Prolog

651 39 10
                                    


Wdech, wydech, wdech, wydech. Zamknąć oczy. Oczyścić umysł. Oni wszyscy patrzą. Wszyscy patrzą na mnie. 

Rozlegają się pierwsze dźwięki muzyki, od razu daję się porwać muzyce. Nie myślę, prawie nie oddycham. Wiem, że wszystkie ruchy są idealnie wykonane. Ćwiczyłam ten układ tyle razy, że nic nie ma prawa mi go popsuć. 

Wrotki gładko suną po torze, jakby latały. Kątem oka dostrzegam, że Matteo robi wszystko idealnie równo ze mną. 

Idealna para, idealny układ, idealne ruchy, idealny wygląd. Wszystko musi być idealne. Wszystko jest sztuczne. Czy gdzieś w środku tej "idealnej" powłoki znajduję się ja? 

Nie. Ja już dawno przestałam istnieć. Stałam się kimś zupełnie innym. Nie można być sobą. Ludzie to potwory, zniszczą wszystko na swojej drodze, ale jeśli nikt nie dojrzy twojego słabego punktu, nie zniszczy cię. A ja jestem perfekcyjna. 

Kończymy występ trudnym krokiem, polegającym na tym, iż muszę rozpędzić się i wpaść w ramiona chłopaka, który po chwili ma mnie podnieść. 

Wszystko wychodzi perfekcyjnie. Oczywiście. Nie mogłoby być inaczej. 

Patrzę się z uśmiechem na Matteo, zadowolona, że bez żadnej wpadki udało nam się przejechać. Mój uśmiech znika w chwili, gdy widzę, że chłopak nawet na mnie nie patrzy. Jego spojrzenie skierowane jest na stojącą niedaleko Lunę Valente. Oboje uśmiechają się. Są szczęśliwi. Coś przegapiłam. Coś bardzo ważnego. 

Kiedy wreszcie zaszczyca mnie spojrzeniem, nie widzi już szczerego uśmiechu, widzi wymuszony uśmiech, który bardziej przypomina grymas. 

Ale jesteśmy idealną parą, nie możemy pokazać, że jest inaczej. A jest? 

Zaczynam się rozpadać i nie mam pojęcia czy będę potrafiła się pozbierać.

                                                                       

Jesteś moją melodią. - SimbarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz