Wiatr 1 i 2

665 21 12
                                    


Ta część nie przypadkiem została odpowiednio oznaczona jako "dla dorosłych". Skupia się w w niej praktycznie cała akcja, zbiegają się wątki, przez co miejscami jest "gorąco" ,  miejscami dość brutalnie, a nawet drastycznie.

Proszę, Czytelniku, miej to na uwadze, jeśli zdecydujesz się czytać.


1

Nic tak nie rozciąga w nieskończoność czasu, jak oczekiwanie. Niepokój wygnał Merresha z chaty, w której nie mógł sobie znaleźć miejsca. Czekał na Brennocka i Wojowników, czekał na zew Żywiołu, ciągle czekał...

Przez chwilę kręcił się bez celu pomiędzy chałupami, skrywając niecierpliwość i nerwowe podniecenie. Brennocka nie było już prawie miesiąc. Powinien przybyć... Nie, nie wróci przecież sam. Powinni przybyć niebawem. Znów będą liczni i silni. Znów będą stać na straży Żywiołów. Wybrani i wierni.

Ale niebezpieczeństwo ze strony podstępnego czarnoksiężnika nadal krążyło nad nimi jak sęp. Nie mogą go lekceważyć. Niechże już wracają jak najprędzej. Tyle spraw trzeba będzie rozważyć, tyle planów poczynić. Kapłanki niewątpliwie gdzieś są i za wszelką cenę trzeba będzie je odnaleźć. Merresh nie kazał sprowadzić Wojowników, by teraz tkwili wszyscy bezczynnie w ukrytej przed światem osadzie. Świat wzywa ich i muszą na to wyzwanie odpowiedzieć. Muszą opuścić góry i szukać...

Tylko czy tylko przez te wszystkie lata nie zapomnieli już, czym jest niebezpieczeństwo? Czy potrafię jeszcze nie tylko dzierżyć oręż w dłoni, ale też wciąż sprawnie się nim posługiwać? Niepewność była najgorsza.

Merresh rozejrzał się. Osada wyglądała jak każdego dnia. Kobiety nosiły wodę i kręciły się przy wspólnej kuchni. Młodsze dzieciaki dokazywały w kurzu na dziedzińcu, brudne, nie zawsze najedzone do syta, ale wolne i mimo wszystko szczęśliwe. Mężczyźni ze starszymi dziećmi pracowali na niewielkich polach, skrawkach kamienistej, nieurodzajnej roli wydartej lasom i górom. Nieregularne spłachetki lichego prosa i żyta zieleniły się pośród skał. Zboże zawiązało już kłosy i dojrzewało z wolna w słonecznej kąpieli. Zapewne tegoroczne zbiory będą równie marne jak zawsze, ale choć plony nie były adekwatne do włożonego wysiłku, ludzie pracowali nie złorzecząc, bo robili to dla siebie. Bo byli wolni. Prócz zboża uprawiali też trochę lnu. I mimo iż życie tu było ciężkie, nikt nie pragnął wrócić w doliny pod jarzmo Torci. Tu dzieci były bezpieczne. A kiedy Żywioły wreszcie przebudzą się z trwającego ponad dwie dekady snu, ludzie odzyskają wiarę i wyzwolą się spod władzy czarnoksiężnika i jego demonicznego bożka. Kapłanki i Wojownicy znów staną i będą trwać na straży spokoju i dobrobytu Taar. Światło rozproszy cień, jaki od lat zalega nad tą krainą.

Stary Wojownik uśmiechnął się do siebie i wyszedł spomiędzy chałup. Ruszył ścieżynką w kierunku lasu. Nie mógł usiedzieć na miejscu, gnał go niepokój. Brennock... Musi mu się udać, choć Merresh mógł mieć tylko nadzieję, że przyjaciel odnalazł obóz w Dolinie Kruka. I że obóz nie był pusty. Wierzył jednak że los nie bez powodu pozwolił im przeżyć. A jeśli tak, to pozostali wciąż czekają w odległej dolinie. Czekają na znak od niego, od Merresha.

Zatrzymał się nagle. Atmosfera się zmieniła. Zrobiło się chłodno i rześko, choć był środek lata, a dzień wyjątkowo upalny. I zapach... Tak, zapach. W powietrzu unosiła się woń, jak po burzy, a przecież na niebie nie było nawet chmurki. Łagodny wiatr zawirował i zatańczył z szumem w koronach drzew a po chwili ucichł. Wrażenie orzeźwiającego chłodu znikło i tylko zapach ozonu wciąż jeszcze unosił się wokół Merresha. I zrozumiał.

Wiatr (Dzieci Żywiołów IV) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz