Prolog (Z dedykacją dla Candy)

906 49 9
                                    

                  1. Szansa
      Obudziłam się niechętnie, ponieważ dzisiaj były moje jedenaste urodziny. Miałam dostać upragniony list z Hogwartu, ale kto przyjmie takiego potwora jak ja?
      Ale gdzie moja kultura. Nazywam się Aleksandra Wolverine. Mam tylko ojca, czarodzieja, ponieważ mama zginęła, gdy miałam roczek. Od dzisiaj mam 11 lat.      Wstałam z łóżka, omiotając wzrokiem mój pokój- czarno-szare ściany, wiele półek z książkami. Tak, uwielbiam czytać, dlatego co rusz to kupuję nową książkę, którą muszę przeczytać od razu. Powlokłam się do szarej szafy i otworzyłam ją. Wyjęłam czarne getry, białą koszulkę i czarną bluzę. Związałam moje rude, długie włosy w kucyka. Ubrałam się i zeszłam na dół robiąc dobrą minę do złej gry.
     Na dole zastałam swojego ojca w salonie, lecz nie był sam. Na fotelu siedział starszy mężczyzna z długą, srebrną brodą i okularami-połówkami.
-Witaj, Aleksandro. -powiedział miłym głosem.-Jestem Albus Dumbledore i jestem dyrektorem Hogwartu.
-Aleksandra Wolverine. -przedstawiłam się, mimo że znał moje imię.
-Twój ojciec wyjaśnił  mi twoją.. przypadłość - nie wiedział jak nazwać moją likantropię.- I sądzę, że nie przeszkadza to w nauce. Na Twoje potrzeby na Błoniach szkoły została posadzona Wierzba Bijąca, która chroniła tunel do miejsca, gdzie spokojnie będziesz mogła się przemieniać.
-Czyli będę uczyć się w Hogwarcie?! I mimo mojej przypadłości, normalnie będę chodzić na lekcje? -zasypywałam go moim entuzjazmem i pytaniami. W odpowiedzi uśmiechnął się i podał mi list. Obróciłam kopertę drżącymi rękami. Ku mojej radości zobaczyłam swoje nazwisko i adres. Przyjrzałam się godłu- lew, borsuk, wąż i orzeł wijące się wokół litery "H". Rozerwałam kopertę z dziką radością. Z racji, że moje urodziny wypadały 29 sierpnia mieliśmy dzisiaj jechać na Pokątną. Jeszcze kilka razy dziękowałam Dumbledore'owi. W końcu wyszedł, a ja z tatą szykowałam się do wyjścia. Mieliśmy się tam dostać za pomocą proszka Fiuu. Bardzo cieszyłam się, że dana mi jest nauka w wymarzonej szkole.

              2. Spotkanie

      Przenieśliśmy się na ul. Pokątną. Towarzyszył mi ojciec. Zaproponował, żebym poszła sama i pooglądała sobie, a on pójdzie załatwić parę spraw. Zgodziłam się chętnie.
     Swe pierwsze kroki skierowałam do księgarni po książki. Z tego cieszyłam się najbardziej. Weszłam do sklepu i od razu poczułam przyjemny zapach starych i nowych książek. Ruszyłam po książki do pierwszej klasy. Miałam większość książek, lecz brakowało mi jednej. Moje marne 160 centymetrów nie dawało rady dostać. Nagle, chłopięca ręka dostała z łatwością po potrzebną mi książkę, przy okazji biorąc jeszcze dla siebie. Podał mi i uśmiechnął się do mnie.
-Proszę.
-Dziękuję. -odparłam i wzięłam książkę od niego. Spojrzałam na jego ładne, zielone  oczy i odwzajemniłam uśmiech.
-Remus Lupin. -przedstawił się i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Aleksandra Wolverine. -odrzekłam i wymieniliśmy się uściskami dłoni. Był o jakieś 15 cm wyższy.
-Pierwszy raz w Hogwarcie? -zapytał, gdy poszliśmy do kasy.
-Tak. Idę na pierwszy rok. A ty?
-Ja też. Również najpierw poszłaś po książki? -dopytywał się.
-Najlepsze na początek. -uśmiechnęliśmy się do siebie promiennie. Najwyraźniej znalazłam kogoś, kto jak ja kocha czytać. Gdy wychodziliśmy zapytałam go, czy chce mi towarzyszyć. Odparł, że z wielką chęcią. Poszliśmy w kierunku sklepu Ollivanderów po różdżki. Remus przepuścił mnie w drzwiach na co zaczerwieniłam się lekko.
-Panna Wolverine. Pan Lupin. Spodziewałem się was. -rzekł sprzedawca.
-Skąd pan nas zna? -zapytał z podejrzliwością młody Lupin.
-Pamiętam każdą sprzedaną różdżkę. Xavier Wolverine, brzoza, włókno ze smoczego serca, 12,5 cala. Bardzo poręczna. Lyall Lupin, machoń, pióro hipogryfa, 13 cali.  (Od autorki: Gdyby ktoś wiedział, jaką różdżkę posiadał ojciec Remusa, proszę napisać w komentarzu, albo na G+. Mój profil: https://plus.google.com/117435905153447870857 . Z góry dzięki c:)
Bardzo zdziwiliśmy się wiedzy Ollivandera o naszych ojcach. Okazało się, że oboje mamy matki mugolki, a ojców czystej krwi. Wybrała mnie różdżka z dębu, włókno z ogonu testrala, 10 cali. Remus natomiast zakupił różdżkę z cyprysa, włos z ogona jednorożca, 10 i 1/4 cala.
      Gdy wyszliśmy, zapytał czy idziemy po sowy. Bardzo chętnie ruszyliśmy w stronę sklepu zoologicznego. Remus otworzył drzwi i weszłam pierwsza. Szliśmy w głąb sklepu, wskazując sobie najróżniejsze stworzenia. W końcu, wskazałam na klatkę z dwoma sowami. Jedna była czarna z białymi końcówkamj skrzydeł, a druga biała z czarnymi. Od razu pobiegliśmy w ich kierunku. Spojrzały na nas ciekawskimi spojrzeniami.
-Ja biorę czarną! -okrzyknęłam, na co Rem parsknął śmiechem.
-To mi zostaje biała. -odpowiedział z uśmiechem. Podeszliśmy do lady.
-Widzę, że wybraliście sowy-nierozłączki. -na nasze zdziwione spojrzenia wyjaśniła:
-To jak papużki, tylko  w sowim wydaniu. Idealne dla bliźniąt i par. -uśmiechnęła się do nas znacząco. Na te słowa moje policzki były czerwone, to samo zobaczyłam u Rema.
-To bierzemy? -zapytał, jakbym chciała wziąć inną.
-Tak, ta jest wspaniała.- odparłam mu z uśmiechem.
   

     3. Nieudany podryw, Black.
     
      Gdy kupiliśmy nasze sowy, wyszliśmy ze sklepu. Swoją sowę nazwałam Blacky. Mieliśmy już wszystko, oprócz szat. Powiedziałam na to, że najgorsze na koniec, co wywołało salwę śmiechu u chłopaka. Udaliśmy się do Madame Malkim po szaty. Niechętnie weszłam do środka. Przywitała nas starsza pani z lekką siwizną.
-Stańce na stołkach kochaneczki, mogę zrobić na miejscu, dzisiaj prawie nikt nie przychodz. -powiedziała i stanęliśmy na stołkach. Stałam na środkowym, a Remus po mojej lewej. Wtem drzwi otworzyły się, a stanął w nich wysoki, czarnowłosy chłopak w naszym wieku. Popatrzyliśmy na niego z ciekawością. Malkim kazała mu stanąć na wolnym stołku, który stał obok mnie.
-Cześć Piękna. Jestem Syriusz Black. Skoczymy gdzieś dzisiaj? -powiedział do mnie z bijącą od niego arogancją i pewnością siebie. Kątem oka zauważyłam, że Rem wysyła mu mordercze spojrzenia.
-Aleksandra Wolverine. -powiedziałam kolejny raz dzisiaj. - Nieudany podryw, Black. Jestem już z kimś umówiona. Jego poker face był warty wszystkiego. Remus nachylił się w moją stronę.
-Z kim jesteś umówiona?- zapytał z lekkim zdziwieniem.
-Z tobą. Idziemy później na lody? -zapytałam go z uśmiechem.
-O-oczywiście, Aleks. -uśmiechnął się lekko.
     Black nie odzywał się już, chodź zerkał na mnie cały czas. W końcu dostaliśmy szaty. Na odchodne jeszcze rzucił:
-Spotkamy się w Hogwarcie, mała! -krzyknął, na co Remus miał minę, jakby chciał wydrapać mu oczy. Poszliśmy na lody. Były przepyszne, nie obyło się bez śmiechu.

           4. Inwazja rudzielców?

       Jestem na stacji King's Cross razem z ojcem. Szukam wzrokiem Peronu 9 3/4, lecz nie widziałam tak owego. Mój tata natomiast miał niezły ubaw.
-Musisz wbiec w barierkę córciu.-powiedział w końcu.
Z wieloma obawami wbiegłam w barierkę. Odziwo, nie było ze mnie naleśnika. Znalazłam się po drugiej stronie, ojciec razem ze mną. Było 10 minut do odjazdu. Bałam się trochę, lecz ojciec przytulił mnie i pocałował w czoło.
-Nie ważne w jakim będziesz domu, nie ważne z kim będziesz się przyjaźnić. Pamiętaj, że zawsze będę z Tobą, Aleks. -na słowa ojca wzruszyłam się i przytuliłam go raz jeszcze.
     Weszłam do pociągu, szukając wolnego przedziału. Nagle usłyszałam znajomy śmiech. Śmiech Remusa.  Zaczęłam szybciej iść w jego kierunku. Zamaszyście otworzyłam drzwi i zobaczyłam Remusa. Uniósł wzrok znad książki i odłożył ją od razu. Nie był sam. Naprzeciwko siedział Black i jakiś brunet w okularach.
-Cześć Aleks! Chcesz siąść? -powiedział i wstał. Podszedł i przytulił mnie. Trochę zdziwiła mnie jego reakcja, lecz odwzajemniłam uścisk.
-Uu, Remus, nie mówiłeś, że masz dziewczynę! -krzyknął brunet, a my natychmiast odsunęliśmy się od siebie.
-Bo nie mam. -mruknął Remus.
-Cześć Piękna, mówiłem że się spotkamy. -powiedział jak zwykle  Black i przeczesał palcami włosy. -To mój kumpel, James.
Wskazał na bruneta w okularach. Chłopcy patrzyli tylko na mnie, co dość peszyło.
-Potter, James Potter. -przedstawił się.
-Aleksandra Wolverine.
Zaczęli gadać z Remem i z nudów wyjęłam książkę i zaczęłam czytać. Po jakimś czasie drzwi przedziału znowu się otworzyły. Stanęła w nich ruda dziewczyna z jasnozielonymi oczami. Patrzyliśmy na nią w milczeniu, póki Potter nie palnął:
-Kolejny rudzielec? Inwazja rudzielców?
Black nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, a ja z Remusem przewróciliśmy oczami. Dziewczyna tylko mruknęła coś w stylu "Palant" i poszła. Tymczasem Black i Potter tarzali się po podłodze. Wróciłam do książki z myślą, że tak będzie wyglądać moje siedem lat w Hogwarcie..

Wolf Love- Wilkołaki w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz