Psy mnie nie lubią... Z wzajemnością!

48 7 1
                                    

Był już wieczór. Na niebie, widniały świecące, złote gwiazdy. Wśród nich, wyglądał księżyc w pełni. Zawsze, gdy na niego patrzyłam, myślałam sobie, że to oko Boga. Zawsze się wtedy kłaniałam, ilekroć nie dostałam ścierką po głowie, od właścicieli. Tego, chyba nie muszę tłumaczyć. Na ulicach, robiło się coraz mniej ludzi, a w domach, kolejno gasły światła. Tylko w kawiarniach i restauracjach, panował jeszcze balans. Pewnie było jakieś przyjęcie. Może z okazji ślubu, może z okazji pogrzebu. Bo ja wiem! Jednak, ważniejszym szczegółem, jest to iż widziałam coraz więcej plakatów, pod hasłem: Pomagajmy hyclom!
Reklamy, raziły mnie w oczy swoim nagłówkiem, i wypełniały serce przerażeniem. Schronisko, to piekło dla zwierząt. Musisz walczyć o pokarm, non stop umierają zwierzęta, na skutek zarażenia wirusami, ciągle bolesne testy i wizyty u lekarza. I nikt, cię nie kocha... Wszyscy, omijają cię z daleka, i traktują cię jak przedmiot, którym trzeba się opiekować. Bez serca, wyjmują cię z klatki, gdy idziesz walczyć o jedzenie, bądź idziesz na kolejne testy. Zawsze, modlisz się, by przyszedł jakiś dobrotliwy człowiek, i zabierze cię z tego miejsca. Człowiek, który okaże ci serce i cię przytuli. Da coś normalnego do jedzenia, i zaopiekuje się tobą... Ale te marzenia się nigdy nie spełniają. Splunęłam w stronę plakatu. Jutro, będę je kolejno, wszystkie zrywać! Niebo, stało się granatowe. Na ulicy, robiło się coraz ciemniej. Zrozumiałam, że muszę odpocząć. Jutro, czeka mnie zrywanie plakatów, poszukiwanie nowego domu i walka o życie na ulicy. Postanowiłam, znaleźć sobie jakiś schron. Pobiegłam w dół uliczki. Sklepy, były pozamykane, i wyglądały jak nawiedzone domy. Za nic tam nie wejdę! Moi byli właściciele, oglądali mnóstwo horrorów. Po tych traumatycznych wydarzeniach, boję się ciemnych sklepów. Rozglądałam się dalej. Śmietnik...? Nie! Za nic, nigdy! z wiadomych przyczyn. Biegłam dalej. Coraz mniej było miejsc, gdzie mogę przespać tę noc. Przebiegłam obok pomnika jakiegoś dziadka, z czupryną w kształcie trójkąta. Minęłam kiosk, kościół. Nagle, zatrzymałam się, przed restauracją z tarasem. Bingo! Weszłam na drewniany podest, na którym stały stoły, i się rozejrzałam. Niebo, zasłaniały ciemno zielone parasole. Wokół, były wygodne fotele, na ktorych mogłam przespać noc. Szklane stoły, sprawaiły wrażenie, kruchych i delikatnych. Wskoczyłam na siedzenie, i ułożyłam się wygodnie. Rozciągnęłam się na całą długość, zwinęłam łapy pod siebie, i starałam się zasnąć. Jeszcze przez jakiś czas, patrzyłam się na panoramę. Miasto, o dwunastej w nocy, wyglądało zupełnie inaczej. Tak spokojnie, tajemniczo i dopiero teraz, wyłaniało się jego prawdziwe piękno. Gdy ulice były oświetlane tylko przez latarnie, miasto ujawniało prawdziwe bogactwo: Spokój...

                                                                       ***
  — Bill! Znalazłeś coś?!— Ze snu, obudziły mnie znajome głosy... Bill, to imię, już kiedyś słyszałam.
— Niestety, szefie. Tutaj nic nie ma!— Zaczęłam się bać. Pamiętam, ostatnią noc. Ta, kiedy uciekłam.
— Tępaku! Patrz! Tam na fotelu. — O gasz, chyba chodzi im o moją kryjówkę! Powoli otworzyłam oczy.
— Ale że co szefie?– zapytał ten cały "Bill". Jego "szef" trzasnął go łapą w twarz, i wzkazał... Na mnie!
— To ten sam kot, co go goniliśmy zeszłej nocy! Teraz, gdy nas nie widzi, mamy szansę! — Na te słowa, zerwałam się z fotela, i się najeżyłam.
— Wy!? Znowu!?— Krzyknęłam.
— Nie ruszaj, się a nie będzie boleć.— Powiedział jeden z nich. Wystawiłam im język, i ruszyłam w przeciwną stronę. Psy, za mną. Biegłam, najszybciej jak mogłam. Nic nie wydawało mi się ważniejsze, od ocalenia sobie futra! Moje pazury, drapały o ziemię, tak szybko biegłam. A mimo to, czułam na karku, śmierdzący odór psich paszczy. To był sygnał, że muszę przyśpieszyć! Galopowałam poprzez miasto, które teraz wydało mi się rozmazaną plamą kolorów czarnego i pomarańczowego. Co tu robić, co tu robić?! Myślałam nerwowo. Mam jeszcze dużo życia przed sobą, i nie chcę ich zmarnować! Wtedy, przyszedł mi do głwy świetny pomysł! Ja, jestem kotem. Widzę w ciemnościach lepiej niż psy! Wystarczy zagonić je do ciemnego zauwka, i stracą orientację! Podczas gdy ja, wyjdę bez trudu. Zwolniłam nie co, poszukując uliczki, odpowiadającej moim planom. Tutaj, było mnóstwo takich miejsc. Zazwyczaj, osiedlali się w nich miejscowi kloszardzi.
Między sklepem spożywczym, a kawiarnią, zauważyłam właśnie taki ciemny kąt, odpowiadający moim planom. Gwałtownie tam skręciłam, a kudłacze za mną.

— Mamy ją!— krzyknął jeden z nich. Zaśmiałam się ironicznie, znikając z ich pola widzenia. Po chwili, usłyszałam ich krzyki.
— Ej, gdzie jesteśmy? Gdzie jest ten kocur!?

Uśmiechnęłam się, i spokojnie, wybiegłam ze ślepej uliczki. Mimo tego, do końca nocy, nie zmróżyłam oka...

DiamondOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz