Stworzycielka Świata

13 4 0
                                    

Witajcie moi drodzy czytelnicy! Powracam po kilkumiesięcznej nieobecności. Odpowiem od razu. Nie, nie porzuciłam opowiadania "Osiem Klejnotów", ów opowiadanie będzie wciąż kontynuowane, w najbliższej przyszłości. Wracam do was razem z nową książką, w której będę się dzielić z wami, moimi pojedynczymi opowiadaniami. Ta historia, którą dziś wam zaprezentuję, jest opowiadaniem na bodajże konkurs z języka polskiego, gdzie tematem było stworzenie planety.

Zapraszam :3

Hasanda, Stworzycielka Świata. Kobieta dumna i dostojna, emanująca spokojem i odwagą. Jej długie, jasne jak światło księżyca włosy, zaplecione były w grubego warkocza. Szare, błyszczące oczy, przenikliwie spoglądały w dal. Biała, jedwabna suknia ciągnęła się w ślad za Władczynią Galaktyki. Jej kroki odbijały się echem po cichej, bezludnej galaktyce. Idąc w tylko jej znanym kierunku, przyglądała się mijanym gwiazdom i kometom, które świeciły oślepiającym blaskiem, jakby rozjaśniały ciemną drogę Hasandy. Zatrzymała się i rozejrzała wokół. Ani żywej duszy. Westchnęła, a pojedyncza, słona łza spłynęła po jej bladym policzku. Była samotna. Bardzo samotna. Z początku, nie przeszkadzało jej to. Uwielbiała biegać po Gwiezdnych Łąkach i łapać komety za ich ogniste warkocze. Jednakże z czasem, samotność zaczęła jej doskwierać. I to bardzo. Nudziły ją już dziecięce zabawy, a uznawanie siebie za Władczynię Galaktyki, lub Stworzycielką Świata było po prostu żałosne. Nie miała nawet do kogo ust otworzyć. Dzisiaj, oddałaby wszystko, by tylko porozmawiać z kim kolwiek, choć przez małą chwilę. Z nostalgicznych przemyśleń, wyrwał ją błysk światła, a zaraz potem cichy, kobiecy śpiew, w niezrozumiałym języku. Przed Hasandą pojawiła się srebrzysta, oślepiająca kula światła. To ona była źródłem tego osobliwego śpiewu. Kula zbliżała się powoli do kobiety, aż w końcu weszła w nią. Hasanda poczuła w sobie nową, potężną moc.

- Magia Życia - szepnęła cicho. Nie miała pojęcia skąd znała nazwę tej niesamowitej mocy. W bibliotece, w jej wielkim pałacu, nie było żadnej wzmianki o tym rodzaju magii. Jednakże teraz, wiedziała o niej dosłownie wszystko.

Spojrzała na swoje dłonie, które teraz emanowały srebrzystym światłem. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Czytała o takim zjawisku w jednej z ksiąg. Hasanda stała się teraz Zrodzoną z Gwiazd. Magicznym bytem, potrafiącym stworzyć wszelkie życie. Nie posiadała się z radości. Sama stworzy sobie przyjaciół. Wreszcie nie będzie samotna.

Chciała wypróbować swój dar. Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Skupiła swoje myśli na swoim przyszłym przyjacielu. Przyjacielu, który nigdy jej nie opuści.

Nagle, przed nią, pojawiło się mała, biała lisica. Jej puszysty ogon był zdobiony srebrnymi nićmi, a na czole miała wymalowany znak półksiężyca. Podeszła do Hasandy i polizała ją po dłoni. Wzruszona tym skromnym gestem, rozpłakała się i przytuliła zwierzę. Pierwszy raz w życiu, spotkała żywą istotę. Gdy opanowała swoje emocje, wytarła łzy w śnieżnobiały rękaw i pogłaskała lisicę po znaku półksiężyca.

Zamyśliła się. Musiała jakoś nazwać to uroczę stworzenie.

- Wiem. Nazwę cię Mirana, co oznacza w języku gwiazd "szczęście". Podoba ci się? - powiedziała i spojrzała w jej błękitne oczy. Zwierzę tylko trąciło ją w rękę, domagając się więcej pieszczot. Kobieta roześmiała się szczerze i posłusznie znów pogłaskała Miranę. Już dawno się tak głośno nie śmiała.

Gdy już miała przy sobie, owego lisiego kompana, chciała w pełni wykorzystać swoją nową moc. Na początku, musiała znaleźć choć niewielkie pokłady magicznej energii, by przekształcić je w nową planetę.

Ruszyła przed siebie, wraz z Miraną. Spacerując między konstelacjami, poczuła nagle to, czego szukała. Wielkie pokłady magicznej energii.

Znajdowała się tuż obok Luny, dzisiejszego Księżyca. Wzięła głęboki oddech i skupiła swoje myśli na cechach nowej planety. Zebrała całą emanującą wokół moc i stworzyła z niej wielką planetę.

Takie tam, opowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz