2 rozdział

62 9 3
                                    

Drew

Gdy dotarłem do domu zastałem tą samą codzienną sielankę. Mama z tatą siedzą na kanapie i oglądają telewizję z uśmiechami na twarzach. Gdybym mógł to bym wam zdarł ten głupi uśmiech- pomyślałem.

Nie miałem zbyt dobrych relacji z rodzicami. Nie, to mało powiedziane. Nasze relacje są okropne. Z zewnątrz tego nie widać dlatego wszyscy myślą, ze mamy wspaniałe życie, ale to nie prawda. W naszym domu nigdy nie ma normalnej rozmowy. Są albo kłótnie albo odzywamy się do siebie półzdaniami. Z powodu tego, że nie mogłem powiedzieć im o swoich problemach zacząłem uczęszczać na co tygodniowe sesje z psychologiem. Dopiero tam mogę komuś się zwierzyć. Przyjaciół też nie mam. To znaczy jest Nate Parker, który uważa mnie za przyjaciela, ale ja jego nie. Rodzice Nate'a ciągle wyjeżdżają w delegacje, więc bardzo często organizuje on imprezy, na których ja jestem jego towarzyszem do picia. Przykre. W szkole też wszyscy uważają, że moje życie jest idealne. Gdyby mnie poznali to już nie byłbym taki popularny.

- Cześć synu - przywitał się ze mną tata.

Zignorowałem to i w ciszy poszedłem do swojego pokoju. Tam rzuciłem swój plecak w kąt i położyłem się na łóżku wkładając do uszu słuchawki, z których chwile potem popłynęła muzyka. Zamknąłem oczy, żeby choć przez moment nie myśleć o niczym. Zasnąłem nawet nie wiem kiedy.

Obudził mnie dźwięk telefonu, który oznaczał, że ktoś usiłuje się do mnie dodzwonić. Jęknąłem z niezadowolenia i spojrzałem na wyświetlacz. Nate. Nie miałem ochoty z nim gadać, ale kiedy telefon ponownie wydał z siebie dźwięk postanowiłem odebrać dla świętego spokoju.

- Gdzie ty się stary podziewasz?! Impreza trwa już od 45 minut, a ciebie nadal nie ma! Rusz dupę, bo dziewczyny się niecierpliwią! - krzyczał do słuchawki z powodu głośnej muzyki.

- Mhm, zaraz będę - odpowiedziałem z obojętnością w głosie i rozłączyłem się.

Niechętnie podniosłem się z łóżka. Podszedłem do szafy i wziąłem z niej czarne rurki, biały t-shirt i jeansową kurtkę. W między czasie spojrzałem na ekran telefonu żeby sprawdzić godzinę. Była 23:54, więc rodzice na pewno już śpią. Ucieszyłem się, że przynajmniej nie będę miał problemu z wyjściem z domu.

***

Gdy dotarłem pod dom chłopaka nawet nie musiałem pukać czy dzwonić dzwonkiem. Po prostu wszedłem. Od razu uderzył mnie odór alkoholu zmieszany z potem tańczących ludzi i dymem zarówno papierosowym jak i tym od marihuany. Wszedłem wgłąb budynku w poszukiwaniu kolegi. Po drodze natknąłem się na blondynkę, która nieustannie się do mnie kleiła. 

-Drew! No, a już myślałem, że nie przyjdziesz- powiedział Parker ledwo trzymając się na nogach. 

Postanowiłem pójść do kuchni po czerwony, papierowy kubeczek, w którym znajdował się alkohol. Kiedy wszedłem do środka już byłem gotów zawrócić, ale Tracy mnie wyprzedziła. 

xxxxx

Hejka! Rozdział taki sobie, ale mam nadzieje że wam się spodoba.  Z góry też przepraszam za ilość słów, ale niestety nie dałam rady więcej. Ogólnie rozdziały nie będą miały za dużo słów. Tak tylko uprzedzam xd Gwiazdkujcie i komentujcie bo to mega motywuje, a w moim przypadku motywacja jest bardzo potrzebna :) Następny rozdział nie wiem kiedy.
       Dużo miłości <3

Love yourself // DreviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz