Rozdział 2 cz. 2

490 38 3
                                    

Laura:

Bogowie ile on waży!!?? - Myślałam ciągnąc nieprzytomnego di Angelo do jego domku. Chociaż... jakby się zastanowić jest tysiąc razy lżejszy niż Will. Skąd ja to wiem? Może dlatego że gdy mnie kiedyś budził mogłam poczuć cały jego ciężar. Tak położył się na mnie... Nieważne, chcę o tym zapomnieć. I dlaczego ciągnę go do jego domku? Chcę uniknąć pytań.
Co się stało?
Gdzie go znalazłaś?
Co mu jest?
Żyje?
To ostatnie pytanie jest najbardziej odpowiednie. Przez sam jego wygląd wygląda jak zmarły. A co dopiero teraz. Gdy go pierwszy raz zobaczyłam sama myślałam, że dołączył do ojca w Hadesie. Musiałam się upewnić czy ma puls. Słaby ale jednak ma. Zawsze coś.

Nico:

Pustka. Nie widziałem nic. Tylko wszechogarniająca ciemność. Czy właśnie tak wygląda śmierć? Jeżeli tak to dlaczego wszystko mnie boli? Nie wiem. Ale śmierć... może to jest dobre rozwiązanie. Od zawsze wolałem spędzać czas z duszami zmarłych niż z żywymi. Może to znak, że nie powinienem istnieć. To prawda. Powinienem umrzeć jakiś czas temu. Długi czas temu.

Pewnie myślałbym tak przez długi czas ale poczułem jeszcze gorszy ból niż wtedy gdy spadłem ze ścianki wspinaczkowej, a byłem wtedy prawie na szczycie. Otworzyłem oczy. Strasznie boli mnie prawa ręka nie mogę nią ruszyć. W jednej chwili wszystko do mnie wróciło. Ahhh... Będę musiał szukać tego głupiego miecza i jak znam życie zejdzie mi z tydzień. Chyba wolę umrzeć.

Rozejrzałem się po pokoju. Wszystko takie same. Przynajmniej tak mi się wydawało dopóki nie spojrzałem na pozostałą część łóżka i szafkę nocną. Jakieś bandaże, butelka chyba po nektarze, i inne rzeczy, których nazwy nie znałem. Czyli ktoś tu był. Laura? W końcu tam była. A jeśli to prawda to gdzie ona jest? Mimo wszystko cieszę się, że wczoraj postanowiłem posprzątać.

Przez kolejne minuty wgapiałem się bezcelowo drzwi dopóki się nie otworzyły wpuszczając do środka jasne promienie słoneczne. Zaraz po tym ujrzałem Laurę niosącą coś na tacy. Zapewne jedzenie.

- Obudziłeś się!! - Podeszła bliżej i usiadła z tacą na kolanach. Nie myliłem się to było jedzenie. Ale takiej ilości nie zjadłbym przez kolejny tydzień.

- Aha - odpowiedziałem wciąż gapiąc się na jedzenie.

- Boli Cię coś? Noga? Ręka? Głowa? Brzuch? - Czując, że on może wymienić wszystkie części ciała postanowiłem jej przerwać.

- Nie. Jest ok. Tylko chce mi się spać

- Nie, najpierw coś zjesz

- Nie chce mi się, a poza tym nie mogę ruszyć ręką - błagam nie każcie mi tego jeść.

- Fakt. No to... Leci samolocik - Nabrała kawałek kurczaka i wykonując jakieś okrężne ruchy ręką zbliżyła ją do moich ust. Miałem wielką ochotę się roześmiać ale to nie w moim stylu więc utrzymywałem niezmieniony wyraz twarzy. Nie otworzyłem ust. Chce się bawić no to będziemy się bawić.

- No już bo... bo samolot się rozbije - Teraz się zaśmiałem co ona wykorzystała i włożyła mi widelec do buzi. Popatrzyłem na nią urażony na co ona tylko wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Niechętnie przeżuwałem to coś i nawet nie było takie złe ale nigdy się do tego nie przyznam.

I tak zleciało następne pół godziny. Laura tak długo mnie męczyła dopóki talerz nie był pusty.

- Widzisz zjadłeś wszystko. Powinnam Cię karmić częściej - Gdy to usłyszałem zrobiłem przerażoną minę. Kolejny raz się zaśmiała - No co może nie będziesz wtedy taki chudy jak szkielet.

- Przesadzasz - mruknąłem

- Wcale nie. Czy ty siebie kiedykolwiek widziałeś - Ehh... Może ma rację. Ale ja jak to ja musiałem się z nią kłócić przez kolejne 10 minut.

- No dobra wygrałaś - Poddałem się.

- Widzisz dziewczyny zawsze mają rację - Przewróciłem oczami - Hej! Widziałam to - wskazała na mnie oskarżycielsko. Lekko się uśmiechnąłem. To zadziwiające jak dobrze czuję się w jej towarzystwie, że się uśmiecham choć nie powinienem.

*************************************************

Cześć! sorki, że tak długo nie było rozdziału, ale teraz będą one co tydzień lub częściej :)

Nico di Aneglo - przeciwieństwa się przyciągająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz