Rozdział I

266 12 7
                                    


Kilka lat wcześniej

    Amanda weszła do mieszkania, błyskawicznie zamykając drzwi na każdy możliwy zamek. Doskonale wiedziała że bez większego problemu można było je wyłamać, tak czy inaczej lubiła te słodkie, zakłamane pozory, wmawiając sobie że czuje się bezpiecznie w norze, którą kiedyś tak usilnie chciała nazywać domem. Niechętnie zapaliła światło, dziwiąc się że jeszcze nie odcięto jej prądu, tak jak wody dwa dni temu. Zerknęła na kalendarz, ale i tak nie potrafiła ustalić aktualnej daty - odkąd wyszła z więzienia, w jej życiu niewiele się zmieniało. Przeklęte dni wciąż zlewały się w niebezpieczną całość, z tą różnicą że w więzieniu było lepiej - tam przynajmniej nie musiała chodzić głodna. Beznamiętnie otworzyła lodówkę i zerknęła do niej z cichą nadzieją, że jakaś magiczna siła wypełniła pustą przestrzeń, niestety na próżno - złudzenia nie chciały jej nakarmić. Rzuciła klucze na zdezelowany stolik i westchnęła, kątem oka obserwując leżące na nim przedmioty. Kurczący się w oczach portfel, szklana lufka i żyletka, trzy przedmioty z którymi zastano ją tamtego feralnego dnia, bo przecież kilka gramów kokainy już dawno trafiło do policyjnego magazynu. Przetarła zmęczone powieki i usiadła w kącie, starając się zapomnieć o tym co przeszła. Trafić do więzienia pod zarzutem posiadania narkotyków i zacząć ćpać dopiero pod celą? Tak, tylko ona potrafiła to zrobić. Gdyby mogła wymierzyć sprawiedliwość i dorwać człowieka, który podrzucił jej prochy, doskonale wiedziałaby co z nim zrobić. Po pierwszych czterech miesiącach za kratami, gdy przestała płakać co noc, często planowała w głowie nierealne scenariusze zemsty na funkcjonariuszu, który doprowadził ją do tego stanu. Fantazjując o swoim odkupieniu, zapominała choć na moment o tym, ile wyroku jeszcze zostało do odsiadki. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zapaliła pogiętego papierosa. Nie lubiła zaciągać się na głodzie, ale cóż mogła poradzić na to, że zostały jej tylko te cholerne papierosy.
    Mimo tego, że przysięgała sobie dłuższą przerwę od wyższych lotów czuła, że dałaby się pokroić za porządną działkę. Przygryzła wargę, po czym mocno zaciągnęła się dymem. Niestety nic nie mogło przebić jazdy po przypudrowaniu noska, nie mówiąc już o porządnym wkłuciu pod skórę.
- Cholera... - zaklęła i poczuła jak jej wola zaczyna się łamać. Nigdy nie miała silnego charakteru, teraz dodatkowo miała wrażenie, że przejażdżka po tablicy Mendelejewa odmieniłaby jej parszywy nastrój. Przez chwilę jeszcze ze sobą walczyła, ale wkońcu sięgnęła po portfel przeliczając na dłoni ostatnie pieniądze. Znów westchnęła i jeszcze mocniej zagryzła wargę, wciąż wpatrując się w monety. Wiedziała że ma ich za mało. Bez zastanowienia podeszła do komody i przeszukując jej szuflady, wkońcu znalazła aksamitny woreczek z którego wysypała złoty naszyjnik, ostatnią pamiątkę po jej matce. Trzymając go w dłoni przez moment pomyślała o swoim dzieciństwie i poczuła, że do jej oczu napływają łzy. Nie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość, nie o takim życiu pisała w szkolnych wypracowaniach, gdy każde z niczego nieświadomych dzieciaków miało oszukiwać siebie i innych, wierząc w lepszy los.
- Durne sentymenty... - uśmiechnęła się gorzko i przetarła oczy. Dorosłość przyszła szybciej niż sobie życzyła, a nastoletnie problemy były wspomnieniem tak błahym, że komplenie nie istotnym. Obiecała sobie, że po wyjściu z więzienia będzie "czysta", jednak rzeczywitość znoszona na trzeźwo wydawała się być nie do zniesienia. Spojrzała kątem oka na wkłucia i zrosty na przedramieniu i poczuła motyle w podbrzuszu rozpamiętując "to" uczucie. Heroina. Pokusa okazała się silniejsza niż rozsądek, myśli o matce i zniszczonym życiu tylko na moment wywołały dyskomfort. Amanda szybko włożyła łańcuszek do kieszeni kurtki, po czym odrzucając wątpliwości i emocje, obiecała sobie że to będzie ostatni raz, a rodzinną pamiątkę wykupi gdy tylko odbije się od dna. Tak bardzo chciała wierzyć, że tym razem nie okłamuje samej siebie.

*

Minęła osiemnasta. Brunetka bez problemu znalazła kupca i spieniężyła naszyjnik za kwotę znacznie mniejszą niż jego wartość, wystarczającą jednak na kolejny wysoki lot i kilka strzykawek. Donnie, zapoznany pod celą diler był niezawodny jak zawsze. Zasada była prosta - wystarczył jeden telefon i życzenie, które mógł spełnić, oczywiście za określoną cenę. Gdy rozliczyli się tak jak zwykle, mężczyzna spojrzał wymownie w kierunku zniecierpliwionej dziewczyny i odgarnął na bok jej posklejane od potu włosy:
- Masz już wszystko? - spytał z niemal czarującym uśmiechem, po czym poprawił zawinięty kołnierz skórzanej kurtki. Amanda kiwnęła głową i schowała małą paczuszkę do spodni, rozglądając się przy tym nerwowo.
- Nie bój się, to moja okolica, psów tu nie znajdziesz... - mężczyzna zaśmiał się, ona natomiast gwałtownie speszyła:
- Wiesz, że nie chcę tam wrócić... - w jej oczach było widać strach - Drugi raz tego nie zniosę. - szepnęła cicho i potulnie złapała przyjaciela za ramię.
- Wiem księżniczko. Ale masz to już za sobą, teraz pora zacząć żyć na nowo, ostrożniej.
Dziewczyna kiwnęła głową i ostatni raz wzięła głęboki oddech. W sumie nie musiała się już martwić, przecież miała w kieszeni bilet do bram piekła czy nieba, w zależności od tego na jak daleką podróż miał pozwolić jej los. Głód, ból istnienia i smutek nareszcie mogły zniknąć, chociaż na te kilka godzin.
- Poradzisz sobie? - Donnie spojrzał na przyjaciółkę tak, jakby chciał usłyszeć tylko pozytywną odpowiedź, ona natomiast nie miała zamiaru obarczać go problemami, które miały rozpłynąć się w powietrzu. Przecież przedmiotem tej transakcji była nadzieja. Mandy kiwnęła głową, po czym pożegnała się niecierpliwie. Chciała jak najszybciej wrócić do swojej nory, by w spokoju i samotności nakłuć skórę tak jak wtedy, gdy Greco po raz pierwszy poprowadził ją do opiatowego raju.

*

Dochodziła osiemnasta, chyba. Równie dobrze mogła być to szósta nad ranem lub dzień po dniu, w którym kupiła kolejną działkę. Ile czasu minęło od ostatniego spotkania z Donniem? Szczerze mówiąc nie miała pojęcia, nie wiedziała też ile strzałów sobie zafundowała. Kalendarz wciąż nie przedstawiał konkretnych dat, zegarek wciąż zatrzymywał się w tym samym miejscu, pomijając dni w których nie była wstanie ogarnąć czy czas upływa jej tak samo jak każdemu normalnemu człowiekowi. Lekko otworzyła oczy i momentalnie je zamknęła, nie mogąc znieść słonecznych promieni, wdzierających się do mieszkania tak samo jak strach. Wciąż widziała zniekształcony obraz, ale faza najgłębszego upojenia minęła, przypominając o sobie pierwszymi dreszczami. Naciągnęła na siebie koc i skuliła się tak jak tylko mogła, ignorując przeszywający ból w klatce piersiowej.
Było dobrze, ale jak zawsze po kilku dniach ćpania zaczynało być źle.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 20, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Cherish Your Life (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz