||Rozdział 2||

170 13 4
                                    


          

   Usiadłem wygodnie i czekałem na niego. Musicie mi wybaczyć, że tak często opisuję banalne z pozoru rzeczy, ale właśnie to lubię robić. Dla Ciebie, coś jest zwykłą rzeczą a ja mógłbym opowiadać o niej godzinami w taki sposób, że by Cię zaciekawiła. Dlatego teraz opiszę „czekanie".

    Pamiętam, że jako mały chłopiec, bardzo chciałem mieć kogoś kto byłby zawsze przy mnie. Zawsze kiedy będę go potrzebował. Opowiedziałem rodzicom o tym, że potrzebuję kogoś pokochać nad życie. Nie w taki sposób, jak kocha się rodziców. Chciałem poznać różne rodzaje miłości. Oni tylko przytaknęli i spławili mnie machnięciem ręki. Nie potrafiłem zrozumieć ich reakcji. Wróciłem wtedy do pokoju i zacząłem płakać w poduszkę. Nie wiedziałem czemu nie chcieli o tym ze mną rozmawiać.

   Płakałem przez kolejnych kilka dni. Moje urodziny zbliżały się wielkimi krokami, bo były za trzy dni. Byłem tym bardzo podekscytowany i dzięki tej myśli płakałem mniej z dnia na dzień.

    Nadszedł dzień moich urodzin. Wstałem dużo wcześniej niż normalnie i pobiegłem do salonu. Rodzice siedzieli przy stole popijając kawę, tak jak każdego dnia. Mama czytała książkę, a tata – gazetę. Stanąłem przed nimi z szerokim uśmiechem na twarzy.

    -  Dzień dobry! – prawie wykrzyczałem z entuzjazmu.

    -  Dzień dobry, skarbie. – odpowiedzieli bardzo oschle rodzice. Byłem zdezorientowany. Zawsze w moje urodziny skakali z radości, a teraz...

   -  Coś się stało? – spytałem ich z trochę osowiałą miną. – Jesteście inni niż zwykle.

Patrzyli na mnie ze zdziwieniem w oczach, aż w końcu tata nie wytrzymał i odezwał się.

    -  Synu, chodź się ze mną przejechać. – poszedł do przedpokoju i zaczął zakładać buty.

    Nie wiedziałem o co chodzi, ale szybko poszedłem do pokoju przebrać się w coś, w czym mógłbym wyjść. Wróciłem do taty i zacząłem szybko zakładać buty. Popatrzyłem na niego, a on na mnie. Posłał mi ciepły uśmiech i otworzył drzwi. Wyszedłem pierwszy i zszedłem po schodach do garażu i pokierowałem się w stronę samochodu. Mój tata szedł za mną. Otworzył samochód i od razu do niego wsiadłem grzecznie zapinając pasy. Tata wsiadł za kierownicę i wyjechał z garażu. Całą drogę patrzyłem przez okno, aż w końcu moją uwagę przykuł wielki napis „Schronisko dla zwierząt". Popatrzyłem na tatę. Nagle skręcił w ulicę, na której znajdowało się wspomniane schronisko i pod nim zaparkował. Odpiąłem pasy i czekałem aż tata otworzy mi drzwi. Gdy tylko to zrobił wyskoczyłem z auta. Popatrzyłem na niego z uśmiechem na twarzy, który odwzajemnił. Nie musiał nic mówić, wiedziałem, że moim prezentem na urodziny będzie ktoś kogo będę mógł mocno pokochać, ktoś o kim mówiłem rodzicom. Wbiegłem szybko do środka budynku i przywitałem się głośno z panią, która akurat tam była. Mój tata ledwo za mną nadążał, ale w końcu i on przyszedł i również się przywitał.

Poszedłem we wskazanym mi kierunku przez panią. Widocznie rodzice już wcześniej ustalili co i jak, bo tata nawet z nią nie rozmawiał, a ona od razu kazała mi gdzieś pójść. Wparowałem do pomieszczenia pełnego klatek, w których były różne zwierzęta. Psy, koty, chomiki, króliki... wszystkiego po trochu. Poczułem kłucie w sercu i odwróciłem się ze łzą w oku do taty, który stał za mną.

    -  Co się stało Joonie? – przykucną obok mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Starłem łzę z policzka.

    -  N-no bo... te zwierzęta... one są samotne... nikt ich nie kocha i o nie nie dba.

!ZAWIESZONE! happily ever after || k. nj + k. sj ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz