Kto zabił Julie??

12 1 0
                                    

Są takie dni, kiedy człowiek ma ochotę zagrzebać się w pościeli i pokazać całemu światu środkowy palec. Nate był pewien, że to jeden z nich. Od rana męczył go ból głowy, na dworze lało jak z cebra i w dodatku odzywał się ból kręgosłupa. Spróbował go rozmasować, ale to tylko pogorszyło sprawę.
– Kurwa mać — jęknął sięgając do szuflady po pigułki.
– Czyżby męski katar? — zakpiła jego partnerka Rosemary, wchodząc do biura.
– Kręgosłup się odezwał... — mruknął, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.
– To będziesz miał okazję go rozruszać — dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– No, zbieraj się, jest robota.
– Sama jedź. Ja nie zamierzam moknąć.
– Będziesz musiał — Rose wzięła z biurka kluczyki do służbowego auta. – Stary chce, żebyś osobiście zajął się tą sprawą.
– Jezu! Jakiś ważniak kopnął w kalendarz?
– Nie wiem, nikt mnie nie wtajemniczył.
Do wozu dotarli przemoknięci.
– Mam dość wody na dziś — oznajmił Nate, a jego partnerka parsknęła śmiechem.
– I co cię tak śmieszy?
– Jakby ci to powiedzieć? — zamyśliła się. – Jedziemy nad morze.
– Jaja sobie robisz? Powiedz, że żartujesz.
– Nie żartuje. Fale wyrzuciły ciało na brzeg.
Kiedy dotarli na miejsce, deszcz trochę zelżał. Niestety wiatr wiejący od morza potęgował odczucie zimna. Nate nie był zachwycony, bo ból kręgosłupa jeszcze się nasilił. Śledczy wysiedli z auta i ruszyli w stronę rozstawionego na plaży policyjnego parawanu. Za płótnem dostrzegli ciało. Policjant marszczył brwi i szybko notował w pamięci wszystkie potrzebne informacje. Młoda kobieta w wieczorowej sukni z wyraźnymi zadrapaniami i śladami zasinienia. Rose pochyliła się nad zwłokami.
– Jednak sztuczne... — rzuciła.
– Co? — Nate nie nazdążył za jej tokiem myślenia.
– Piersi — wypaliła. – Nos też ma poprawiony i na oko obstawiałabym policzki, ale głowy sobie uciąć nie dam, to fachowa robota.
– Wiesz co to za jedna? — upewnił się.
– Nie byłyśmy sobie przedstawione, ale domyślam się, że nie o to pytasz — rzuciła. – To lokalna celebrytka. Prywatnie związana z pewnym milionerem.
– Czyli pismaki będą węszyć... — splunął na ziemię i włożył do kieszeni zmarznięte ręce. Miał już dość tego miejsca i tej cholernej pogody.
Jego partnerka tymczasem dokładnie przyglądała się martwej dziewczynie.
– Myślisz, że to był wypadek? — zapytała w końcu.
– Nie wiem. Raczej nie poszła w tej kiecce popływać.
– Ale mogła spacerować i się poślizgnąć. To by tłumaczyło ślady zadrapań...
– Albo ktoś jej pomógł — zauważył cierpko i ruszył w kierunku auta. – Rusz się, Rose, to będzie bardzo długi dzień...

Z nadmorskiej plaży udaliśmy się prosto do wielkiej rezydencji z zapierającym dech w piersiach widokiem na morze Tyrreńskie. Posiadłość należała do pana G., narzeczonego denatki. Niski i niezbyt atrakcyjny mężczyzna siedział w ogromnym i eleganckim salonie. Łykał tabletki na uspokojenie, jedna po drugiej jak drażetki. Na twarzy miał kilka zadrapań. Była to, jak twierdził, pamiątka po wypadku. Podobno spadł z konia. Policjanci, mimo szczerych chęci, niewiele zdołali z niego wyciągnąć. Milioner przyznał, że ostatni raz widział się z ukochaną dzień wcześniej. W przelocie. On wracał z pracy, a ona spieszyła się na spotkanie z koleżanką.
– I nie zaniepokoiło pana, że nie wróciła na noc? — zdziwił się Nate.
– Nie. Czasem nocowała u znajomych, albo w mieście — odparł, wycierając oczy. – Boże, gdybym wiedział, że widzę ją po raz ostatni... — zaczął szlochać.
Rose traciła partnera łokciem. Oboje dobrze wiedzieli, że dalsze przesłuchanie nie ma sensu.
– To my tego... Rozejrzymy się. — rzuciła w kierunku pana G. Mężczyzna dał im do zrozumienia, że mogą robić wszystko, co uznają za stosowne.
Najpierw zwrócili się do ochrony, ale tu czekała ich niemiła niespodzianka. Nie było żadnych nagrań z tamtej nocy.
– Ale jak to?
– Zwyczajnie — szef ochrony wzruszył ramionami. – Właściciele wysoko cenią sobie prywatność, dlatego zrezygnowali z kamer.
– No dobrze — śledczy podrapał się po głowie. – To może ktoś z ochrony widział jak zmarła wychodziła z domu?
– Już ich pytałem. Nie widzieli.
– Nie uważa pan, że to dziwne? — dociekała Rose.
– Nie. Pani Julia miała zwyczaj wymykać się po kryjomu.
Nate zmarszczył brwi. Wszystko wskazywało na to, że facet nic nie wie albo nie chce powiedzieć. Tak czy inaczej nie miał żadnego punktu zaczepienia, a wiedział, że stary będzie żądał wyników, i to szybko.
– Czy moglibyśmy porozmawiać z innymi domownikami?
— Jego partnerka znów wzięła w obroty szefa ochrony.
– Obawiam się, że nie ma innych domowników. Pan G. i pani Julia mieszkali tu całkiem sami.
– A pracownicy? Służba?
– Cóż.... Jest jeszcze pani Maria. gosposia — rzucił z ociąganiem.

Spotkanie z panią Marią należało do niezwykle interesujących. Starsza pani o ujmującym uśmiechu i fizjonomii dobrej wróżki z bajek Disneya szczerze nienawidziła swojej chlebodawczyni, za to pana G. traktowała jak syna, którego nigdy nie miała.
– Bo to zła kobieta była — oznajmiła już na wstępie. – Wiecznie go zdradzała, wiecznie. A on tak bardzo ją kochał...
– Kiedy widziała ją pani po raz ostatni? — spytała Rose.
– Wieczorem. Kazała sobie przygotować kąpiel lawendową. Szykowała się na spotkanie z kolejnym kochasiem. Słyszałam jak dzwoniła do niego.
– W co była ubrana?
– Ubrana? Nie nazwałabym tego ubiorem. Miała na sobie tylko przezroczysty szlafrok, bezwstydnica jedna!
– O której pani wyszła?
– Koło dwudziestej pierwszej. Gdy wychodziłam, pan G. akurat wracał z pracy. Parkował auto na podjeździe.
– A ten kochaś? — dociekał Nate. – Kim był?
– Nie mam pojęcia. Sami.musicie to ustalić. Zmieniała ich jak rękawiczki.
Namierzenie kochanka zmarłej zajęło im trochę czasu. Sprawdzili bilingi, podzwonili po ludziach. W końcu trafili na trop Javiera M. — początkującego aktora i modela. Facet był wyraźnie przejęty. Twierdził, że umówił się z Julią w knajpie przy plaży, ale dziewczyna nie dotarła na miejsce.
W tamtym momencie każdy scenariusz wydawał się prawdopodobny. Julia mogła faktycznie spieszyć się na spotkanie z ukochanym i doznać tragicznego w skutkach wypadku, wpadając do wody. W grę wchodziło także morderstwo. Oczywiście w tej sytuacji ktoś musiał kłamać — pan G., gosposia albo ten nieszczęsny model. Odpowiedź przyszła kilka dni później, razem z raportem z sekcji zwłok.
Okazało się, że pani Julia zmarła w nocy między 22:00 a 24:00. Co wiecej, podobno walczyła z kimś przed śmiercią, bo pod paznokciami miała ślady naskórka.
– Ale najdziwniejsze jest to, że w płucach nie miała wcale morskiej wody! – To była zwykła kranówka. I coś jeszcze... Olejek lawendowy!
Rose spojrzała na Nate i lekko się uśmiechnęła.
– Zdaje się, że mamy mordercę — powiedziała.
– Dokładnie Rose — przyznał, a ból w kręgosłupie powoli ustępował.

W lustrze wody ujrzysz śmierć. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz