Mistrz przyjął nas w swoim gabinecie. Oprócz niego był tu też Gray, Natsu, Lucy, Levy, Gajeel, Juvia Luxus i Wendy. Oczywiście był jeszcze Happy Lili i Carla. Dopiero po nas do środka weszła jeszcze Lisanna. Oni wszyscy mają wyruszyć na tą misję?
- Erza, Jellal... - Mistrz skinął głową i złożył dłonie tak że stykały się jedynie opuszkami palców.
- Co jest dziadziusiu? - wypalił Natsu z roześmianą twarzą, szczerzył się do każdego - Komu trzeba spuścić łomot?
Lucy strzeliła mu z łokcia w żebra, zgiął się z jękiem i opadł na kolana. Mogliśmy teraz w spokoju wysłuchać Makarowa.
- jesteś okrutna kobieto - wysyczał przez zęby zbolałym głosem, ale więcej się nie odezwał tylko przycupnął naburmuszony pod ścianą
- Od kilku tygodni obserwuje dziwne zjawisko, załamanie w przepływie magii. Coś odbiera lub dodaje jej ogromną ilość, najwyraźniej jest nie kontrolowane lub używane w niewłaściwy sposób.
- To Anima? - Odezwał się Luxus, a Makarow westchnął
- Nie wiem. Prawda jest taka że zebrałem was tu po to byście wyszyli do serca problemu i zapobiegli dalszym szkodom. - zaśmiał gię jak dziecko, ręce mi opadły.
Czasami przypomina mi Natsu.
- Szkodom, to ktoś się na coś skarżył? - pytam zdziwiona, Jellal nic takiego nie mówił.
- Tak. Nagły spadek energii magicznej, tak poważny że ludność zaczyna zapełniać szpitale, albo nagły przypływ ogromnej mocy, zmieniający ludzi w bestie. - Dokończył Mistrz.
- A jeśli to Zeref? - pyta cicho Gray, nikt nie może powiedzieć o tym demonicznym magu niczego dobrego, ale Gray zbyt dobrze znał jego niszczycielską siłę.
- Cóż... wtedy pozostaje nam modlić się by Mavis miała nas w swojej opiece. - powiedział dziadziuś wpatrując się w okno. - Ale jeśli to kolejna próba zapanowania nad światem jakiegoś idioty... - odwrócił się w naszą stronę, na twarzy miał gniew - To macie skopać im dupska!
- Taaaaak! - wykrzykneli wszyscy razem tak głośno że Macarov zatkał sobie uszy, na czele stał oczywiście nie kto inny jak zawsze i wszędzie gotowy do bójki Natsu.
Tak więc nasza nowo powstała drużyna po otrzymaniu wszytkich możliwych wskazówek i rad od Mistrza rozeszła się by zebrać rzeczy. To misja z pewnością potrwa trochę czasu.
Weszłam do domu i opadłam na fotel. Bałam się o moich przyjaciół, bałam się tego co może się tam zdarzyć, a co jeśli to Zeref, a ja nie dam rady go powstrzymać i ochronić moją rodzinę?
Schowałam twarz w dłoniach, modląc się by ta misja oszczędziła moich bliskich. Czułam strach, niemal mogłam poczuć jego formę, szyderczy śmiech.
- Co ci się stało? - Reiki wychylił się zza ściany
- Tak. Chodz tu... - przywołałam go gestem - Musze wyjechać na jakiś czas, ale gdy wróce znajdziemy twoich rodziców. - obiecałam - Możesz zostać w Gildii, Mirajane się tobą zaopiekuje. Zgoda?
Skinął głową i przytulił mnie.
- Nie bój się Erzo... Jeśli chcesz pójde z tobą - zaproponował wesoło, jego dziecięcy spokój i dobroć dodała mi sił.
Zaśmiałam się pod nosem. Ten chłopiec ma więcej odwagi ode mnie. Ktoś zapukał do drzwi.
- Zostań tu, będziesz bezpieczny - poczochrałam jego ciemne włosy wstając by otworzyć.
Przede mną stała Lissana, spojrzała na mnie mówiąc że już czas. Zabrałam plecak, tak, tym, razem tylko jeden. Odprowadziłam Reikiego do Gildii, zostawiając pod opieką naszej demonicznej kelnerki.
- Powodzenia Erza - podniosła mnie na duchu swoim dobrodusznym uśmiechem, chociaż nie jestem pewna czy słowo Dobroduszny do niej pasuje.
Więc wyruszyliśmy.
Droga mijała spokojnie i lekko. Teren był płaski, a droga niemal bezustannie prowadziła przez las, po południu przeszliśmy już sporą część trasy, Magnolia już dawno znikneła nam z pola widzenia.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem dotrzemy na miejsce wskazane przez Makarowa jutro przed nastaniem nocy. Już jutro.
Myśl o tym co zastaniemy na miejscu nie dawała mi spokoju.
Starałam się ciągnąć na samym końcu, co było do mnie nie podobne. Dlaczego wciąż przepełniał mnie strach? To uczucie było mi rzadko spotykane, tym bardziej obawiałam się tej misji.
Pozostali jakby nawet nie zastanawiali się co nas czeka. Wśród nich panował gwar i śmiech, Lucy i Lisanna przekamażały się z Natsu a ten wydzierał się jak szalony. Uśmiechnełam się pod nosem, by wyglądali na naprawde spokojnych i szczęśliwych. (Wyobrażam sobie te piskliwe krzyki Natsu xD )
- No nareszcie... - mruknął Gray chowając ręde do kieszeni - Wyglądasz jakbyś szła na pogrzeb.
Chyba tak właśnie się czuję.
- Wybacz. Martwię się o nich. - wyznałam spuszczając głowę
- Przecież cię ochronimy - spojrzałam na niego zdziwiona, a jego gęba wykrzywiła się w szerokim głupkowatym uśmiechu
To prawda.
Jego słowa nie ugasiły mój niepokój na tyle że przestałam zostawać na szarym końcu i zachowywać się jak roztrzęsiona galareta. Szybkim i czułym ruchem przygarnełam go do siebie w podzięce za poprawienie humoru.
Jego głowa wydała dziwny odgłos w zderzeniu z moją zbroją....
- Eeeeeerzzzzzaaaa!
Natsu biegł w moją stronę z płaczem i schował się za plecami.
- Ratuj... - wyszeptał z przerażeniem, wystarczyło spojrzeć przed siebie
Lucy i Lisanna goniły za nim z diabelskim uśmiechem. Obie miały dla niego jakże wytworne i kolorowe korony z kwiatów. Jasne jest że obie chciały mu je założyć, ale ten dzieciak użył mnie jak tarczy, więc Lucy i Lisanna dały za wygraną.
Naprawdę jestem aż tak straszna?
Pozostali wyśmiewali Natsu, zwłaszcza Gajeel i Gray, nie mogli mu darować. Skończyło się jak zawsze. Prali się jak idioci na środku drogi, co chwile znikając w kłębach kurzu.
Nie zostawiali mi wyboru.
Podciągnełam rękawy i wkroczyłam do akcji.
- Wy tępi idioci...! - ryknełam czując jak drga mi powieka
Dostali manto na tyle porządne że usiedli w rządku i z opuszczonymi głowami bąkali pod nosem raz za razem przeprosiny
Gdy jednak dałam się ubłagać, ruszyliśmy dalej a raczej zamierzaliśmy bo usłyszałam kroki w oddali. Pokazałam reszcie by zachowali milczenie a sama przywołałam miecz.
- Zostań tu... - odezwał się Jellal wychodzący na przód, podróżował w stroju Mystogana więc założył bandamę na twarz.
Pobiegł do lasu, skąd dochodziły owe odgłosy. Czekaliśmy w napięciu, więc chcąc nie chcąc musiałam przytrzymywać wyrywającego się Natsu.
- Puść Erza!
Jeden strzał i cisza.
Między krzakami pojawił się Jellal. W towarzystwie.
- Co to do cholery jest?! - krzyknął Luxus
Na drogę wbiegło małpopodobne stworzenie o wściekłym spojrzeniu, ryczało przeraźliwie, jak niedźwiedz albo lew i jednym uderzeniem powalało drzewo, wraz z korzeniami. Potwór był ogromny, gdy stąpał ziemia się trzęsła. Widząc naszą grupę rozwścieczył się jeszcze bardziej.
- Podmiana!
- Stój Erza! - Jellal zatrzymał się obok - To człowiek!