Rozdział 1

13 1 0
                                    

Obecnie.

Pewnie znacie to uczucie bezsilności, prawda? Na pewno wiecie jak to jest gdy chcecie coś zrobić, ale już nie możecie nic zrobić, bo tak w sumie to nic nie da się zrobić. Powoli się staczacie. Szukacie tej zasranej nadzieji. Szukacie szcześcia, a ono tak po prostu spieprza wam, jak piasek przez palce. Poddajecie się, nie widzicie szansy na lepsze jutro, nie widzicie już nic. Bo wszystko przepadło, tak po prostu, tak z dnia na dzień.

Zawsze będę się obwiniać, za ten wypadek w którym zginęli moi rodzice. Gdybym była mądrzejsza i posłuchała się mamy, może dalej bym mieszkała w Anglii, może dalej bym była dziewicą, i może dalej bym miała rodziców. A teraz? Mieszkam w Sydney, u dziadków i jestem sierotą.

- Dobrze, tak trzymaj. - powiedział mój trener, na co ja lekko się uśmiechnęłam i zaczęłam walić w worek z większym zaangażowaniem.

Po całym tym incydencie, moi dziadkowie zostali moimi opiekunami prawnymi, z tego oto powodu, musiałam się przeprowadzić do Sydney. Ale to może i lepiej, bo zaczęłam życie od nowa. Zapisałam się na boks, bym w razie czego mogła się obronić, ale też temu by nie wspominać przeszłości.

Na całe szczęście nie jestem w ciąży, a jutro idę pierwszy dzień do szkoły, trzecia klasa liceum. Musze się wziąć za siebie, bo mam zamiar dostać się do dobrego collegu. Z ludźmi z Anglii nie utrzymuje już żadnego kontaktu, nie pozwałam do sądu Brada. Chociaż powinien gnić w pierdlu. Już nie chce być popularna, wolę być tą cichą myszką, co zawsze siedzi z tyłu i w ogóle się nie udziela.

***

- Crystal złotko, wstawaj bo się spóźnisz. - Powiedziała babcia, odsłaniając rolety w moim pokoju, na co ja cicho jęknęłam. 

Ale wstałam, wymalowałam się, zrobiłam luźnego warkocza i ubrałam legginsy, bluzkę z logo zespołu Guns n' Roses a na to Jeansową katanę i do tego czarne martensy. Jeszcze raz spojrzałam w lustro, wzięłam plecak i zeszłam na dół. Ucałowałam dziadka w policzek, z kuchennego stołu wzięłam jabłko, i wyszłam. 

Szłam na przystanek, szkoła ta znajdowała się, jakieś 15 minut drogi autobusem. Gdy autobus przyjechał, spokojnie do niego wsiadłam i usiadłam z przodu. 

Stanęłam pod budynkiem, głośno wciągnełam powietrze i pchnęłam drzwi.

- Sekretariat, byle by tylko znaleźć ten zasrany sekretariat. - myślałam przepychając się przez tłum uczniów.

W końcu ujrzałam, ten napis na jednych z drzwi. 

- Tak, tak teraz tylko iść w tą stronę. - Prawie zaczęłam tańczyć z szczęścia.


Lecz to uczucie nie było zbyt długie.  Gdy zobaczyłam jak grupka chłopaków bije słabszego, całe moje szczęście sie ulotniło i poczułam złość. Od razu skierowałam sie w tamtą strone.

- Ej wy! - krzyknęłam. - Nie wstyd wam? Czterech chłopaków na jednego?

- Zamknij się, bo zaraz też oberwiesz. Ma to na co zasłużył. - Powiedział jeden z nich, pewnie samiec Alfa.

- I co? Uderzysz dziewczyne? No to chodź pokaż jaki jesteś męski. - prowokowałam go.

Chłopak ruszył z pięściami na mnie, kiedy się zamachnął zrobiłam unik, i sama uderzyłam go w krocze. Gdy tylko się zgiął, z całej siły uderzyłam go łokciem w plecy. Upadł na ziemie, brzuchem do powierzchni. Szybko wykrzywiłam mu ręce.

- A teraz powtarzaj, nigdy więcej nie będe gnębić słabszych.

- Sama sobie to powiedz, dziwko. - Powiedział czerwony, bo jego koledzy zaczęli sie z niego śmiać.

- Mów, albo nie będziesz miał rąk, a może i nawet jaj. - wkrzywiłam mu ręce jeszcze bardziej.

- N-nigdy - zająkał się. - nie będe bić słabszych. - powiedział na co ja uśmiechnęłam sie triumfalnie i go puściłam. Wzięłam moją torbe i w końcu poszłam do tego zasranego sekretariatu po plan lekcji.

Nie, nikt nie zaczął mi klaskać. Wszyscy patrzyli na mnie jakby się mnie bali, gdy szłam ustępowali mi miejsce. I bardzo dobrze, niech wiedza z kim mają do czynienia.

- Ej ty dziewczyno. - usłyszałam za sobą, ale się nie odwróciłam szłam dalej pewnym siebie krokiem. - zaczekaj, chciałem Ci podziękować.

- Nie ma za co. - krzyknęłam i otworzyłam drzwi do pomieszczenia w którym znajdował się mój plan lekcji.

***

Gdy weszłam do stołówki, była prawie cała zapełniona, jak tylko zobaczyłam wolny stolik obok okna, od razu sie tam skierowałam. Usiadłam na krześle wyjełam moje jabłko i wode którą kupiłam w automacie, oraz ksiażke i już zaczynałam czytać gdy nagle.

- Mogę się dosiąść? - Zapytał jakiś chłopak. Spojrzałam na niego,  miał bujne zielone włosy, podbite oko, bluzkę z zespołem "Nirvana" i czarne rurki.

- Jasne, siadaj. - Szepnęłam i odwróciłam wzrok do ksiażki.

- Bo wiesz ja chciałem Ci podziękować, Michael jestem. - wyciągnął ręke a ja spojrzałam na niego jak na debila. - Aż taki ładny jestem, że się tak patrzysz?- zapytał. - Niestety nie interesujesz mnie, wolę chłopców. A ty? Jak masz na imię. Myślę, że możemy być przyjaciółmi. - uśmiechał się jak głupi. Na co ja parsknęłam śmiechem.

- Nie szukam przyjaciół, preferuje samotność. Wybacz. - uśmiechnęłam sie lekko.

- Spokojnie, wybaczam Ci. Ale i tak myśle, że możemy sie zaprzyjaźnić. - Znowu głupkowato się uśmiechnął. A ja już wiedziałam, że ten dzień będzie ciężki.

Jeej, pierwszy rozdział. Jak się podobał to proszę o gwiazdki. :)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 14, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

//It will be fine//  °° Ashton Irwin °° Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz