Stojąc przed dużymi szklanymi drzwiami, prowadzącymi do obszernego pomieszczenia, Steve przeczesał włosy. W szybie odbijała się jego twarz. Był zmęczony. Kiedy ostatnio porządnie się przespał? Siedemdziesiąt lat to chyba wystarczająco, prawda? - podpowiadał uporczywy głos w jego głowie.
Rogers odetchnął cicho i przeszedł przez drzwi, które otworzyły się przed nim z cichym dźwiękiem, umożliwiającym mu dostęp do akurat tej części budynku Tarczy. To, że był Kapitanem Ameryką nie umożliwiało mu wejścia, gdzie tylko chciał. Fury nie był taki szalony, a w końcu nie ufał nikomu do końca. Kapitan czasami się zastanawiał, czy ufał w ogóle sobie.
Przeszedł kilka kroków. Tak dobrze znał już całą drogę. Od samego wejścia do budynku, przez rozliczne korytarze, prowadzące go głęboko do podziemia. O tak, piwnice siedziby Shield były naprawdę rozbudowane.
Przystanął przed sporych rozmiarów komorą hibernacyjną. Na jego usta zawitał uśmiech, gdy tylko dostrzegł spokojną obecnie twarz przyjaciela.
- Cześć Bucky - odezwał się niezbyt głośno. Mógł mimo wszystko mówić swobodnie. Uprosił Nicka, by na czas jego wizyt wyciszyć dźwięk na nagraniach. Rozmowy z przyjacielem powinny zostać poufne. Czy raczej... monologi blondyna, choć on wolał postrzegać to jako rozmowy. Wiedział, że Barnes go nie słyszał, nie mógł odpowiedzieć, ale mimo wszystko.
Buck dał się ponownie zamrozić. Dlaczego? Uznał, że stanowi zagrożenie dla siebie i dla otoczenia. Co prawda Cap był temu przeciwny. Uważał, że potrafiłby ochronić przyjaciela przed ewentualnym zgubnym skutkiem kolejnego programowania. Teraz, kiedy wiedział dokładnie na czym to polegało, był pewien, że dałby radę. Ale James był nieugięty. Nie chciał słyszeć o czymś takim. Jedyny środek ostrożności, który chciał zachować to kolejne zamrożenie. I wygrał.
Steve wziął głębszy oddech i po raz setny już chyba rozejrzał się dookoła.
- Nic się tu nie zmieniło, co? - rzucił. - Żałuję, że nie masz okna. Ale okno pod ziemią miałoby nieciekawy widok. Rany, mówiłem ci w ogóle, że jesteśmy w piwnicach budynku? - Zerknął z powrotem na komorę. - Chyba nie. Jezu, tyle razy już tu byłem, a jeszcze o tym nie wspomniałem, co ze mnie za palant, Buck? Przenieśli cię tu po ataku na siedzibę Tarczy. Do tej pory toczy się śledztwo, uwierzysz? - zapytał, przysiadając w końcu na krześle, które zawsze stało obok komory. - Nie wiadomo, jaki cel miał atak. W końcu zamachowiec zginął. Ale Fury węszy coś większego. Jak zwykle zresztą - przyznał z uśmiechem na ustach. - Jak coś się wyjaśni to dam ci znać. Słowo - zastrzegł od razu, opierając się wygodniej o krzesło. - Pamiętasz tego dzieciaka, Spider-Mana? - zapytał po chwili. - Na pewno pamiętasz. Tony zabrał go do naszej siedziby. Rany, jaki był podekscytowany. - Pokręcił głową z uśmiechem. - To dobry dzieciak, tylko za wcześnie zaczął. Ale na pewno będą z niego ludzie. A co do Starka... - zrobił krótką pauzę. - Chyba jest lepiej, wiesz? - Uniósł wzrok na komorę, ale po chwili ponownie wbił go gdzieś w podłogę. Właśnie tak przeważnie rozmawiał z Zimowym Żołnierzem.
- Częściej rozmawiamy - kontynuował. - Nawet się chyba w miarę dogadujemy. Tony przestał patrzeć na mnie, jakby miał ochotę mnie zabić. - Uśmiechnął się lekko. - To naprawdę sukces. Także już o nic nie musisz się martwić - powiedział tak, jakby brunet się tym wciąż przejmował. Co prawda przed hibernacją rozmawiał trochę z mężczyzną na ten temat i Bucky wyraził jakieś swoje zaniepokojenie. Może nie było to nic poważnego, ale Rogers wiedział, że jego przyjaciel był teraz oszczędny w emocjach i uznał to za przejaw martwienia się.
- Ogólnie to drużyna chyba jakoś wraca do siebie. Liczę na to, że znowu będzie tak jak dawniej. - Podniósł na niego wzrok. - Choć lepiej by było jakbyś tu był. I nie śpiący, tylko całkiem trzeźwy - dodał, wzdychając cicho. Chyba zawsze mu to mówił. Wplatał to gdzieś pomiędzy różne wypowiedzi, ale jednak mówił. Najzwyczajniej w świecie tęsknił.