-Sucrette...-ten głos. Wszędzie go poznam.
-Tak?- spytałam Lysandra, odwracając się do niego. Widać było, że kłóci się sam ze sobą, analizując wszystkie "za" i "przeciw". - Czy coś się stało?
-Nie, nic...- kurczę, zawstydził się. - Ja... przepraszam, że ci zajmuję czas... - Chciał pójść, ale go przytrzymałam.
-Lysandrze, coś się stało? - powtórzyłam pytanie.
-Tyle razy mi pomogłaś... Ja... Chciałabyś, żebym cię odprowadził do domu?- Zaskoczył mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.-Rozumiem, nie chcesz. Dobrze.
Odszedł. Stałam oniemiała. Rozum mi podpowiadał, żebym zwyczajnie poszła do domu, zaś serce, żebym pobiegła za chłopakiem. W takich sytuacjach zawsze wygrywa serce. Podbiegłam do Lysandra, kładąc mu rękę na ramieniu.
-Oczywiście, że chcę.- Sama nie mogę w to uwierzyć, że to powiedziałam. To się wydaje takie nierealistyczne. Pewnie zaraz się obudzę w moim łóżku.
-To dla mnie zaszczyt.- Jeżeli to rzeczywiście sen, nie chcę się budzić. Przez całą drogę do mojego domu rozmawialiśmy. Dowiedziałam się, że Lysander ma brata o imieniu Leo oraz że z nim mieszka.
-To tutaj. - powiedziałam. Chłopak się uśmiechnął. - Dziękuję ci, że ze mną poszedłeś.
-Drobiazg...- westchnął.- Chciałabyś to kiedyś powtórzyć?
Przytaknęłam i pomachałam mu na pożegnanie. Odwzajemnił mój gest, po czym odszedł.
Rano źle się czułam. W normalnej sytuacji zostałabym w domu, ale bardzo chciałam się zobaczyć z Lysandrem. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że jest mi bliski. Powoli podniosłam się z łóżka. Wolnym krokiem podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam szukać odpowiedniego ubrania do szkoły. W końcu wybrałam niebieską koszulę w granatowe róże i krótką, granatową spódniczkę. Szybko się ubrałam. Do tego założyłam czarne kozaki na obcasach i czarną, skórzaną kurtkę. Nie pomalowałam się, ponieważ zauważyłam, że nikt w tej szkole, oprócz Rozalii, się nie maluje. Rozczesałam włosy i wpięłam w nie dwie, niebieskie spinki. Nagle zaczęła mnie boleć głowa. Postanowiłam jednak zignorować to uczucie i wyszłam z domu. Idąc w stronę szkoły, zrobiło mi się słabo. "Dam radę. Dojdę tam". Z daleka zobaczyłam Lysandra stojącego przed szkołą. Zaczął iść w moją stronę. Zrobiłam ku niemu dwa kroki i obraz mi się zamazał. Nie miałam już siły stać. Runęłam na ziemię. Poczułam tylko, jak ktoś mnie złapał i zemdlałam.
Obudziłam się w dziwnym miejscu. Leżałam na miękkim łóżku, więc albo byłam w domu, albo... "Nie, chyba nie jestem w szpitalu?"Pomyślałam. Nagle zdałam sobie sprawę, że ktoś trzyma mnie za rękę. Nie miałam siły otworzyć oczu, więc tylko leżałam. Wtem usłyszałam kroki.
-A pan kim jest?- spytał głos jakieś kobiety, zapewne pielęgniarki. Osoba trzymająca mnie za rękę lekko drgnęła.
-Ja...- To Lysander!
-Jest pan kimś z rodziny? W przeciwnym razie, muszę pana wyrzucić z sali.- kontynuowała przesłuchanie lekarka
-Ja jestem... - tu urwał na chwilę, a zaraz potem dokończył- Chłopakiem. Jestem jej chłopakiem.
"C-co???" pomyślałam, ale nic nie powiedziałam. Bałam się, że sobie pójdzie.
-W takim razie, niech pan zostanie. Ona potrzebuje pańskiego wsparcia.- powiedziała i wyszła, przynajmniej tak mi się wydaje, bo ponownie usłyszałam kroki i odgłos zamykania drzwi.
-Sucrette...- i zostałam tylko ja i Lysander. Niestety, ta chwila nie trwała długo, bo znowu ktoś wszedł i powiedział:
-Niestety, musi pan już opuścić tą salę. Musimy wykonać kilka badań.

CZYTASZ
Sucrette & Lysander
RomancePewnie wielu z was zna taką grę jak słodki flirt, prawda? Cóż, nie będę was okłamywała: ta opowieść powstała właśnie na bazie tej gry... Sucrette zmierzy się z wyzwaniem, z którym jeszcze nigdy nie miała styczności - z miłością. Czy temu podoła? Czy...