OdaŁtorsko: Księżycowa
No to, eee... cześć? Cześć! Mnie już chyba ktoś zna, komuś obiecałam one-shota, ktoś inny może mnie czyta itp. Nie przedłużajmy o mnie, bo oto pojawiamy się z Madzią i prezentujemy prolog nowego opowiadania! Po raz pierwszy piszę cokolwiek z kimś jeszcze, ale to w sumie fajna sprawa. W każdym razie, na pewno pomoże mi się podszkolić i troszkę uspołecznić(?) Indżojować, komentować, krytykować, co zechcecie - my tylko na to czekamy :))
OdaŁtorsko: Magda
Dziś wyjątkowo OdaŁtorsko od każdej z nas, więc nie przedłużajmy. Siemka, witamy Was z nowym fickiem! Dla niecierpliwie wyczekujących kolejnego rozdziału "Przyszłości..." – nie bójcie się, pojawi się za jakiś czas, a w nim dużo akcji. W międzyczasie zapraszam Was wspólnie z Księżycową, która do tej pory betowała "Przyszłość...", na opowiastkę według pomysłu Mooniak. Pomysł napisania tego był całkowicie spontaniczny, ale na pewno pozytywnie wpłynie na nasz warsztat pisarski.
Enjoy!
***
Wysiadłam zaciekawiona z Ekspresu do Hogwartu, po czym rozejrzałam się wokoło. To był mój pierwszy raz, kiedy tu przyjechałam.
– Pirszoroczni, za mną. Pirszoroczni, tutaj! – zawołał olbrzymi czarodziej z chyboczącą się lampą w ręku.
To pewnie był Hagrid, pół-olbrzym. Mój brat Alec mi o nim opowiadał. Podobno był trochę dziwny. Wydawało mi się, że będzie wyższy, ale to pewnie dlatego, iż widziałam obraz prawdziwego olbrzyma w książkach. Dołączyłam do tłumu dzieci w moim wieku. Ruszyliśmy za naszym przewodnikiem w stronę łódek.
– Nie więcej niż cztery osoby do jednej łodzi! – krzyknął donośnym głosem, po dotarciu na miejsce.
Wsiadłam jako pierwsza. Za mną weszli chłopak o imieniu Severus oraz dziewczynka, Lily. Poznałam ich przechadzając się po pociągu w poszukiwaniu wolnego przedziału, ale nie zatrzymałam się dłużej, by porozmawiać, ponieważ według matki osobom czystokrwistymi nie wypada rozmawiać z ludźmi jej pokroju. Ona była do mnie naprawdę podobna – miała całkowicie rude włosy, podczas gdy moje są bardziej miedziane i błyszczące. Do tego zielone oczy, które byłyby niemal identyczne, gdyby nie to, że ja mam niebieską plamkę na jednym z nich. Co ciekawe, Severus ciągle znajdował tam, gdzie ona – pewnie się przyjaźnili. Minęliśmy się, a ja w końcu znalazłam przedział Narcyzy Black, której kuzyn miał być na tym samym roku, co ja.
Gdy tylko usiedliśmy, łodzie ruszyły. Po kilkunastu minutach dopłynęliśmy do zamku. Chwiejąc się, wysiadłam i poszłam przed siebie razem z grupą. Mówiąc szczerze, bałam się. Zawsze byłam na początku nieco zdezorientowana, brakowało mi odwagi, co czasem przeradzało się w paniczny lęk.
Zimna przenikało mnie do szpiku kości, mimo wielu warstw ubrań, jakie miałam na sobie. Lodowaty wiatr, nadciągający zza gęstwiny drzew, którą Alec nazywał Zakazanym Lasem, niósł za sobą mżawkę, pozwalając jej przerodzić się w prawdziwą wrześniową ulewę, wpadającą do naszych małych, wytrzeszczonych w przerażeniu oczu. Obejrzałam się w lewo, żeby ze zgrozą zauważyć absolutny brak koni przy toczących się leniwie powozach. Alec nie wiedział, dlaczego ich nie ma, a mimo wszystko – co zauważyłam z jeszcze większym przerażeniem – w błocie wyraźnie odznaczały się ślady podobne do końskich podków. Na skraju umysłu pojawiła mi się myśl, by uciec daleko stąd i schować się pod kołdrą, we własnym łóżku.