.














Osiem lat później stanęliśmy na ślubnym kobiercu.

Rok później urodziłam naszą córkę, którą nazwaliśmy Alex, na cześć mojej zmarłej matki, której nigdy nie udało mi się poznać.

Dwa lata później mój ociec dostał Oskara za film.

Pięć lat później na świat przyszedł nasz syn, którego nazwaliśmy Charlie, na cześć mojego również zmarłego brata.

Teraz?

Teraz jesteśmy jedną wielką, pokręconą rodziną, którą kocham nad życie. Mimo tego wszystkiego co się wydarzyło, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. 



  W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca.   

~ Paulo Coelho ~





Tak, to by było na tyle :)

Myślałam nad tym, żeby w następnym rozdziale zrobić pytania do bohaterów i do mnie.

Co wy na to?

hope » hdobff short story ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz