@>---;---

177 18 22
                                    

Silny wiatr zaszumiał w koronach niedaleko rosnących drzew, zabierając ze sobą w podróż kilka jesiennych liści. Zawirowały tuż ponad dachami pobliskich budynków i gładko wylądowały między nogami spieszących się przechodniów. Każdy biegł w sobie tylko znanym kierunku, nie zważając na nic i nikogo, głuchy na otaczający go świat. Mijając siebie nawzajem spoglądali na siebie nieufnie, zastanawiając się, co mogą mieć na sumieniu.

Z kłębowiska szanowanych biznesmenów, wiecznie niezadowolonych emerytek i pędzących na lekcję uczniów wyraźnie odznaczał się jeden młody mężczyzna. Co mogło być w nim takiego wyjątkowego? Właściwie to nic. Po prostu jako jedyny nigdzie nie pędził, nigdzie nie było mu spieszno; stał oparty o betonową barierkę mostu nad torami kolejowymi, wypatrując wciąż spóźniających się "radomiaków" i innych pociągów.

Poprawił czapkę na głowie. Z kieszeni kurtki wyjął paczkę gum do żucia; z nieukrywanym zbytnio smutkiem zauważył, że została mu już tylko jedna. Po chwili wahania i rozważań nad jej dalszą egzystencją zdecydował się ją spożyć. Żując już słodką masę, zwinął błyszczący papierek w małą kulkę i lekkim ruchem ręki wyrzucił ją za siebie. Spasiony gołąb siedzący niedaleko, widząc to sfrunął z barierki i łypiąc małymi, paciorkowatymi oczkami dookoła, zaczął szukać małej błyskotki. Nie zwracając większej uwagi na ptaka, cicho mlaskając znów zaczął obserwować torowisko.

- Przepraszam.

Gołąb z dzikim pogruchiwaniem pofrunął nad zakorkowany plac Zawiszy, gubiąc po drodze parę siwych piór. Chłopak obejrzał się; dwa metry za nim stał lekko przygarbiony staruszek, mający na oko z osiemdziesiąt, może dziewięćdziesiąt lat. Był ubrany w zadbany, grafitowy garnitur, a drżącą dłonią kurczowo trzymał drewnianą laskę.

- Przepraszam, młodzieńcze - powtórzył starzec. - czy mógłbyś jednak podnieść swój papierek? - zapytał pokazując palcem na połyskujące sreberko.

Młody mężczyzna wzruszył ramionami.

- Nie wiem, o co panu chodzi - powiedział z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. - Dziennie przechodzi tędy mnóstwo ludzi. Może ktoś inny go wywalił, nie pomyślał pan?

Starszy mężczyzna posmutniał lekko. Westchnął, podszedł do śmiecia i z cichym stęknięciem go podniósł. Nie widząc nigdzie w pobliżu kosza, schował go do kieszeni marynarki.

Chłopak przypatrywał się całej sytuacji z mieszanką zażenowania i poczucia winy. Sam doskonale wiedział, że zachował się jak rozwydrzony dzieciak.

- Nie musiał pan tego zbierać - wybąkał. - Tutaj przecież są ludzie od tego...

- Może i tak, ale mam do nich szacunek. Nie chcę im przysparzać dodatkowego problemu.

Starzec posłał swojemu rozmówcy przyjacielski uśmiech, na co ten zareagował zawstydzonym grymasem. Poprawił kołnierz kurtki, próbując zakryć lekki rumieniec.

- Jak masz na imię, chłopcze? - spytał staruszek, wciąż lekko się uśmiechając.

- Jasiek, prze pana - odpowiedział młodzieniec.

- Jaki pan? Nie widzę tu żadnego pana - zaśmiał cię cicho starszy mężczyzna. - Za to ja mam na imię Mikołaj. Mówmy sobie po imieniu, może tak być? - widząc jak chłopak przytakuje, kontynuował: - Jak już się poznaliśmy, to co powiesz na pogawędkę przy kawie? Dawno z nikim nie chodziłem do kawiarni i bardzo za tym tęsknię. Dasz radę spełnić jedną, malutką prośbę schorowanego emeryta?

Przez chwilę przypatrywał się Mikołajowi z lekkim niepokojem. Niecodzienne podchodzą do niego elegancko ubrani starcy i zapraszają go na kawę. Zresztą, w telewizji i Internecie wiele się mówi o różnych, dziwnych sytuacjach, chociażby te małżeństwa między dwudziestolatkami a pomarszczonymi paszczurami z pełnym kontem... "Może to jakiś zwyrodnialec, czy inny zbok? Szuka wrażeń, czy jak?", pomyślał Jasiek. Po chwili namysłu wzruszył ramionami. "I tak nie mam nic lepszego do roboty..."

Lekcja Szacunku ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz