Eh...ta cholera wybłagała u mnie na kolanach *Wcale mnie nie szantażowała ani nie dusiła poduszką puki się nie zgodziłam* kolejny rozdział ale znów z perspektywy Jeff'a.
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Ocknąłem się ze strasznym bólem głowy i szyi. Gardo mnie piekło i strasznie chciało mi się pić. Cudem otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. Był mały jak więzienna cela i nie było w nim okien a jedynym źródłem światła była świeca w rogu pokoju. Po kilku minutach przy próbie dotknięcia się w obolałe miejsce uświadomiłem sobie że jestem skuty ciężkimi łańcuchami. Motałem się z nimi jakieś pół godziny aż w końcu zabrakło mi sił. Właśnie wtedy usłyszałem szczęk przekręcanego klucza w zamku od drzwi i do pokoju wszedł ten wampir. Po moim ciele mimowolnie przeszedł dreszcz. Postanowiłem na niego spojrzeć i to był właśnie błąd bo w tym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zaczął powoli podchodzić do mnie tak jak wilk do swojej ofiary. Nie wiem do końca jak ale moje ciało nagle dostało kolejną dawkę energii i cudem cofnąłem się pod ścianę. Moje źrenice się zmniejszyły bo uświadomiłem sobie że jestem w martwym punkcie. Przełknąłem głośno ślinę gdy ta pijawka uklęknęła przede mną wpatrując się przy tym nieodgadnionym wzrokiem w moje oczy. Coraz bardziej się bałem ponieważ nie przewidziałem takiego obrotu spraw. Zbliżył się do mnie na minimalną odległość i wyszeptał do ucha dość uwodzicielskim tonem "Jak masz na imię koteczku?". No i wtedy wszystko się we mnie zagotowało, nienawidziłem jak ktoś zdrabniał me imię a co dopiero używał takich określeń w stosunku do mej osoby?! Nie wiem jak to zrobiłem ale pod wpływem impulsu wysunąłem moją rękę z łańcuchów i przejechałem mu pazurami po twarzy które były bardzo ale to bardzo długie. Miałem takie a nie inne paznokcie ponieważ dzięki nim miałem przewagę w bójkach, dodatkowo zawsze farbowałem je na czarno, ostrzyłem na końcach żeby były szpiczaste i ostre jak igły. Mina wampira była bezcenna. Otwierał usta i zamykał próbując się wysłowić ale ni jak mu to wychodziło po czym nagle syknął i przyłożył rękę do policzka. Widziałem jak przez palce przepływa mu krew i byłem cholernie szczęśliwy, zacząłem się śmiać. To nie był zwykły śmiech, to był psychopatyczny śmiech szaleńca jakim zresztą byłem. Nagle owy "poszkodowany" raczył się odezwać.
-Albo jesteś odważny, albo zwyczajnie głupi próbując zranić wampira w ten sposób-Oznajmił z uśmiechem i wyższością w głosie po czym podniósł mój pod brudek przyglądając mi się.
-Stawiam na to pierwsze p-i-j-a-w-k-o.
-Co żeś powiedział?-Warknął w moją stronę wyraźnie poirytowany moją odpowiedzią. Może i to dziwne ale z każdą sekundą strach przed wampirem mijał.
-Powiedziałem że jesteś pijawką.
-Ah tak? Nie sądzisz że za takie zachowanie powinna być kara?
-Oh nie! Na pewno mnie za to teraz zabijesz! Nie chcę umierać tak młodo!~-Wyśpiewałem głośno przeciągając ostatnie słowo. Wampir położył się na ziemi i zaczął zwijać się ze śmiechu a ja zrobiłem minę "przerażonej dziewicy" i wlepiłem w niego oczka.
-O nie, nie, nie. Zbyt wielką stratą byłoby cie zabijać.
-Stratą?
-No wiesz zawsze chciałem mieć zwierzątko...
-Zwierzątko? Chyba wypiłeś halucynogenną krew bo masz omamy.
-Nie, a to dowód.
-Czekaj c-co?!