Prolog

328 17 16
                                    




Broń wystrzeliła nagle i bez ostrzeżenia, w pomieszczeniu rozległ się potężny huk. Amanda poczuła jak siła pocisku zwala ją z nóg, zanim jednak opadła na chłodną posadzkę zahaczyła o kilka stojących za sobą szafek, niezdarnie zrzucając ich zawartość na podłogę. Nie zdając sobie sprawy z tego co właśnie zaszło, instynktownie przycisnęła wątłą dłoń do tętnicy szyjnej, próbując w ten sposób zatamować krwawienie. Ból trwał zaledwie chwilę i był niczym w porównaniu do tego, co przeżyła wcześniej. Kątem oka zerknęła na swojego oprawcę, ale doskonale wiedziała, że śmiertleny strzał oddał nie ten, kto fizycznie nacisnął spust, lecz ten, kto podstępnie to wszystko zaplanował. Lekko opuściła powieki i poczuła jak ogarnia ją przyjemne, kojące ciepło. Jeśli tak właśnie miał wyglądać jej koniec, to życie okazało się większym piekłem niż sama śmierć. Ironia losu, zupełnie jak całe jej istnienie... 

Nie mogąc zapanować nad coraz słabszym ciałem, oparła się o jedną z metalowych szafek i pozwoliła by kolana pociągnęły ją na dół. Chciała żyć, ale wiedziała że nie ma tu już dla niej miejsca, śmierć coraz zachłanniej wyciągała w jej kierunku swe dłonie. Może to wszystko miało właśnie tak wyglądać, może nie każdemu pisane było szczęśliwe zakończenie. Dławiąc się krwią, po raz ostatni złapała kontakt wzrokowy ze swoim umierającym mistrzem. Gdyby tylko mogła złożyć swoje westchnienia w jedno wyraźne słowo, zapewne chciałaby szepnąć "Przepraszam", choć teraz i to nie miało najmniejszego znaczenia. Świat powoli przestawał istnieć, tak samo jak wszystkie jej dotychczasowe zmartwienia i drobnostki, za którymi mogłaby jeszcze zatęsknić.

Nie mając już sił, pozwalających dłużej utrzymać się w pionie, zaczęła powoli opadać na posadzkę, kuląc się nieporadnie. Głos Johna brzmiał już dość niezrozumiale, a oślepiające, zielone światła w sick-roomie powoli gasły
. Czując coraz bardziej płytki oddech, w desperacji wyciągnęła swoją dłoń w stronę Kramera. Tak bardzo chciała go dotknąć, ten ostatni raz, jednak odległość kilkunastu
centymentrów okazała się być dystansem nie do pokonania. Nagłe, rozkoszne ciepło przerodziło się w kamienną pustkę, wszelkie głosy zgasły tak samo jak blask w jej smutnych oczach. Kiedy strużka ciepłej, stygnącej krwi zalała karminowe wargi, po raz ostatni poczuła mimowolne drgnięcie własnych mięśni. Nicość zakryła udręczone powieki szybciej, niż sen w chłodną, zimową noc.

Cherish Your Life (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz