Siedziałam w białym pokoju. Cały mój świat opierał się na siedzeniu w białym pokoju. Biały pokój jest dobry. Wstałam z białego łóżka na białe kafelki. Przeszłam zimną podłogą do białej szafy w środku były białe sukienki i ozdoby. Założyłam białą sukienkę w kremowo-szare kwiaty. One nie pasowały, ale i tak kochałam ubierać tą sukienkę. Wzięłam pasującą do stroju białą opaskę z kokardą. Podeszłam do białej skrzynki.
To co było w środku niszczyło moje białe, nieskazitelne życie.
Były tam trzy woreczki z czerwoną, lepką, obrzydliwą, idealną, smaczną nie, pyszną...
Mój świat przykryła czerwień. ,,Mój idealny, biały świat"- krzyczała rozpaczliwie moja podświadomość, ale miałam ją daleko za murem tworzonym prze czerwoną mgłę.
Wzięłam do ręki jeden, z zawsze tam leżących, trzech woreczków. Przystawiłam go do nosa i zalała mnie fala pięknego zapachu. Wiem, że robię źle, ale...
Z transu obudziłam się cała brudna w zasychającej krwi. Teraz moje idealne, białe kafelki zdobiły małe lub większe plamki krwi. Moja biała nieidealna sukienka miała brudne ślady.
Znów nie mogłam się powstrzymać. Przy moje nodze leżały trzy puste woreczki. Nie chciałam na nie patrzeć. Wstałam powoli do drzwi i zastukałam trzykrotnie.
- Zjadłaś?- zapytał oschle strażnik otwierając białe okienko. Przytaknęłam a on zawołał mężczyzn w białych koszulach i spodniach.
- Laryso. Twój ojciec prosi cię do siebie.- powiedział najwyższy zabierając z kosza brudne sukienki. Dwie młode kobiety zabrały mnie z mojego białego królestwa do łazienki.
Ubrana byłam jak zawsze. Czyli biała tiulowa sukienka do kolana. Parasolka z koronki i takie same rękawiczki. Buty oczywiście białe z koronki na lekkim obcasie. Moja porcelanowa cera i lekko różowe policzki, jak i malinowe usta idealnie pasowały do stroju laleczki.
Zaprowadzona mnie granatowymi schodami na dół do ojca i matki. Przed spotkaniem z nimi dostałam jeszcze koronkowy, duży kapelusz z niby welonem na twarzy.
- Witaj kochanie.- powiedziała dobrodusznie matka. Nie kocha mnie ja to wiem. Muszę ukrywać przed nią kim jestem, dla mnie to straszne.- Usiądź, proszę. Chcesz coś do picia?- pokręciłam głową przecząco i usiadłam na dużej ciemnobrązowej kanapie. Zawsze uważała mnie za gościa, kiedy wychodziłam z białego królestwa.
Było tak lepiej. Spędzaliśmy wtedy ze sobą mnie czasu przez co nie musiałam się martwić o ich bezpieczeństwo. To ja jestem dla nich niebezpieczna.
- Pan Smith zaproponował abyś się do niego przeprowadziła.- powiedział ojciec. Matka i ojciec byli jak ogień i woda. Ona blond włosy, delikatna cera i duże wyraziste błękitne oczy. On blond włosy, zarost i mocne zarysowane kości policzkowe, do tego małe zawsze zawistnie zmrużone, czekoladowe oczy.
- Podobno ma syna z którym możesz się zaprzyjaźnić.- powiedziała z lekkim uśmiechem Elizabeth.
- Może w końcu kogoś sobie znajdziesz.- powiedział oschle ojciec i objął matkę ramieniem. Nie wyglądali jak szczęśliwe małżeństwo. Kobieta uśmiechnęła się sztucznie do męża czego on nie odwzajemniał. Km
- Laryso? Chcesz z nimi zamieszkać?- zapytała zatroskana Lizabeth. Chciałam wierzyć, że naprawdę się o mnie troszczy. Łza popłynęła po moim policzku. Dobrze, że jej nie zauważyli. Bała się zostać w domu mogła przecież im coś zrobić.
- Tak chcę z nimi zamieszkać.- powiedziałam pewnie i pierwszy raz popatrzyłam im w oczy.
- No to dobrze. Zostaniesz z nami na kolacje?- zapytał ojciec, na samą myśl o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu. Jednak jedzenie śmiertelnych nie przechodziło mi przez gardło.
- Nie, nie jestem głodna.-skłamałam, od ponad roku kłamie, że nie jestem głodna, kiedy czuję jakby coś mnie zjadało od środka.
- Nie dziwie się, że jesteś taka blada! Nic nie jadłaś od tygodnia! Młoda damo!
- Sylvester uspokój się.- matka położyła rękę na barku męża.
-Ehh, idź.- grzecznie wstałam i podziękowałam za rozmowę. Chciałbym już wrócić do mojego białego królestwa.
Biel. On jednych przeraża, ale dla mnie to codzienność. Kocham ten kolor jego głębie i jasno jakie daje. Czasami myśle, że te kolor rozświetla moją ciemną duszę.
Moja dusza... Czy dalej ją mam? Może już nie, przecież jestem potworem. Usiadłam na moim białym łóżku. Służące wszystko wysprzątał i mój pokój znów był pięknie biały. Żadnej skazy. Taka ja byłam kiedyś. Piękna, delikatna, porcelanowa, elegancka. Byłam marzeniem każdego hrabiego. DTeraz każdy mnie uważa za osobę niespełna rozumu. No bo jaki normalny człowiek zamyka się w białym pokoju na dwa cholernie, długie lata? Przeczesałam palcami moje kruczoczarne włosy. Rodzice nawet nie zauważyli zmiany koloru włosów, kiedyś były piękne, miały odcień pszenicy. Podeszłam do białej drewnianej skrzyni. Nie chciałam tego robić, ale głód doskwierał mi straszliwie, dlatego sięgnęłam po pierwszy woreczek i świat się rozmył.
Obudziłam się kilka minut po dziesiątej. Powoli zwlekłam się z łóżka pełnego plam z krwi. Podeszłam do drzwi i zastukałam trzykrotnie. Po chwili do pokoju wszedł wysoki mężczyzna i służka. Pierwszy raz przyszło tak mało osób. Mężczyzna zaczął sprzątać, a służąca obmyła mnie z krwi.
- Panienko...
- Czemu się tak do nich zwracasz. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie dziewiętnasty.- powiedział donośnie blondyn przez co odwróciłam się do niego.
- Michaelu nie bądź głupi.- powiedziała szeptem kobieta.- To oni ci płacą. Pamiętasz. Tu masz jedzenie i dach nad głową i możesz odkładać pieniądze na rodzeństwo.- rodzeństwo... Nigdy nie miałam nawet kuzyna. Nie wiem jak to jest czuć braterską czy siostrzaną miłość. Łza popłynęła mi po policzku.- Widzisz co narobiłeś.- wysyczała kobieta. Zabrała z łóżka brudną sukienkę i wyszła z pokoju. Ubrałam się w biała spódnice w srebrną kratę i koszulę z żabotem. Do tego koronkowe pończochy i rękawiczki ze srebrnej nitki.
- Przepraszam nie chciałem cię obrazić.- powiedział skruszony.
- Od kiedy jesteśmy na ,,ty"- zapytałam zniesmaczona machając nogami zwisającymi z łóżka.
- Jeszcze raz przepraszam panienko.- mówi już lekko z sarkazmem, ale to ignoruję. Po chwili chłopak wychodzi, a do pokoju wbiega zasłyszana Carolin.
- Laryso... przyjechał pan Smith z synem.- wstaję jak oparzona i wychodzę w pośpiechu z służką z pokoju. Przed spotkaniem zakłada mi mój ukochany kapelusz z welonem. Zakładam jeszcze w ostatniej chwili białe lakierki na obcasie i elegancko wchodzę do salonu. Po kanapach siedzą po przeciwnych stronach pan Smith i jego syn, a na fotelach moi rodzice.
- Och, Laryso.- powiedziała wniebowzięta matka widząc mnie w spódnicy od niej. Nie zrobiłam tego celowo. Po prostu lubię takie eleganckie ubrania.- Usiądź kochanie. Rozmawiamy właśnie z panem Marco na temat twojej przeprowadzki.- skinęłam na znak zrozumienia. Zajęłam miejsce obok starszego gościa. Zauważyłam, że młody chłopak z ciemno brązowymi włosami dokładnie mi się przygląda.
- To na czym skończyliśmy?- zapytał się wybity z rytmu brunet.
- Na temat kosztów.- odpowiedział oschle ojciec.
- A no tak. Jak już wspominałem kosztów nie poniosą państwo żadnych. Chcemy zobaczyć czy dzieci z takich rodzin jak ta, dadzą radę się dostosować do środowiska współczesnego.- rodzice pokiwali głowami, a ja przyjrzałam się synowi pana Smitha. Miał na sobie spodnie z dziwnego granatowego materiału, wyglądał na twardy i sztywny. Do tego jakaś fikuśna koszula z materiału mi nie znanego, nie, to nie jest koszula.
- Laryso widzę, że podobają ci się ubrania Erica.- powiedział z cwaniackim uśmiechem gość.
- Nie podobają, tylko ciekawią. Pewnie te spodnie strasznie cię cisną.- powiedziałam osobiście zniesmaczona, tym jak te spodnie przylegały do nóg chłopaka.
- Nie, one są bardzo wygodne.- ma on bardzo ciekawą barwę głosu. Nie jest on basowy, tylko aksamitny i ciepły. W niczym nie przypomina twardego głosu mojego ojca.
- A ci nie jest gorąco.- zapytał, przyznam, że było mi całkiem gorąco, ale duma na pozwalała mi się do tego przyznać, więc sprytnie zmieniłam temat.
- Panienko.- poprawiłam go, a on zrobił wielkie oczy i lekko otworzył usta.- Masz się do mnie zwracać Panienko.
- Aha.- powiedział nieprzekonany. Rozsiadł się wygodnie i zaczął mi się intensywnie przyglądać. Odwdzięczyłam się mu tym samym spojrzeniem. Muszę przyznać, że jest bardzo przystojny. Ciemne włosy spadają mu na twarz, jasna karnacja dodaje mu uroku, a z jego orzechowych oczu, aż bije żar. Przyznam, że jest na co popatrzeć, ale to nie zmienia faktu, że zostałam za swoją maską obojętności.
- Mam jeszcze jedno pytanko.- odpowiedziała melodyjnym głosem Elizabeth.- Gdzie moje kochanie będzie się uczyć?- poczułam odruch wymiotny na słowa matki. Szybko jednak go opanowałam i wróciłam do przysłuchiwania się rozmowy.
- Larysa będzie chodzić do szkoły wraz z Erickiem i Feliksem.
- Czyli do współczesnej szkoły?- zapytał ojciec pierwszy raz w tej rozmowie zaciekawiony.
- Tak i chciałem poinformować, że nowy rok szkolny zaczyna się już za dwa dni, więc jutro już przyjedziemy po Larysę.
- Dobrze, to nie siedź już tutaj jak sęp tylko idź się pakować.- warknął ojciec, a ja wstałam podziękowałam za poświęcony czas i rozmowę. Pokierowałam się w stronę schodów gdzie czekała na mnie moja służka. Wróciwszy do swojego pokoju, zatopiłam się w miękkim białym łóżku. Niestety, ale nie był mi dany spokój, bo po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam chwiejnie, ponieważ głód mi doskwierał i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam w nich uśmiechniętego Erica z jakimś drugim wyższym o pół głowę od Erica chłopakiem. Ma śliczne zielone, duże oczy w które patrzyłam się jak zaczarowana. Chłopak jednak zignorował moje maślane oczy i ruszył w stronę dużego łóżka z baldachimem, szturchając mnie przy tym w ramię.
- Miło, że się przedstawiłeś.- powiedziałam oschle i pociągnęłam go za fikuśną koszulę przez co upadł na tyłek.- Przedstaw się.- rozkazałam i przytrzymałam go za ramiona, aby nie mógł wstać. Jego oczy powiększyły się, kiedy zobaczył, że w tym chudym ciałku jest tyle siły. Mój wzrok za to było twardy i ostry.
- F-Felix.- powiedział jąkając się, a ja puściłam jego ramiona. Zdjęłam kapelusz i oddałam go dla Carolin, która stanęła w drzwiach, zdjęłam buty i również dałam je dla służki. Delikatnie na palcach podeszłam do szafy i ściągnęłam dużą walizkę z białego drewna. Chłopcy patrzyli na mnie jak zaczarowani kiedy ją ściągnęłam i odłożyłam na łóżku.
- Pomożecie mi?- zapytałam, a oni zgodnie pokiwali głowami. Podawałam im ubrania, które chowali do walizki. Patrzyli na większość z dezaprobatą. Później chciałam ich wyprosić, aby spakować bieliznę, ale się nie dali, więc odłożyłam to na jutrzejszy dzień. Mój brzuch dawał się we znaki, ale przecież przy nich nie zjem.
- Panienko.- powiedział cicho mężczyzna w bieli.- Powinnaś coś zjeść.- pokiwałam głową i Michael zabrał ze sobą chłopaków przebrałam się w białą sukienkę do jedzenia i odpłynęłam widząc pyszność w woreczku.
YOU ARE READING
Każda historia jest wyjątkowa// one shoty
RandomBędę tu wpisywać różne one shoty, o różnej tematyce. Zapraszam Okładka zrobiłam sama!