Budzą mnie promienie słoneczne, wpadające przez niezasłonięte okna. Odgarniam włosy z twarzy i przecieram oczy, wierzchem dłoni. Podnoszę się do pozycji siedzącej i zauważam, że jestem w ubraniu z wczoraj.
Nagle wszystko mi się przypomina.
Byłam tak zmęczona, że zasnęłam w ubraniach. Śmieję się do siebie i podnoszę z łóżka.
Pochodzę do okna, chcąc je zamknąć, ale ono ani drgnie. Muszę załatwić sobie kogoś kto mi je naprawi.
Rozsuwam walizkę i wyciągam z niej ręcznik oraz żel pod prysznic.
Znajduję łazienkę na końcu korytarza i zdejmuję z siebie ubrania. Staję w kabinie prysznicowej i odkręcam wodę.
Po jakichś pięciu minutach słyszę pukanie. Staram sie to zignorować, ale pukanie staje się coraz bardziej głośniejsze i częstsze.
Wzdycham i zakręcam wodę. Przewiązuję ręcznik wokół swojego ciała i ruszam do wyjścia.
Otwieram drzwi i ściskam mocniej swój ręcznik. Na korytarzu zauważam mojego sąsiada z naprzeciwka. William oblizuje usta, lustrując moje ociekające wodą ciało. Jestem nieco zaskoczona tym, że jest w samych bokserkach.
Dopiero teraz zauważam, że na jego rękach widnieją liczne tatuaże. Lewą rękę ma w całości wytatuowaną, a prawą tylko w połowie. Mięśnie na jego brzuchu są mocno zarysowane, tak samo, jak na rękach.
- Cześć. - wita się, posyłając mi słodki uśmiech i ponownie skanuje mnie wzrokiem. - Mogę wejść ? - pyta, patrząc mi prosto w oczy.
- Jeśli musisz. - wzdycham, wywracając oczami i otwierając szerzej drzwi.
- Dzięki. - mówi wchodząc do mieszkania i zamykając za sobą drzwi. - Ratujesz mi życie.
- Możesz mi wyjaśnić dlaczego wpadasz do mojego mieszkania o... - przerywam i spoglądam na zegar ścienny w mojej kuchni. - O siódmej rano. To nie jest odpowiedni czas na odwiedziny.
- No więc... - zaczyna, patrząc na moje nagie nogi.
- Nie. Czekaj. - przerywam mu. - Pójdę się najpierw ubrać. - mówię, odwracając się do niego tyłem i ruszając do sypialni.
- Nie masz nic pod spodem ? - pyta zaskoczony. - Cholera.
- Brałam prysznic. - mówię i wchodzę do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Zakładam czystą bieliznę, wsuwam na siebie krótkie, materiałowe spodenki i ubieram czarny top.
Kiedy się odwracam zauważam, że drzwi od mojej sypialni są uchylone, ale jestem pewna, że je zamykałam.
Macham na to ręką i wychodzę z pokoju.
Znajduję Willa w kuchni.
Kiedy tylko wchodzę do pomieszczenia on momentalnie poświęca mi cała swoją uwagę. Uśmiecha się, a mnie przechodzą lekkie dreszcze.
Jeszcze żaden facet tak na mnie nie działał, a było ich dużo, ale z tego akurat nie jestem zadowolona. Nie ma się czym chwalić.
Siadam obok chłopaka, a ten nie przestaje się uśmiechać. Uśmiech ani na sekundę nie schodzi mu z twarzy, ale to dobrze o nim świadczy. Powiem szczerze, że nigdy w swoim życiu nie spotkałam kogoś tak pozytywnego, jak on.
- Możesz teraz mówić. - skinam głowa, a on poprawia się na krześle i spogląda na mnie.
- Potrzebowałem pomocy. - mówi, patrząc mi prosto w oczy.
- Dlaczego ode mnie ?
- Wolałem się schować u ciebie, niż u pary Meksykanów mieszkających pode mną. Nie są zbyt przyjaźni. - mówi i śmieje się pod nosem.
- Przed kim musiałeś się schować ? - pytam, marszcząc brwi.
- Przed dziewczyną.
- Wybacz, ale nie rozumiem cię za bardzo. Dlaczego miałbyś się chować przed swoją dziewczyną ?
- Ja nie mam dziewczyny ! Byłem wczoraj w barze i wziąłem jakąś laskę na noc. - mówi, a ja zaczynam się śmiać. - Zazwyczaj dziewczyny zmywają się z samego rana, ale ta została i do tego powiedziała mi, że chciałaby stworzyć ze mną poważny związek. - otrząsa się.
- A ty chciałeś uniknąć nieprzyjemnej rozmowy i schowałeś się u sąsiadki.
- Właśnie. - mówi z uśmiechem. - Ale mam dla ciebie pewną propozycję.
- Nie ma mowy, nie prześpisz się ze mną. - mówię ze śmiechem, machając rekami.
- Spokojnie, kochanie do tego dojdziemy pózniej. Teraz mam na myśli coś innego.
- Słucham.
- Ty pozwolisz mi się u ciebie chować, a ja zostanę twoim osobistym opiekunem.
- Nie potrzebuję opiekuna. Jestem już dużą dziewczynką.
- Zauważyłem. - mówi, lustrując mnie wzrokiem i zatrzymując się na moim biuście. - Ale chodzi mi tutaj o to, że będę cię oprowadzał po mieście. - mówi, wracając wzrokiem na moją twarz. - Zgadzasz się ? - pyta.
- No nie wiem. - mówię, udając zamyśloną, po czym wstaję i zaczynam chodzić po kuchni.
- Proszę. - Will zrywa się ze stołka i podchodzi do mnie. - Będę twoim osobistym szoferem. - mówi, obejmując mnie w tali i kładąc głowę na moim ramieniu.
- Serio ? - pytam zaskoczona. - Nie sądziłam, że jesteś aż tak zdesperowany. - chichoczę.
- Jestem. - szepcze mi do ucha, a ja uświadamiam sobie, że przez chwilę wstrzymywałam oddech.
- Okej. - mówię, uciekając z jego objęć.
Mimo, że jego dotyk był naprawdę przyjemny, przypominał mi również o mojej przeszłości, o której chciałam jak najszybciej zapomnieć.
- Tylko problem w tym, że nie lubię, gdy obcy facet pląta mi się po domu. - mówię, a on parska śmiechem. - I w dodatku gdy jest w samych bokserkach.
- Nie jestem dla ciebie obcy.
- No, trochę jesteś.
- To może poznamy się bliżej, co ? - unosi jedną brew i przybliża się do mnie.
Jesteśmy tak blisko siebie, że stykamy się stopami, a jego ciepły oddech wyczuwam na szyi.
- Myślisz, że twój urok osobisty i brązowe oczy wszystko załatwią ? - Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i odpycham go od siebie. - Jeśli tak, to się grubo mylisz.
- Zgadzasz się ? - pyta.
- Zgadzam się, ale przyznam szczerze, że wolałabym cię trochę lepiej poznać zanim pozwolę ci się rozgościć. - mówię, a on uśmiecha się do mnie. - Musze cię zmartwić, ponieważ nie mówię tutaj o seksie. Możesz sypiać z tymi dziewczynami z klubów, ale do mnie się nie przystawiaj.
- Dobrze, więc poznajmy się lepiej.
- Okej, ale skoro masz tutaj siedzieć, to przynajmniej się do czegoś przydaj. - mówię, wlewając wodę do czajnika.
- Co mam zrobić ? - pyta, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Chciałabym żebyś naprawił okno w mojej sypialni.
- Zepsuło się ? - pyta zaskoczony i wstaje od stołu.
- Nie chce się zamknąć.
- Miałem ten sam problem. Wiem jak to naprawić. - mówi, po czym znika w mojej sypialni.
Po chwili wraca do kuchni uśmiechnięty.
Zjeżdżam wzrokiem niżej i zauważam duże wybrzuszenie na jego bokserkach.
Chrząkam i wracam do przygotowywania naszych kaw.
- Gotowe. - rzuca, podchodząc do mnie. - Wystarczyło tylko mocniej docisnąć.
- Świetnie, dziękuje. - kiwam głową, nie patrząc na niego. - Ile łyżeczek cukru ? - pytam.
- Pięć. - mówi, wprawiając mnie w osłupienie.
- Chcesz zachorować na cukrzycę ?
- Lubię słodkości. - mówi z uśmiechem i mruga do mnie. - A poza tym cukier postawi mnie na nogi. Nie spałem pół nocy.
- Domyślam się. - parskam śmiechem.
Zalewam wrzątkiem nasze kawy, po czym podaję jeden kubek Williamowi.
- Dzięki. - mówi i posyła mi czarujący uśmiech. - Jesteś na pierwszym roku ? - pyta, biorąc łyk gorącego napoju.
- Tak. - przytakuję.
- A co studiujesz ?
- Sztuki piękne, a ty ?
- Muzykę, jestem na trzecim roku.
- Wyglada na to, że jesteśmy rówieśnikami. - mówię i biorę łyczek kawy.
- Jak to ? Przecież mówiłaś, że to dopiero twój pierwszy rok. - patrzy na mnie zaskoczony.
- Opuściłam dwa lata, bo musiałam zarobić na opłacenie studiów i wynajem tego mieszkania.
- Gdzie pracowałaś ? - pyta, a ja szybko próbuje wymyślić jakieś najprostsze kłamstwo.
- Eee, w sklepie. Tak, w sklepie. - mówię, starając się brzmieć choć trochę wiarygodnie.
Will chyba domyśla się, że nie mówię mu prawdy, bo marszczy brwi, ale na szczęście nie docieka.
- Skąd przyjechałaś ?
- Z Ohio.
- To daleko stąd.
- Mhm... - mruczę, pijąc kawę.
- Masz chłopaka ? - pyta, a ja krztuszę się gorącym napojem.
- Nie. - mówię, wycierając kropelki kawy z brody. - Nie mam chłopaka i nie szukam. Przyjechałam tutaj by się uczyć.
- Ale dasz się czasem zaprosić na drinka, co ? - uśmiecha się zadziornie i unosi jedną brew.
- Chcesz mnie najpierw upić, a potem zaciągnąć do łóżka, racja ?
- Bystra z ciebie dziewczyna. - śmieje się. - Jesteś dziewicą ?
- Wiesz, myślę, że to pytanie jest bynajmniej nie na miejscu.
- Dlaczego ? To normalne pytanie.
- Nie jestem dziewicą. - mówię.
- Więc dlaczego nie chcesz się za mną przespać ?
- To cię tak bardzo boli ? - śmieję się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Jesteś atrakcyjną kobietą.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie będę z tego powodu wskakiwać każdemu napalonemu facetowi do łóżka.
- Ja jestem wyjątkowy. - mówi z uśmiechem.
- Możesz już sobie odpuścić. - mówię. - Nie prześpię się z tobą.
- Na pewno ? - pyta, na co skinam głową.
Will podnosi się z krzesła, podchodzi do mnie i przytula mnie mocno.
- Cieszę się, że zyskałem nową przyjaciółkę. - szepcze mi do ucha, a jego dłonie zjeżdżają coraz niżej aż docierają do moich pośladków i ściskają je mocno.
- Zabierz łapy. - mówię, uderzając go w ręce.
- O Boże dziewczyno, co ty z nimi zrobiłaś ? - pyta zaskoczony i odsuwa się ode mnie.
- O czym ty mówisz ?
- O twoich pośladkach. - mówi, spoglądając na mój tyłek. - Są takie miękkie i okrągłe. Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny z taką dupą. - mówi, po czym klęka przy mnie i przytula się do moich pośladków.
- Odpieprz się ! - mówię, odsuwając się od niego. - Jeśli mamy być przyjaciółmi, to proszę, nie obmacuj mnie.
- No dobra. - wzdycha, podnosząc się z ziemi. - Skąpiradło. - mruczy pod nosem, prawie niesłyszalnie.
- Słyszałam. - śmieję się, poprawiając szorty.
- Poszła już. - mówi Will, patrząc przez okno.
- Co ? - pytam, podchodząc do niego.
- Ta dziewczyna. Już sobie poszła.
- Świetnie. - mówię z uśmiechem, klapiąc go po klatce piersiowej.
Pod jego skórą wyczuwam mocne mięśnie i aż miękną mi kolana. Przejeżdzam dłonią w dół, pragnąc dotknąć jego wyrzeźbionego brzucha, przez co przechodzi go lekki dreszcz.
- Możesz już wrócić do swojego mieszkania. - uśmiecham się.
- Szkoda. - mówi, a uśmiech schodzi z jego ust. - Liczyłem na to, że jeszcze sobie pogawędzimy.
- Nie martw się. - mówię, a on spogląda na mnie z nadzieją. - Akurat jesteś mi potrzebny.
- W czym mogę ci pomóc ?
- Chciałabym, żebyś mi pokazał jakąś dobrą siłownię.
- Aaa, to stąd się wzięły te skarby. - mówi, dotykając moich pośladków i potrząsając nimi.
- Ej ej, nie pozwalaj sobie. - mówię, zsuwając jego ręce ze swojego tyłka. - To pomożesz mi ? - pytam.
- Tak. Znam świetną siłownie, po drugiej stronie Central Parku.
- To daleko.
- Wydaje ci się. Jest tam na prawdę w dechę.
- Ćwiczysz tam ? - pytam.
- Tak. - mówi z uśmiechem. - Chciałbym abyś zapisania się do tej siłowni, ponieważ będzie mi bardzo miło patrzeć na twój tyłek w ciasnych spodenkach. - puszcza mi oczko.
- A co byś zrobił gdybym ci powiedziała, że ćwiczę w dresach ?
- Nie zrobiłabyś tego. Jak się ma taki tyłek, to grzech go nie pokazywać.
- Dobra, idź sie już ubierz.
- Okej. - uśmiecha się i w podskokach biegnie do wyjścia. Dopijam kawę, po czym wchodzę do sypialni i wciskam się w ciasne, podarte dżinsy. Wkładam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i zakładam buty i wychodzę z mieszkania.
Pukam do drzwi mieszkania chłopaka. Po chwili drzwi sie otwierają, a na korytarzu pojawia się uśmiechnięty Will, ubrany w brązowe spodnie i białą koszulkę z trzema guziczkami pod szyją, których oczywiście nie zapiął, przez co z pod koszulki wyłania się kawałek jego tatuażu. Mina mu rzednie, gdy zjeżdża wzrokiem na moje nogi.
- Wolałem cię w krótkich szortach. - mówi, kładąc dłoń na dole moich pleców.
- Nie będę świeciła tyłkiem przed całym miastem.
- Więc chyba się mogę czuć wyróżniony. - mówi, podnosząc wysoko głowę.
- Dlaczego ?
- Ponieważ przede mną się nie krępowałaś. - szepcze mi do ucha, ściskając mój pośladek.
Wywracam oczami i przesuwam jego dłoń wyżej, na swoje plecy.
Wychodzimy z budynku i stajemy obok dużego, czarnego Land Rovera.
Robi wrażenie, góruje nad innymi autami, które przy nim wydają się małe i nieważne. Albo tata pożyczył mu samochód, albo jest tak bogaty, że stać go było na kosztowny prezent dla synka. Choć równie dobrze Will może w ogóle nie mieć ojca.
Przestaję rozmyślać nad samochodem Williama, gdy ten otwiera mi drzwi po stronie pasażera i mówi bym wsiadła. Robię to co karze, a on zatrzaskuje za mną drzwi, po czym zasiada za kierownicą.
- Długo tam trenujesz ? - pytam.
- Ponad rok. Każdy student dostaje zniżki, więc trzeba było skorzystać. - mówi z uśmiechem. - A poza tym lubię patrzeć na ciałka ćwiczących tam dziewczyn. - mówi z chytrym uśmieszkiem. - A teraz dołączysz do nich ty, więc napewno cześciej będę tam wpadał.
- Spodziewałam się tego. - wywracam oczami.
William pochyla się nade mną, cały czas patrząc mi w oczy. Chwyta pas bezpieczeństwa i zapina go, po czym kładzie dłoń na dole mojego brzucha.
- Trzeba zapinać pasy. - mówi z pożądaniem w oczach.
Przytakuję, a on unosi kącik ust tworząc słodki uśmiech. W jego policzku pojawia się dołeczek, a ja jestem zaskoczona, że dopiero teraz go zauważam.
- Podoba ci się mój dołeczek, hmm ? - unosi jedną brew i uśmiecha się szerzej.
- Gówno prawa. - prycham, krzyżując ręce na piersi.
- Mnie nie oszukasz. Każda laska w tym mieście na mnie leci.
- Niemożliwe.
- Możliwe. - parska śmiechem i odpala silnik.
- Na pewno znajdzie się taka, która nie będzie tobą ani trochę zainteresowana.
- Każda dziewczyna znajdzie u mnie coś ciekawego. Jestem niczym świąteczna skarpeta, wisząca nad kominkiem - pełen niespodzianek.
- Porównujesz siebie do skarpety ? - śmieję się.
- To nieważne. Liczy się to, że nawet ty odnalazłabyś we mnie coś wartego uwagi.
- Co na przykład ?
- Wydaję mi się, że nie musze się dużo nad tym zastanawiać. - mówi z uśmiechem, spoglądając na mnie przelotnie.
- Więc mów. - zachęcam go.
- Zauważyłem, że spodobały ci się moje tatuaże.
- Eee, wydaje ci się. - mówię, machając ręką.
On mówi prawdę, ale nie mam zamiaru przyznawać mu racji.
- I wiem, że lubisz dotykać mojej umięśnionej klaty. - porusza zabawnie brwiami i uśmiecha się cwaniacko.
- Nie pochlebiaj sobie. Wcale nie jesteś aż taki umięśniony. - mówię, wywracając oczami.
- Zmienisz zdanie, koteczku. - mówi, a ja zamieram słysząc, jak mnie nazwał.
Nikt tak do mnie nie powiedział odkąd... Odkąd odeszłam z mojej dawnej pracy. Choć nie wiem czy "praca" to dobre określanie na to co robiłam.
- Nie mów tak do mnie. - warczę, odwracając głowę do okna.
- Dlaczego ? - pyta, kładąc dłoń na moim kolanie.
- Nie lubię, gdy ktoś się tak do mnie zwraca. - mówię groźnie. - Serio, nie mów już tego.
- W porządku. - przytakuje, gładząc mnie po udzie. - Już nie będę.
Po kilku minutach Will zatrzymuje samochód, przed dużym budynkiem, stojącym naprzeciwko Central Parku. Wysiadamy z auta i wchodzimy do budynku.
Przechodzimy przez krótki biały korytarz i podchodzimy do recepcji, za którą stoi blondynka, ubrana w strój sportowy.
- Hej skarbie. - wita się Will, posyłając dziewczynie czarujący uśmiech i opierając się o blat.
- Cześć William. - uśmiecha się blondynka i zakłada kosmyk włosów za ucho. - Nigdy nie przychodziłeś w niedzielę. Chcesz uzyskać lepszy efekt, racja ?
- Nie. Cassie chciała się zapisać. - mówi, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Miło cie poznać. - mówię z uśmiechem i podaję jej rękę.
Dziewczyna przypatruje się mi chwile bardzo uważne, a po chwili na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
- Będziemy najlepszymi przyjaciółkami. - piszczy, po czym wychodzi zza lady i przytula mnie mocno.
- To Rachel. Ona jest pełna serdeczności. - mówi Will.
- Zauważyłam. - mówię, klepiąc dziewczynę po plecach.
- Nie widziałam cię tutaj wcześniej. - mówi, gdy się od siebie odsuwamy.
Otwieram usta, żeby jej odpowiedzieć, ale William przychodzi mi z pomocą.
- Wprowadziła się wczoraj. Jesteśmy sąsiadami. - uśmiecha się i porusza brwiami w górę i w dół.
- Dziękuję William. - mówię, a on unosi dumnie głowę. - Tak jak powiedział William, przyjechałam dopiero wczoraj.
- Och, mam nadzieję, że spodoba ci się tutaj. - mówi z uśmiechem blondynka. - Studiujesz ?
- Tak. - odpowiadam.
- Sztuki piękne, na tej samej uczelni co ja. - dodaje Will.
- Właśnie.
- Cassie potrzebujesz trenera ? - pyta Rachel, wracając za ladę.
- Wydaje mi sie, że przydałby mi się na początek.
- Na dwa tygodnie ?
- Myśle tyle w zupełności mi wystarczy.
- Ja mogę być twoim trenerem. - wtrąca William i posyła mi zalotny uśmiech.
- Po moim trupie. Musze mieć profesjonalnego trenera.
- Mam kogoś idealnego dla ciebie. - mówi blondynka i wystukuje coś w komputerze. - Jest teraz wolny. Możesz iść do niego i ustalić grafik waszych spotkań.
- Mam nadzieję, że nie przydzieliłaś jej Liama. - mówi William.
- Właśnie to zrobiłam. - mówi uśmiechnięta Rachel i podnosi na nas wzrok. - A co z nim nie tak ? Jest profesjonalny.
- Aż za bardzo. Zabierze mi ją.
- Przypominam ci, że nie jesteśmy razem. - mówię z uśmiechem, klepiąc chłopaka po ramieniu.
- Ale...
- Przestań kłapać dziobem i zaprowadź mnie na salę. - przerywam mu w pół słowa, a on wzdycha i ciągnie mnie wzdłuż korytarza.
Wchodzimy do dużej sali w której jest kilkanaście bieżni do biegania, a przy wielkim lustrze poukładane są ciężarki, od najlżejszego do najcięższego. Są tu też rowerki stacjonarne i kilka orbitrek. Mój wzrok utkwiony jest oczywiście na płci przeciwnej. Młodzi wysportowani mężczyźni ćwiczą swoje mięśnie. Pot spływa z nich, przez wysiłek jaki wykonują.
Wśród nich można znaleźć kilku przystojniaków. Aż mi się gorąco robi. To jest takie seksowne.
Po chwili Will ciągnie mnie mocniej za rękę, bo chyba troszkę się rozkojarzyłam.
Ruszamy w stronę podnoszącego ciężarki chłopaka, ubranego jedynie w niebieskie spodenki za kolano. Przykuwam wzrok do jego wyrzeźbionego brzucha i torsu.
Williamowi dużo brakuje, by tak wyglądać.
Mięśnie ma napięte, wyglądają jakby były ze stali.
Stajemy obok niego i wtedy on odkłada ciężarki i spogląda na mnie.
Jego wzrok wypala dziurę w moim ciele.
- Cassie to jest twój trener. - mówi znudzony Will i wskazuje na chłopaka, który uśmiecha się do mnie czarująco i podchodzi bliżej.
- Liam. - przedstawia się i podaje mi rękę.
- Cassie. - uśmiecham się i uściskam jego dużą, żylastą dłoń.
Stoimy chwile ściskając swoje dłonie i wpatrując się w siebie, dopóki nie słyszymy odchrząknięcia Williama.
- To mega niezręczne. - mówi, a ja puszczam dłoń chłopaka.
- No więc Cassie, najpierw chcę wiedzieć nad czym chcesz popracować. - mówi Liam, opierając ręce na biodrach.
- Chciałabym ogólnie popracować nad moją sylwestką.
- Powiem tak, jesteś super laską która nie musi chodzić na siłownie, ale każdy dobrze wie, że ćwiczeń nigdy za dużo. - mówi z uśmiechem. - Okej, a teraz mam pytanie dotyczące zdrowia. Jesteś chora na serce, na astmę, lub coś innego ?
- Nie. - kręcę głową.
- A w jakie dni ci pasuje ?
- Znaczy mi jest to obojętne, bo ja zawsze mogę. - mówię, a on uśmiecha się pod nosem.
- Nie słuchaj jej stary. Wcale nie jest taka chętna. - wtrąca Will.
- No to w takim razie w poniedziałki, środy i piątki. Pasuje ci ?
- Tak. - przytakuję.
- To świetnie. Chcesz zacząć od teraz?
- Nie mam odpowiedniego stroju.
- Ty możesz bez.
- Jak ? W tym ? Wiesz co, nie dzięki.
- Miałem na myśli, nago.
- Jestem za ! - wykrzykuje Will, a ja wywracam oczami.
Czy wszyscy faceci w Nowym Yorku są tacy niewyżyci ? Wyglada na to, że tak.
- Dobra, Liam daj sobie na wstrzymanie. - mówi Will, klepiąc chłopaka po plecach. - Ona nawet mi odmówiła.
- Nie. - wytrzeszcza oczy i unosi wysoko brwi.
- Tak.
- Dziewczyno co jest z tobą nie tak ? - chłopak zaczyna się śmiać, a wraz z nim William.
- Ja przyjechałam tu po to by się uczyć.
- Nie przyjeżdża się do Nowego Yorku z powodu nauki.
- No widzisz, a ja przyjechałam tu właśnie z tego powodu.
- Dziewica ? - pyta, spoglądając na mojego sąsiada.
- Mówiła, że nie, ale mam watpliwości. - odpowiada William, drapiąc się po brodzie i skanując mnie wzrokiem.
- Halo ! - macham im dłonią przed twarzami. - Ja wciąż tu jestem.
- Tak wiemy. - Will macha na mnie ręką.
- Więc, Cassie zapraszam cię jutro na pierwszy trening. - uśmiecha się do mnie. - Umówmy się tutaj o trzynastej piętnaście. Nie spóźnij się.
- Będę punktualnie.
- Trzymam cie za słowo. - mruga do mnie, po czym znów bierze do rąk ciężarki.
Wychodzimy z siłowni i wsiadamy do samochodu Williama.
- Co to miało być ? - pyta poirytowany Will.
- O co ci chodzi ? - pytam, marszcząc brwi.
- Podoba ci się Liam, racja ?
- Nie. Podoba mi się Rachel. - kłamię, myśląc, że wreszcie mnie zostawi w spokoju i nie będzie chciał mnie zaciągnąć do łóżka.
Will spogląda na mnie zaskoczy i zmieszany. Przygląda mi się chwile, a potem zaczyna się histerycznie śmiać.
- To dlatego nie chciałaś się ze mną przespać.
- No. Dokładnie dla tego.
- Kamień z serca. - wzdycha, kładąc dłoń na piersi. - A już myślałem, że wypadłem z formy. Zwykle każda dziewczyna się rozpływa na mój widok. Teraz wiem, dlaczego nie byłaś mną zainteresowana. Jednak muszę cię zmartwić. Rachel jest hetero.
- Trudno. - wzruszam ramionami.
- Trochę mi smutno, że cię nie przelecę.
- Przykro mi.
- Nie martw się. Sprawię byś zmieniła orientację.
- Jak chcesz to zrobić ? - pytam, nieco przerażona.
- Mam swoje sposoby.
CZYTASZ
Bad Habit
RomanceZAWIESZONE ! Dwudziestotrzyletnia Cassie Markey zostawia przeszłość za sobą i przeprowadza się do Nowego Yorku, by móc studiować w Juilliard School. Jej życie nie było idealne. Musiała sama zarobić na wyjazd do dużego miasta. Dziewczyna stara się...