Ciemny stwór czekał w ukryciu. Śledził wzrokiem za dwiema osobami jak jastrząb, polujący na mysz. Tylko w tej sytuacji to on był myszą i musiał dopilnować, żeby go nie złapali. Mimo że jastrzębi wzrok prześlizgiwał się po nim – nie zauważał go. Czekał. Jego łapy z trudem wytrzymywały; musiał stać w bardzo niewygodnej pozycji. Poruszył się nieznacznie, wydając przy tym cichy szmer. Jeden z jastrzębi usłyszał to i skierował wzrok w jego stronę.
- Chodź, wracamy. Tutaj go nie znajdziemy – powiedział z rezygnacją ten drugi.
- Ciii. Słyszałam coś.
- Pewnie ci się zdawało. Wracajmy, już dawno powinniśmy być w dormitorium.
- Dobra...
Drapieżniki odwróciły się, a on, wykorzystując sytuację wybiegł z ukrycia. Jednak narobił przy tym sporego hałasu, czym zwrócił na siebie uwagę.
- Hermiona! Tam! – krzyknął Ron.
- Mówiłam przecież, że coś słyszałam!
Gryfoni najszybciej jak im na to nogi pozwalały biegli za stworem, ale i tak nie mogli go dogonić. Za to on, wydawałoby się, miał niezły ubaw, lawirując pomiędzy ciemnymi korytarzami.
- Stój! Zatrzymaj się! Wracaj! – Takie okrzyki słyszał za sobą. Jedne były błagalne, wręcz płaczliwe – te należały do Hermiony – a drugie surowe i władcze – te z kolei do Rona. Stwór tak naprawdę nie wiedział, gdzie biegł. Wiedział jedynie, że w dół. Przemykał wąskimi przejściami, sprintem pokonywał coraz bardziej kręte schody. Specjalnie gubił się w nieznanym sobie otoczeniu, bo wiedział, że Gryfoni też się zgubią, jeśli będą za nim cały czas podążać. Stwór rozglądał się, czy nie ma po drodze czegoś ciekawego, kiedy nagle, tuż przed nim właśnie takie coś się pojawiło. Przyspieszył i skoczył na swoją ofiarę. Dało się słyszeć krzyk, po którym przybiegli Ron i Hermiona. Na w pół rozbawieni, na w pół zaniepokojeni patrzyli na scenkę, która rozgrywała się na ich oczach: blondyn szamotający się dziko przez stwora, który radośnie zwiedzał sobie jego ciało.
- Co to, do cholery jest?! – krzyknął Dracon piskliwym głosem.
- Uspokój się Malfoy i daj nam działać – powiedział rudzielec z wyższością, lecz tak naprawdę ledwo nad sobą panował, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Zamknij ten swój tłusty, piegowaty ryj i zabierz to ode mnie! – odpyskował mu blondyn.
- Przestańcie! - wrzasnęła Hermiona, która nie miała teraz ochoty słuchać sprzeczki pomiędzy rudzielcem, a Malfoyem.
Zdenerwowana Gryfonka rzuciła zaklęcie nie zważając na to, czy coś stanie się Ślizgonowi. Na szczęście (Rona nieszczęście) trafiła w stwora, w wyniku czego tamten poleciał na ścianę.
- Co tu się wyprawia? – zadudnił męski głos.
Wszyscy odwrócili się w jego stronę.
- Nic, profesorze – powiedział szybko Ron.
- Panno Granger? – Snape uniósł brew. Hermiona westchnęła.
- Z Harrym jest coś nie tak. Od rana źle się czuł, a teraz... zmienił się w to.
Wskazała za dziwnego stwora szamotającego się pod ścianą.
- A co tu robi pan Malfoy? – zwrócił się do blondyna.
- Właśnie kończyłem obchód, kiedy to wstrętne coś na mnie skoczyło.
Snape zamyślił się. Pojawiający się na jego twarzy wredny uśmieszek nie wróżył niczego dobrego.
CZYTASZ
Jeden dzień {Drarry} - ZAWIESZAM I NIE KONTUNUUJĘ
FanfictionArt z okładki należy do artystki upthehillart! Nowa wersja pojawi się niedługo na moim koncie. To tymczasowo tu zostawiam, lecz gdy tylko wlecą pierwsze rozdziały poprawionej wersji, to znika.