Godzina druga - aster

14 1 0
                                    

Spóźniał się. Uparcie wpatrywałam się we wskazówki zegara.

Drugim kandydatem miał być chłopak spod znaku astra. Właśnie, miał być, a nadal nie przyszedł! Coraz bardziej żałowałam, że nie zatrzymałam Rafaela na dłużej, przynajmniej miałabym z kim porozmawiać.

Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły i do środka wparował, bo inaczej się tego nazwać nie da, zdyszany chłopak o ogniście czerwonych włosach.

Uniosłam brwi, widząc jego ubiór. Czyżby "dzieciak", który ma bogatych rodziców i myśli, że wszystko mu wolno? Taki, co ma wszystko, a chce jeszcze więcej?

— Spóźniłeś się — powiedziałam z pretensją w głosie.

Chłopak spojrzał na mnie i uniósł lekko brwi.

— Wyluzuj, przecież nic wielkiego się nie stało. Nadal mamy czas. — To mówiąc, usiadł obok mnie, przy okazji otaczając mnie ramieniem. — Carlos, starszy syn alf tutejszej watahy — przedstawił się.

— Calsey z północnej watahy — mruknęłam.

Nerwowo się poruszyłam pod wpływem jego spojrzenia. Jego oczy były prawie czarne. Uważnie przyglądał się mojemu ciału. Nie podobało mi się to, ale milczałam.

—Nawet, nawet. Nie prezentujesz się tak źle, jak myślałem, że będziesz — powiedział w końcu.

Odruchowo zacisnęłam dłonie w pięści.

— A może tak spróbowałbyś skupić się na czymś innym niż moje piersi, tyłek, czy inne elementy wyglądu? — syknęłam szczerze oburzona.

— Od razu piersi... Akurat musiałaś wymienić to, czego ci zabrakło. W pewnym stopniu oczywiście — mruknął. — A co do tyłka... — Wlepił wzrok w moje pośladki. — Tego ci nie brakuje — stwierdził.

Moje oczy zajarzyły się lawendowym blaskiem.

— Ale spokojnie Cals, przecież nie można mieć wszystkiego — powiedział Carlos, gdy to zauważył.

Jego słowa zamiast przynieść pożądany skutek, tylko bardziej mnie rozsierdziły.

— Słuchaj no, może i jesteś synem alf, ale tylko synem. Rodzice nie nauczyli cię, że nie masz prawa zwracać się tak do kobiet? — wywarczałam. — Nawet jeśli jesteś wyżej w hierarchii, jesteś winien szacunek pozostałym.

— Ale żeś się najeżyła. Złość piękności szkodzi, kotek. — Chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru zmienić swojego nastawienia.

Prychnęłam. Minęło dopiero kilka minut, a już mam go serdecznie dość! Jak tak dalej pójdzie, to po prostu stąd wyjdę i gówno mnie będzie obchodzić, co "wielki książe" sobie o tym pomyśli. Jestem pewna, że go nie wybiorę. Stu procentowo!

Carlos chyba myśli, że będę dalej się na niego wydzierać, bo gapi się, jakby na coś czekał. Przeliczył się, nie mam zamiaru z nim gadać. Jednak dobrze, że się spóźnił. Nie wytrzymałabym z nim pełnej godziny.

— Calsey?

— Cals, przecież nie mówiłem poważnie.

— Młoda...

Nie było to dojrzałe z mojej strony, przyznaję, ale chciałam mu pokazać, że nie może mnie tak traktować. Co prawda w niezbyt wyrafinowany sposób.

Zerknęłam na niego. Tylko na moment. Nadal na mnie patrzył. Odruchowo zaczęłam analizować jego wygląd. Był przystojny, ale w inny sposób niż Rafael, o którym można było powiedzieć, że jest po prostu... ładny. W oczach Carlosa dało się "utonąć", a u Raffy można było dostrzec psotne iskierki. Przez moment pomyślałam, że gdyby zamienili się swoimi stylami ubierania, bardziej by one do nich pasowały, ale zaraz stwierdziłam, że do jasnowłosego nie pasuje również ubierania się w drogie i markowe ciuchy.

— Zauważyłaś coś ciekawego, że tak się patrzysz? — zapytał chłopak, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Miałeś kiedyś złamany nos — palnęłam kompletnie bezmyślnie.

— Nad tym się tyle zastanawiałaś? — Uniósł brwi. — Miałem, nawet więcej niż raz — potwierdził, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że do "grzecznych" to on nie należał.

Napięcie między nami odrobinę zelżało, co postanowiłam wykorzystać.

— To może opowiesz o sobie coś więcej? — Carlos zdążył mnie uprzedzić.

Pod jego uważnym spojrzeniem czułam się nieswojo.

— Mam czworo rodzeństwa — zaczęłam ostrożnie — Czterech braci. Ja jestem najstarsza.

— Ja mam tylko młodszego brata, z którym, nawiasem mówiąc, niezbyt się dogaduję — powiedział chłopak takim tonem, jakby moja odpowiedź go nieusatysfakcjonowała.

Poruszyłam się niepewnie, gdy się do mnie zbliżył.

— Mogę czegoś spróbować? — zapytał, patrząc mi w oczy.

— Mam wrażenie, że mi się to nie spodoba — wymamrotałam, spuszczając wzrok.

— Nie przesadzaj — mruknął.

Lekko drgnęłam, gdy wplótł palce w jej włosy. Całkiem wbiło mnie w kanapę, gdy mnie pocałował. Niby to było zwykłe zetknięcie warg, bo niemal od razu go odepchnęłam, ale pozostawiło po sobie pewien niedosyt. Akurat, gdy chciałam coś powiedzieć, zegar wybił pełną godzinę. Carlos od razu wstał i podszedł do drzwi.

— Do zobaczenia — powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samą.

Westchnęłam cicho. Wciąż byłam zszokowana tym, że mnie pocałował. Odruchowo potarłam usta. Obiecałam sobie, że więcej nie dam się tak podejść.

— Debil... — mruknęłam pod nosem.

3 godzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz