Pierwsze mocne ukłucie w klatce piersiowej poczuł wtedy, gdy metalowe palce Barnesa próbowały wydrzeć błękitny reaktor z napierśnika.
Drugie, które na moment pozbawiło go oddechu, poprzedziło nagły napływ krwi do ust.
Kaszlnął raz i zamachnął się do kolejnego ciosu.
Kiedy jednak jego głowa uderzyła mocno o twardy beton, poczuł ten maleńki odłamek.
Ciosy Steve'a, ciężar super żołnierza na klatce piersiowej i głos FRIDAY odsunął gdzieś na dalekie krańce umysłu.
Starał się nie udusić własną krwią.
Przymknął oczy, czując powiew zimnego powietrza na twarzy. Maleńka łza uciekła spod jego zaciśniętych powiek, mieszając się z ciemno czerwoną strużką.
Steve uniósł rękę do ciosu, mierząc w odsłonięty policzek Iron Mana.
Pepper, kochanie...
Żołnierz nie zauważył tego, że klatka piersiowa Starka unosi się coraz wolniej i wolniej.
...już ci wszystko zostawiłem.
Uderzenie było niezbyt mocne, ale i tak zabolało. Tony poczuł, jak jego zęby pozostawiają krwawy ślad po wewnętrznej stronie policzka.
Zaopiekujesz się...
Kaszlnął raz i zamrugał. Słyszał ciężki oddech Steve'a, zmęczonego tą ciężką walką.
On zresztą też miał dość.
Rozchylił usta, próbując złapać oddech. Skrzywił się, gdy odłamek przebił mu serce.
Rogers opuścił ręce wzdłuż ciała i podniósł się, patrząc z góry na pokonanego.
Strużka krwi ciekła z kącika na wpół rozchylonych ust Starka, jego skóra stała się blada, a na czoło wystąpiły drobne kropelki potu.
Delikatne, prawie niezauważalne iskierki zalśniły w ciemnobrązowych tęczówkach. Błysk, który przekazywał niewypowiedziane słowa, trwał ułamek sekundy.
Steve ich nie widział. Nie odczytał ostatniej wiadomości Tony'ego Starka. Ostatniej prośby. Nie wysłuchał tego ostatniego zdania.
Zbyt skupiony na dźwiganiu swego rannego przyjaciela i trzymaniu tarczy w drugiej ręce.
Żołnierze oddalili się w milczeniu od leżącego ciała. Żaden z nich już się nie odwrócił.
Tony nie zdążył ich odprowadzić wzrokiem. Zacisnął zęby, nie pozwalając najmniejszemu dźwiękowi na wydostanie się spomiędzy bladych warg, kiedy serce zawyło z bólu wykrwawiając się w ciszy. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czuł takiego strachu.
Powieki zatrzepotały, a ostatni oddech w postaci białego obłoku poderwał ze sobą iskierkę Starka.
Srebrzysta, mała śnieżynka o pięknie poszarpanych krawędziach przysiadła na jednej rzęsie, wznoszącej się nad martwymi, ciemnobrązowymi tęczówkami. Jej siostry widząc, że ta nie zmienia się w kropelkę wody, podążyły jej śladem. Delikatny wiatr popychał je w taki sposób, że zaczęły przykrywać całą nieruchomą postać.
Biały, skromny koc okrył zimne ciało w metalowej zbroi superbohatera.