Idę korytarzem. Sama. Wydawać by się mogło, że wszystko ze mną w porządku... Ale tak naprawdę nic nie jest w porządku. Ludzie na mnie patrzą, ale nic nie widzą, no bo co może im powiedzieć mój uśmiech? Że jestem szczęśliwa? Nic bardziej mylnego. Ten mały skurwysyn na twarzy ratuje mnie przed koniecznością tłumaczenia się z czegokolwiek. I to mi odpowiada. Tak jest łatwiej.
Każdy dzień jest kolejnym przedstawieniem. Każdy odgrywa swoją rolę, Każdy udaje kogoś, kim tak naprawdę nie jest. Dlaczego? Bo boi się odrzucenia przez innych. No bo jeśli nikt go nie zaakceptuje, nie będzie miał przyjaciół, będzie nikim, prawda? Będąc samemu jest się nic niewartym? Takie myślenie ludzi jest smutne i okrutne jednocześnie. Idąc tym tokiem rozumowania, jestem mniej warta niż inni. Nikt na mnie nie czeka, nikt nie zastanawia się, jak się czuję, nikt się o mnie nie martwi, nikt by nie zauważył, gdybym zniknęła. Więc jaki to wszystko ma sens? Czyż nie po to są ludzie, by być ze sobą? A co z teorią Platona o dwóch połówkach idealnie do siebie pasujących, które zostały rozdzielone w kosmosie, ale Ziemia ma być miejscem ich spotkania i połączenia się już na zawsze? Czy działa to we wszystkich przypadkach? A co jeśli ktoś jest tchórzem i boi się zaryzykować, bo strach przed jeszcze większym cierpieniem tak bardzo go paraliżuje, że woli nie robić nic? Co jeśli druga połówka tej osoby przez jego strach również nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa, bo przecież nie będą mogli być razem? Współczuję w takim razie przeznaczonej dla mnie osobie, jeśli takowa istnieje, ponieważ ze mną nigdy nie uda jej się niczego stworzyć. Nie potrafię uszczęśliwiać innych, a jeśli już, to jest to bardzo ulotne szczęście. Można powiedzieć, że jestem specjalistką od sprawiania ludziom bólu. Jak? To bardzo proste. Po prostu przywiązuję się do kogoś, czuję się z tą osobą dobrze z nadzieją, że w tym przypadku będzie inaczej, ale nagle pojawia się ten cholerny strach. To on wszystko psuje. No bo zawsze gdzieś z tyłu głowy siedzi myśl, że może jednak lepiej się nie angażować, bo co jeśli ta osoba już dawno ma dosyć spędzania z Tobą czasu, tylko ma zbyt dobre serce, by Ci o tym powiedzieć? Bardzo niska samoocena oraz mało pewności siebie grają tu główne role. Wywołują niechciane myśli, prowadząc do odrzucenia w efekcie drugiej osoby. Za każdym razem to ja wychodzę na tą najgorszą. Przecież to ja wszystko skończyłam. Ale czemu nikt nie zastanowi się nad sobą? Czemu nie pomyśli o tym, że skoro czułam się niechciana i niepotrzebna jakieś zachowanie lub słowa musiały to wywołać? Widocznie tak już musi być. Po prostu nie jestem do stworzona do tego, żeby być z kimś, nawet jeśli mowa tu o przyjaźni, nie o miłości. Jestem stworzona po to, by być sama i chyba powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego faktu.
************************************************************************************************************
Witajcie,
Wiem, że w tym rozdziale bardzo mało się dzieje, ale chciałam na początku pokazać myśli i rozważania głównej bohaterki, dzięki czemu czytelnicy będą mogli ją troche poznać.
Jeśli ta część Wam się podoba, dajcie znać poprzez skomentowanie lub gwiazdkowanie. Będzie mi bardzo miło :)
Do następnego xx
CZYTASZ
Hopeless
RandomDziewczyna jest nowa w szkole. Nie potrafi odnaleźć się wśród ludzi. Jest nieśmiała i samotna. Nie ma przy sobie nikogo bliskiego. Czy uda jej się pokonać strach i w końcu zbliży się do kogoś na tyle, by stał się jej przyjacielem?