Stacja pierwsza i spotkanie ze starym rycerzem

57 3 8
                                    

Odkąd Karen pamięta, do przedziału wchodzili przeróżni ludzie, zjawiający się zazwyczaj nie wiadomo skąd. Zwykle siadali naprzeciwko, przyglądając się jej z zaciekawieniem, lub po prostu wpatrując się w zmienny krajobraz za szybą. Nosili się bardzo odmiennie. Dziewczyna obawiała się, że nigdy nie pozna prawdopodobnego scenariusza mogącego wytłumaczyć pojawianie się tych osób w Pociągu.

Zazwyczaj tajemnicze postaci znikały tak nagle, jak się pojawiały. Zupełnie zwyczajnie, bez zbędnych tłumaczeń.

Karen często zastanawiała się, co właściwie tu robiła. Nie pamiętała, co działo się, zanim znalazła się w Pociągu.

Drugą rzeczą, która jej myśli zajmowała niezwykle często, była przyczyna zmian w widoku z okna wagonu. Wszak za każdym razem, gdy spoglądało się w jego stronę, zmieniał się nie do poznania. Może wydawało się to zdatne do wyjaśnienia, gdyż Pociąg - jak każdy środek transportu - nieustannie gnał do przodu, jednak tego, co działo się za szybą, nie dało się racjonalnie wytłumaczyć. Raz Pociąg przemierzał trawiaste równiny, raz szybował pomiędzy białym obłokami, niczym ogromny, podłużny ptak. Dziewczynka wciąż nie mogła się nadziwić temu niecodziennemu zjawisku.

Nie ulegało wątpliwości, że Pociąg był nadzwyczajny. To mało powiedziane. On był fenomenem, rzadko kto mógł potwierdzić jego istnienie, nawet jego pasażerowie. Dziewczyna wiedziała tylko, że Pociągu nie obowiązuje miejsce. A to jeszcze nie koniec. Karen mogła być pewna, że Pociąg ukrywa przed nią jeszcze mnóstwo tajemnic.

Pewnego razu do przedziału wszedł garbaty człowiek o długiej, siwej jak śnieg brodzie, ciągnącej się po ziemi. Na nim zaś lśniła ołowiana zbroja, mocno nadgryziona zębem czasu. Samego osobnika również czas nie oszczędził. Po jego twarzy rozchodziły się tuziny zmarszczek, przez co jego cera przypominała aktualnie pozwijany materiał.

Przyglądał się Karen z zaciekawieniem wielkimi, piwnymi oczami. Nie odezwał się jednak ani słowem.

Siedzieli więc w milczeniu. Dla niej nie było to nic nowego, gdyż każdy gość odwiedzający jej przedział nigdy o nic nie pytał. Stary rycerz jednak nie mógł znieść ciszy. Nigdy nie spotkał nikogo, z kim nie wymieniłby nawet słowa. I tym razem również nie zamierzał zostawić tej sprawy samej sobie i czekać, aż Karen do niego zagadnie.

- Długo tu już tak siedzisz, jaśnie pani? - Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, przez co wydała się pomarszczona jeszcze bardziej.

Dziewczyna spojrzała na niego z nie lada zdziwieniem, niemalże przestrachem. Bardzo długo nikt nie nie zwrócił się do niej choćby jednym zdaniem.

- W sumie to nie wiem... - Wyjąkała z niechęcią.

Na twarzy rycerza zagościło wpierw niedowierzanie, następnie coś jak współczucie, tylko, że był to niezwykle krótki impuls. Później twarz starca znów rozpromienił przyjemny uśmiech.

- To może zacznijmy od tego, jak masz na imię, moja pani.

Dziewczyna zamyśliła się. Rzadko nawet w myśli używała swego imienia. Nie mniej pamiętała je, choć trudne było do wygrzebania z odmętów licznych myśli.

- Karen, mam na imię Karen - odrzekła wpatrując się w miliony płatków śniegu aktualnie przysłaniających zaokienny obraz.

- Ładne imię - zauważył rycerz drapiąc się po siwej brodzie. - Niegdyś przed laty podobne imię nosiła dama mego serca. Ach, piękne to były czasy...

Starzec rozmarzył się, a jego wzrok utkwił na drzwiach stanowiących wejście do przedziału.

- A pan? - zagadnęła Karen. - Jak na pana wołają?

Zmierzch CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz