Tego ranka nie dane mi było się wyspać. Koło godziny szóstej, drzwi do mojego pokoju zostały brutalnie otwarte, tak że prawie wyleciały z zawiasów. W progu stanął Cole. Teraz zamiast zdenerwowania towarzyszyła mu raczej determinacja. W obu rękach dzierżył męskie stroje wieczorowe- dwa idealnie czarne garnitury.
- Który lepszy? - chłopak podnosił raz jeden, raz drugi. W odpowiedzi parsknąłem okropnym śmiechem, łączącym poranną chrypę ze zwyczajnym rozbawieniem.
-Na co to? - spytałem po chwili, wciąż się krztusząc. Cole wydawał się być zdezorientowany.
- Jak to? To nie idziemy dziś do Wieży Borga?
Załamałem się. Naprawdę się załamałem. Czy ktoś może mi wyjaśnić, jak na normalne spotkanie można ubrać garnitur? Aaaach, Cole! Ośmieszasz się! Co ty byś zrobił bez swojego zajebistego mentora?
-Nie, nie w takim stroju - sprostowałem - chodź - wstałem z łóżka, i łapiąc Cola za nadgarstek poprowadziłem go do jego pokoju.
***
Jakiś czas później, nareszcie przyzwoicie ubrani, wjeżdżaliśmy na setne piętro Borg Industries. Cole bez ustanku poprawiał swój t-shirt, w przekonaniu, że nie leży tak jak powinien.
- A jak mnie nie polubi? Nie będzie chciała z nami siedzieć? Nie spodoba jej się? - snuł czarne scenariusze dotyczące spotkania ze swoim obiektem westchnień. Szczerze mówiąc, rzadko zdarzało mu się gadać podobne rzeczy, ale skoro miłość jest mu obca, to chyba nie powinienem się czepiać. Odetchnąłem, chcąc opanować zszargane nerwy.
- Wyluzuj, polubi cię. Tylko nie rób z siebie takiego sztywniaka i przestań miętosić koszulkę - to mówiąc trzepnąłem go w rękę, która opadając ukazała wymięty kołnierzyk.
-Matko, wyglądasz jak debil! - nie mogłem powstrzymać się od komentarza.
- Ośmieszę się! - Cole zawył zupełnie jak niechciany pies, po czym schował twarz w dłonie. Miałem go dosyć, kolejny który powinien odwiedzić psychiatrę. Jak się dłużej zastanawiam, dochodzę do wniosku, że on jest gorszy od Jaya, kiedy nie pozwoli mu się oglądać ulubionego serialu. Nabrałem wielką ochotę na przywalenie mu, ale wtedy drzwi windy się otworzył i musieliśmy wysiąść. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Pixal. No może nie do końca ona. Jej cycki. I oczywiście nowa, obłędna sukienka. Była w kolorze lawendowym, takiej samej długości i kroju jak poprzednia, ale wyróżniała ją jedna, bardzo ważna cecha: dekolt. Ciężko to ubrać w słowa, ale tak cudownie eksponował jej atuty, że wszystko co wypływać miało, właśnie to robiło. Mógłbym patrzeć i patrzeć, dotykać i dotykać... Zatopić się w morzu własnych fascynacji, w którym byłyby tylko dwie osoby... Nie, wróć! Będę to robić, jak już na zawsze wyrzucę Zana z życia ukochanej. Nie mam na to jeszcze żadnego konkretnego planu, ale spontanicznie działa mi się najlepiej.
- Hej Pixal - przywitał się w międzyczasie Cole - Seliel już przyszła?
- Nie. Nawet nie wiem kto to Seliel.
-Jego koleżanka - wyjaśniłem, widząc zawstydzoną minę Cola - miała dzisiaj przyjść, umówili się.
W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że o niedoszłej partnerce Cola wiem tylko tyle, że ma różowe włosy i nietuzinkowy charakter. Co zrobię, jeśli okaże się ładniejsza od Pixal i mająca więcej do zaoferowania? Przecież Cole będzie się ze mnie śmiał do końca życia! W takim wypadku będę zmuszony do rozbicia ich związku. A każdy wie, że jestem w tym mistrzem! Uspokojony trochę swoimi chamskimi myślami, odetchnąłem z ulgą. Podszedłem do Pixal i podarowałem jej mocnego całusa w policzek, zaraz przy ustach. Dziewczyna popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, a ja tylko się uśmiechnąłem.
CZYTASZ
Kai X P.I.X.A.L
FanfictionPo stoczeniu wszystkich bitew Kai'owi przychodzi stoczyć tą najważniejszą: o uczucie. Jak potoczą się dalsze losy tej historii?